Susan Sontag

Choroba jako metafora. AIDS i jego metafory


Скачать книгу

gruź­li­cy pa­cjent jest „kon­su­mo­wa­ny”, spa­la­ny. W przy­pad­ku raka ule­ga „in­wa­zji” ob­cych ko­mó­rek, któ­re mno­żąc się, wy­wo­łu­ją atro­fię lub blo­ka­dę funk­cji ży­cio­wych. Pa­cjent „wy­sy­cha” (jak pi­sze Ali­ce Ja­mes) lub „kur­czy się” (we­dług słów Wil­hel­ma Re­icha).

      Gruź­li­ca to cho­ro­ba cza­su: przy­spie­sza ży­cie, czy­ni je bar­dziej wy­ra­zi­stym, udu­cho­wio­nym. Tak po an­giel­sku, jak i po fran­cu­sku su­cho­ty okre­śla się jako „ga­lo­pu­ją­ce”. Rak nie tyle bie­gnie, ile roz­wi­ja się eta­pa­mi; jest tak­że (w osta­tecz­nym ra­chun­ku) „ter­mi­nal­ny”. Rak dzia­ła po­wo­li, pod­stęp­nie: czę­stym eu­fe­mi­zmem raka na­po­ty­ka­nym w ne­kro­lo­gach jest: „dłu­ga, cięż­ka cho­ro­ba”. Raka przed­sta­wia się we wszyst­kich cha­rak­te­ry­sty­kach jako cho­ro­bę po­wol­ną; tak też po raz pierw­szy po­słu­żo­no się nim w me­ta­fo­rze. „Sło­wo jego peł­znie ni­czym rak”, na­pi­sał Wy­clif w roku 1382, tłu­ma­cząc wers 2, 17 z II li­stu św. Paw­ła do Ty­mo­te­usza; wśród naj­wcze­śniej­szych za­sto­so­wań fi­gu­ra­tyw­nych rak wy­stę­pu­je jako sy­no­nim „nie­rób­stwa” i „gnu­śno­ści”3. W sen­sie me­ta­fo­rycz­nym jest nie tyle cho­ro­bą cza­su, ile cho­ro­bą lub pa­to­lo­gią prze­strze­ni. Głów­ne jego me­ta­fo­ry na­wią­zu­ją do po­jęć z za­kre­su to­po­gra­fii (rak „roz­sze­rza się”, „roz­prze­strze­nia”, „prze­rzu­ca”; guzy są „usu­wa­ne dro­gą chi­rur­gicz­ną”) i jego naj­bar­dziej prze­ra­ża­ją­cą kon­se­kwen­cją, oprócz sa­mej śmier­ci, jest oka­le­cze­nie lub am­pu­ta­cja ja­kiejś czę­ści cia­ła.

      Gruź­li­cę wy­obra­ża się czę­sto jako cho­ro­bę ubó­stwa – bra­ku odzie­ży, wy­chu­dłych ciał, nie­do­grza­nych miesz­kań, złych wa­run­ków hi­gie­nicz­nych, nie­do­stat­ku ja­dła. Ubó­stwo to nie musi być aż tak do­słow­ne jak w przy­pad­ku Mimi z Cy­ga­ne­rii; gruź­licz­ka Mał­go­rza­ta Gau­tier z Damy ka­me­lio­wej żyje w luk­su­sie, ale w isto­cie jest bied­ną, ża­ło­sną nie­szczę­śni­cą. Od­wrot­nie, rak to cho­ro­ba kla­sy śred­niej, cho­ro­ba do­stat­ku i nad­mia­ru. Kra­je bo­ga­te mają naj­więk­szy współ­czyn­nik za­cho­ro­wań na no­wo­two­ry, a wzrost ich licz­by uwa­ża się po czę­ści za sku­tek die­ty bo­ga­tej w tłusz­cze i biał­ko oraz re­zul­tat dzia­ła­nia tok­sycz­nych wy­zie­wów pro­du­ku­ją­cej do­sta­tek go­spo­dar­ki prze­my­sło­wej. Le­cze­nie gruź­li­cy ko­ja­rzy się z po­bu­dza­niem ape­ty­tu, raka – z mdło­ścia­mi i utra­tą ape­ty­tu. Nie­do­ży­wie­ni ży­wią się – nie­ste­ty bez skut­ku. Prze­kar­mie­ni nie są w sta­nie jeść.

      Ist­niał po­gląd, że cho­rym na gruź­li­cę może po­móc, a na­wet może ich ule­czyć, zmia­na oto­cze­nia. Uwa­ża­no, że gruź­li­ca jest cho­ro­bą zwią­za­ną z wil­go­cią, przy­pa­dło­ścią par­nych i cuch­ną­cych miast. Wnę­trze cia­ła ule­ga­ło za­wil­got­nie­niu (Ulu­bio­nym okre­śle­niem była tu „wil­got­ność płuc”) i na­le­ża­ło je osu­szyć. Dok­to­rzy za­le­ca­li za­tem po­dró­że do miejsc su­chych – w góry, na pu­sty­nię. Żad­na zmia­na oto­cze­nia nie po­ma­ga ja­ko­by cho­rym na raka. Wal­ka to­czy się we­wnątrz cia­ła. Co­raz czę­ściej uwa­ża się, że ja­kiś czyn­nik obec­ny w oto­cze­niu mógł raka wy­wo­łać. Ale kie­dy rak już za­ata­ko­wał or­ga­nizm, prze­bie­gu cho­ro­by nie moż­na od­wró­cić ani zła­go­dzić, prze­no­sząc pa­cjen­ta w lep­sze (to zna­czy mniej ra­ko­twór­cze) miej­sce.

