gruźlicy pacjent jest „konsumowany”, spalany. W przypadku raka ulega „inwazji” obcych komórek, które mnożąc się, wywołują atrofię lub blokadę funkcji życiowych. Pacjent „wysycha” (jak pisze Alice James) lub „kurczy się” (według słów Wilhelma Reicha).
Gruźlica to choroba czasu: przyspiesza życie, czyni je bardziej wyrazistym, uduchowionym. Tak po angielsku, jak i po francusku suchoty określa się jako „galopujące”. Rak nie tyle biegnie, ile rozwija się etapami; jest także (w ostatecznym rachunku) „terminalny”. Rak działa powoli, podstępnie: częstym eufemizmem raka napotykanym w nekrologach jest: „długa, ciężka choroba”. Raka przedstawia się we wszystkich charakterystykach jako chorobę powolną; tak też po raz pierwszy posłużono się nim w metaforze. „Słowo jego pełznie niczym rak”, napisał Wyclif w roku 1382, tłumacząc wers 2, 17 z II listu św. Pawła do Tymoteusza; wśród najwcześniejszych zastosowań figuratywnych rak występuje jako synonim „nieróbstwa” i „gnuśności”3. W sensie metaforycznym jest nie tyle chorobą czasu, ile chorobą lub patologią przestrzeni. Główne jego metafory nawiązują do pojęć z zakresu topografii (rak „rozszerza się”, „rozprzestrzenia”, „przerzuca”; guzy są „usuwane drogą chirurgiczną”) i jego najbardziej przerażającą konsekwencją, oprócz samej śmierci, jest okaleczenie lub amputacja jakiejś części ciała.
Gruźlicę wyobraża się często jako chorobę ubóstwa – braku odzieży, wychudłych ciał, niedogrzanych mieszkań, złych warunków higienicznych, niedostatku jadła. Ubóstwo to nie musi być aż tak dosłowne jak w przypadku Mimi z Cyganerii; gruźliczka Małgorzata Gautier z Damy kameliowej żyje w luksusie, ale w istocie jest biedną, żałosną nieszczęśnicą. Odwrotnie, rak to choroba klasy średniej, choroba dostatku i nadmiaru. Kraje bogate mają największy współczynnik zachorowań na nowotwory, a wzrost ich liczby uważa się po części za skutek diety bogatej w tłuszcze i białko oraz rezultat działania toksycznych wyziewów produkującej dostatek gospodarki przemysłowej. Leczenie gruźlicy kojarzy się z pobudzaniem apetytu, raka – z mdłościami i utratą apetytu. Niedożywieni żywią się – niestety bez skutku. Przekarmieni nie są w stanie jeść.
Istniał pogląd, że chorym na gruźlicę może pomóc, a nawet może ich uleczyć, zmiana otoczenia. Uważano, że gruźlica jest chorobą związaną z wilgocią, przypadłością parnych i cuchnących miast. Wnętrze ciała ulegało zawilgotnieniu (Ulubionym określeniem była tu „wilgotność płuc”) i należało je osuszyć. Doktorzy zalecali zatem podróże do miejsc suchych – w góry, na pustynię. Żadna zmiana otoczenia nie pomaga jakoby chorym na raka. Walka toczy się wewnątrz ciała. Coraz częściej uważa się, że jakiś czynnik obecny w otoczeniu mógł raka wywołać. Ale kiedy rak już zaatakował organizm, przebiegu choroby nie można odwrócić ani złagodzić, przenosząc pacjenta w lepsze (to znaczy mniej rakotwórcze) miejsce.
Gruźlicę uważa się za chorobę stosunkowo bezbolesną. Raka kojarzy się nieodmiennie z trudnym do zniesienia bólem. Gruźlica przynosi ponoć lekką śmierć, podczas gdy rak kończy się zgonem w okrutnych cierpieniach. Przez ponad sto lat gruźlica była ulubionym sposobem nadawania śmierci znaczenia – chorobą budującą i wyrafinowaną. Literatura dziewiętnastowieczna pełna jest przykładów niemal pozbawionej symptomów, wolnej od lęku, podniosłej śmierci na gruźlicę, zwłaszcza wśród ludzi młodych, takich jak mała Ewa z Chaty wuja Toma czy Pawełek, syn Dombeya, ze Spraw firmy Dombey i Syn oraz Smike z Życia i przygód Nicholasa Nickleby, gdzie Dickens opisuje gruźlicę jako „straszną chorobę”, która jednak „oczyszcza” śmierć
ze wszystkiego, co pospolite […], podczas której walka duszy z ciałem jest tak powolna, cicha i dostojna, a ostateczny wynik nieuchronny, że dzień po dniu i minuta po minucie ziemska powłoka więdnie i zamiera, a duch, coraz lżejszy i lotniejszy, czując, że zbliża się nieśmiertelność, poczyna ją uważać za przedłużenie ziemskiego bytu…4
Proszę porównać tę uszlachetniającą, pogodną śmierć gruźlika z haniebną, bolesną śmiercią na raka, ojca Eugene Ganta z Of Time and the River (O czasie i rzece) Thomasa Wolfe’a i śmiercią jednej z sióstr w filmie Bergmana Szepty i krzyki. Umierający gruźlik przedstawiany jest jako człowiek piękny i uduchowiony; umierający na raka, upokorzony przez strach i cierpienie, jest ograbiony z wszelkiej zdolności do autotranscendencji.
***
Takie są różnice w istniejących mitach o obu chorobach. Oczywiście wielu gruźlików umierało w strasznych cierpieniach, wielu zaś umiera na raka, nie czując prawie bólu do samego końca; zarówno biedni, jak i bogaci chorują tak na gruźlicę, jak i na raka. Ale mity o tych chorobach pozostają. Większość ludzi myśli o gruźlicy jako chorobie jednego organu nie tylko dlatego, że gruźlica płuc jest najczęściej występującą odmianą tej przypadłości. Dzieje się tak również dlatego, że mitologia gruźlicy nie pasuje jakoś do mózgu, krtani, nerek, kości czy innych części ciała, w których może się usadowić bakcyl choroby, natomiast świetnie przystaje do tradycyjnych obrazów (oddech, życie) kojarzonych z płucami.
Podczas gdy gruźlica nabiera właściwości związanych z płucami, należącymi do górnej, uduchowionej części ciała, rak znany jest z tego, że atakuje często te organy (jelito grube, pęcherz, odbytnicę, pierś, szyjkę macicy, gruczoł krokowy, jądra), o których mówi się z zażenowaniem. Posiadanie guza wywołuje zwykle uczucie wstydu, ale w hierarchii organów ciała rak płuc postrzegany jest jako coś mniej wstydliwego niż rak odbytnicy. Jedyna nieguzowata forma raka pojawia się obecnie w literaturze popularnej w roli zastrzeżonej niegdyś dla gruźlicy, jako romantyczna choroba przerywająca młode życie. (Bohaterka Love Story Ericha Segala umiera nie na raka żołądka czy