Susan Sontag

Choroba jako metafora. AIDS i jego metafory


Скачать книгу

gruź­li­cy nie sto­so­wa­no ani po­dró­ży, ani też izo­la­cji sa­na­to­ryj­nej). Ist­nia­ły pew­ne miej­sca, któ­re ja­ko­by mia­ły sprzy­jać gruź­li­kom: na po­cząt­ku wie­ku dzie­więt­na­ste­go Wło­chy, póź­niej wy­spy Mo­rza Śród­ziem­ne­go lub po­łu­dnio­we­go Pa­cy­fi­ku; w wie­ku dwu­dzie­stym góry, pu­sty­nie – kra­jo­bra­zy, któ­re same w so­bie ule­gły stop­nio­wej ro­man­ty­za­cji. Ke­at­so­wi le­ka­rze ra­dzi­li, by prze­niósł się do Rzy­mu; Cho­pin prze­by­wał na wy­spach za­chod­nie­go Mo­rza Śród­ziem­ne­go; Ro­bert Lo­uis Ste­ven­son wy­brał na miej­sce swe­go wy­gna­nia Pa­cy­fik; D.H. Law­ren­ce po­dró­żo­wał po ca­łym świe­cie9.Ro­man­ty­cy wy­na­leź­li in­dy­wi­du­alizm jako uspra­wie­dli­wie­nie nie­rób­stwa, a tak­że pre­tekst, by od­rzu­ciw­szy bur­żu­azyj­ne po­win­no­ści, żyć wy­łącz­nie dla swej sztu­ki. Był to spo­sób wy­co­fa­nia się ze świa­ta bez po­trze­by wzię­cia na sie­bie od­po­wie­dzial­no­ści za ten akt – co sta­no­wi­ło zresz­tą fa­bu­łę Cza­ro­dziej­skiej góry. Po zda­niu eg­za­mi­nów, lecz przed pod­ję­ciem pra­cy w ham­bur­skiej stocz­ni, Hans Ca­storp skła­da trzy­ty­go­dnio­wą wi­zy­tę swe­mu cho­re­mu na gruź­li­cę ku­zy­no­wi w sa­na­to­rium w Da­vos. Tuż przed po­dró­żą po­wrot­ną le­karz wy­kry­wa plam­kę w jego płu­cach. Hans po­zo­sta­je w gó­rach przez na­stęp­ne sie­dem lat.

      Sta­no­wiąc uspra­wie­dli­wie­nie tak wie­lu nie­bez­piecz­nych pra­gnień i czy­niąc je przed­mio­tem kul­tu, mit gruź­li­cy prze­trwał po­mi­mo nie­pod­wa­żal­nych ludz­kich do­świad­czeń i po­stę­pu­ją­cej wie­dzy me­dycz­nej nie­mal dwie­ście lat. Cho­ciaż w dru­giej po­ło­wie dzie­więt­na­ste­go stu­le­cia wi­dzi­my coś w ro­dza­ju re­ak­cji na ro­man­tycz­ną ide­ali­za­cję tej cho­ro­by, gruź­li­ca za­cho­wu­je więk­szość ro­man­tycz­nych atry­bu­tów – jako znak wy­nie­sie­nia po­nad prze­cięt­ność, jako po­wab­na sła­bość – aż do koń­ca tego wie­ku, a na­wet do po­cząt­ków dwu­dzie­ste­go. Jest na­dal cho­ro­bą wraż­li­wych ar­ty­stów w Long Day’s Jo­ur­neys into Ni­ght (Zmierzch dłu­gie­go dnia) O’Ne­il­la. Li­sty Kaf­ki sta­no­wią kom­pen­dium roz­wa­żań na te­mat zna­cze­nia gruź­li­cy, po­dob­nie jak Cza­ro­dziej­ska góra wy­da­na w roku 1924 – roku śmier­ci Kaf­ki. Iro­nia tej po­wie­ści po­le­ga głów­nie na tym, iż to so­lid­ny miesz­cza­nin Hans Ca­storp na­ba­wia się cho­ro­by ar­ty­stów – al­bo­wiem dzie­ło Man­na jest póź­nym, świa­do­mym ko­men­ta­rzem na te­mat mitu gruź­li­cy. A jed­nak po­wieść na­dal mit ten od­zwier­cie­dla: miesz­cza­nin zo­sta­je w isto­cie du­cho­wo wzbo­ga­co­ny przez cho­ro­bę. Śmierć na gruź­li­cę była na­dal ta­jem­ni­cza, a tak­że (czę­sto) uwznio­śla­ją­ca i po­zo­sta­ła taka aż do cza­sów, gdy w Eu­ro­pie Za­chod­niej oraz Ame­ry­ce Pół­noc­nej lu­dzie prze­sta­li na tę cho­ro­bę umie­rać. Cho­ciaż dzię­ki po­pra­wie wa­run­ków hi­gie­nicz­nych licz­ba przy­pad­ków gruź­li­cy za­czę­ła gwał­tow­nie spa­dać już po roku 1900, śmier­tel­ność po­śród za­ra­żo­nych była na­dal wy­so­ka; mit utra­cił moc do­pie­ro wów­czas, gdy opra­co­wa­no sku­tecz­ną me­to­dę ku­ra­cji wraz z od­kry­ciem w roku 1944 strep­to­my­cy­ny oraz wpro­wa­dze­niem w roku 1952 izo­nia­zy­du.