      Gruź­li­cę uwa­ża się za cho­ro­bę sto­sun­ko­wo bez­bo­le­sną. Raka ko­ja­rzy się nie­odmien­nie z trud­nym do znie­sie­nia bó­lem. Gruź­li­ca przy­no­si po­noć lek­ką śmierć, pod­czas gdy rak koń­czy się zgo­nem w okrut­nych cier­pie­niach. Przez po­nad sto lat gruź­li­ca była ulu­bio­nym spo­so­bem nada­wa­nia śmier­ci zna­cze­nia – cho­ro­bą bu­du­ją­cą i wy­ra­fi­no­wa­ną. Li­te­ra­tu­ra dzie­więt­na­sto­wiecz­na peł­na jest przy­kła­dów nie­mal po­zba­wio­nej symp­to­mów, wol­nej od lęku, pod­nio­słej śmier­ci na gruź­li­cę, zwłasz­cza wśród lu­dzi mło­dych, ta­kich jak mała Ewa z Cha­ty wuja Toma czy Pa­we­łek, syn Do­mbeya, ze Spraw fir­my Do­mbey i Syn oraz Smi­ke z Ży­cia i przy­gód Ni­cho­la­sa Nic­kle­by, gdzie Dic­kens opi­su­je gruź­li­cę jako „strasz­ną cho­ro­bę”, któ­ra jed­nak „oczysz­cza” śmierć

      ze wszyst­kie­go, co po­spo­li­te […], pod­czas któ­rej wal­ka du­szy z cia­łem jest tak po­wol­na, ci­cha i do­stoj­na, a osta­tecz­ny wy­nik nie­uchron­ny, że dzień po dniu i mi­nu­ta po mi­nu­cie ziem­ska po­wło­ka więd­nie i za­mie­ra, a duch, co­raz lżej­szy i lot­niej­szy, czu­jąc, że zbli­ża się nie­śmier­tel­ność, po­czy­na ją uwa­żać za prze­dłu­że­nie ziem­skie­go bytu…4

       Pro­szę po­rów­nać tę uszla­chet­nia­ją­cą, po­god­ną śmierć gruź­li­ka z ha­nieb­ną, bo­le­sną śmier­cią na raka, ojca Eu­ge­ne Gan­ta z Of Time and the Ri­ver (O cza­sie i rze­ce) Tho­ma­sa Wol­fe’a i śmier­cią jed­nej z sióstr w fil­mie Berg­ma­na Szep­ty i krzy­ki. Umie­ra­ją­cy gruź­lik przed­sta­wia­ny jest jako czło­wiek pięk­ny i udu­cho­wio­ny; umie­ra­ją­cy na raka, upo­ko­rzo­ny przez strach i cier­pie­nie, jest ogra­bio­ny z wszel­kiej zdol­no­ści do au­to­trans­cen­den­cji.

      ***

      Ta­kie są róż­ni­ce w ist­nie­ją­cych mi­tach o obu cho­ro­bach. Oczy­wi­ście wie­lu gruź­li­ków umie­ra­ło w strasz­nych cier­pie­niach, wie­lu zaś umie­ra na raka, nie czu­jąc pra­wie bólu do sa­me­go koń­ca; za­rów­no bied­ni, jak i bo­ga­ci cho­ru­ją tak na gruź­li­cę, jak i na raka. Ale mity o tych cho­ro­bach po­zo­sta­ją. Więk­szość lu­dzi my­śli o gruź­li­cy jako cho­ro­bie jed­ne­go or­ga­nu nie tyl­ko dla­te­go, że gruź­li­ca płuc jest naj­czę­ściej wy­stę­pu­ją­cą od­mia­ną tej przy­pa­dło­ści. Dzie­je się tak rów­nież dla­te­go, że mi­to­lo­gia gruź­li­cy nie pa­su­je ja­koś do mó­zgu, krta­ni, ne­rek, ko­ści czy in­nych czę­ści cia­ła, w któ­rych może się usa­do­wić bak­cyl cho­ro­by, na­to­miast świet­nie przy­sta­je do tra­dy­cyj­nych ob­ra­zów (od­dech, ży­cie) ko­ja­rzo­nych z płu­ca­mi.

      Pod­czas gdy gruź­li­ca na­bie­ra wła­ści­wo­ści zwią­za­nych z płu­ca­mi, na­le­żą­cy­mi do gór­nej, udu­cho­wio­nej czę­ści cia­ła, rak zna­ny jest z tego, że ata­ku­je czę­sto te or­ga­ny (je­li­to gru­be, pę­cherz, od­byt­ni­cę, pierś, szyj­kę ma­ci­cy, gru­czoł kro­ko­wy, ją­dra), o któ­rych mówi się z za­że­no­wa­niem. Po­sia­da­nie guza wy­wo­łu­je zwy­kle uczu­cie wsty­du, ale w hie­rar­chii or­ga­nów cia­ła rak płuc po­strze­ga­ny jest jako coś mniej wsty­dli­we­go niż rak od­byt­ni­cy. Je­dy­na nie­gu­zo­wa­ta for­ma raka po­ja­wia się obec­nie w li­te­ra­tu­rze po­pu­lar­nej w roli za­strze­żo­nej nie­gdyś dla gruź­li­cy, jako ro­man­tycz­na cho­ro­ba prze­ry­wa­ją­ca mło­de ży­cie. (Bo­ha­ter­ka Love Sto­ry Eri­cha Se­ga­la umie­ra nie na raka żo­łąd­ka czy