      Je­śli w dal­szym cią­gu trud­no so­bie wy­obra­zić, jak re­alia tej okrop­nej cho­ro­by mo­gły ulec tak nie­do­rzecz­ne­mu prze­kształ­ce­niu, wy­pa­da może przyj­rzeć się po­dob­nym za­fał­szo­wa­niom do­ko­ny­wa­nym w na­szych cza­sach rów­nież w celu wy­ra­że­nia ro­man­tycz­ne­go sto­sun­ku do ludz­kie­go „ja”. Przed­mio­tem tego za­kła­ma­nia nie jest oczy­wi­ście rak – cho­ro­ba, któ­rej ni­ko­mu nie uda­ło się wy­ide­ali­zo­wać (cho­ciaż speł­nia nie­któ­re me­ta­fo­rycz­ne funk­cje gruź­li­cy z dzie­więt­na­ste­go stu­le­cia). W wie­ku dwu­dzie­stym prze­ra­ża­ją­cą, okrut­ną cho­ro­bą, któ­rą za­mie­nio­no w symp­tom wyż­szej wraż­li­wo­ści, w dro­gę pro­wa­dzą­cą wprost do „udu­cho­wie­nia” oraz w sym­ptom „kry­tycz­ne­go” nie­za­do­wo­le­nia ze świa­ta, jest obłęd.

      Wy­obra­że­nia zwią­za­ne z gruź­li­cą i obłę­dem wy­ka­zu­ją wie­le po­do­bieństw. Obie cho­ro­by ko­ja­rzą się z przy­mu­so­wym od­osob­nie­niem. Cho­rzy wy­sy­ła­ni są do „sa­na­to­rium” (po­tocz­na na­zwa kli­ni­ki dla gruź­li­ków i naj­częst­szy eu­fe­mizm okre­śla­ją­cy za­kład dla obłą­ka­nych). Wy­łą­czo­ny z nor­mal­ne­go ży­cia pa­cjent wkra­cza w od­ręb­ny, rzą­dzą­cy się wła­sny­mi pra­wa­mi świat. Po­dob­nie jak gruź­lik, obłą­ka­ny jest kimś w ro­dza­ju wy­gnań­ca. Me­ta­fo­ra po­dró­ży psy­chicz­nej to kon­ty­nu­acja ro­man­tycz­nej kon­cep­cji po­dró­ży jako losu gruź­li­ka. Aby się wy­le­czyć, pa­cjent musi się wy­rwać z ru­ty­ny co­dzien­ne­go ży­cia. Nie przy­pad­kiem naj­czę­ściej spo­ty­ka­ną me­ta­fo­rę skraj­ne­go prze­ży­cia psy­chicz­ne­go – czy to wy­wo­ła­ne­go przez nar­ko­ty­ki, czy też przez obłęd – sta­no­wi wła­śnie po­dróż.

      W wie­ku dwu­dzie­stym cały ze­spół me­ta­for i po­staw po­cząt­ko­wo wią­za­nych z gruź­li­cą ule­ga roz­pa­do­wi i re­or­ga­ni­za­cji wo­kół dwu in­nych cho­rób. Nie­któ­re ce­chy gruź­li­cy zo­sta­ją prze­nie­sio­ne na obłęd: prze­świad­cze­nie, że cho­ry jest nie­spo­koj­ną, nie­po­ha­mo­wa­ną isto­tą ży­ją­cą w świe­cie emo­cjo­nal­nych skraj­no­ści, kimś na­zbyt wraż­li­wym, by znieść okrut­ną po­spo­li­tość co­dzien­ne­go ży­cia. Inne ce­chy przy­pi­sa­ne zo­sta­ją ra­ko­wi – cier­pie­nia, któ­rych nie spo­sób pod­dać ro­man­tycz­nej ob­rób­ce. Nie gruź­li­ca, lecz wła­śnie obłęd jest współ­cze­snym no­śni­kiem świec­kie­go mitu au­to­trans­cen­den­cji. Świa­to­po­gląd ro­man­tycz­ny za­kła­da, że cho­ro­ba po­głę­bia świa­do­mość. Nie­gdyś tą cho­ro­bą była gruź­li­ca; obec­nie wie­rzy­my, że obłęd do­pro­wa­dza świa­do­mość do pa­rok­sy­zmu ilu­mi­na­cji. Naj­bar­dziej ja­skra­wym przy­kła­dem ta­kie­go ro­man­tycz­ne­go prze­two­rze­nia obłę­du jest współ­cze­sny kult ir­ra­cjo­nal­ne­go i pry­mi­tyw­ne­go (spon­ta­nicz­ne­go) za­cho­wa­nia (od­re­ago­wy­wa­nia agre­sji), kult tej sa­mej na­mięt­no­ści, któ­rej tłu­mie­nie mia­ło nie­gdyś spro­wa­dzać gruź­li­cę, a obec­nie rze­ko­mo wy­wo­łu­je raka.

      5

      W Śmier­ci w We­ne­cji na­mięt­ność uni­ce­stwia wszyst­ko to, co czy­ni­ło Gu­sta­va von Aschen­ba­cha kimś szcze­gól­nym – jego ra­cjo­na­lizm, za­ha­mo­wa­nia, skru­pu­lat­ność. Cho­ro­ba do­ko­nu­je w nim dal­szych znisz­czeń. Pod ko­niec utwo­ru Aschen­bach jest tyl­ko ko­lej­ną ofia­rą cho­le­ry; jego osta­tecz­na de­gra­da­cja po­le­ga na tym, że ule­ga on cho­ro­bie, na któ­rą cier­pi w We­ne­cji tak wie­lu. Kie­dy w Cza­ro­dziej­skiej gó­rze u Han­sa Ca­stor­pa wy­kry­ta zo­sta­je gruź­li­ca, sta­no­wi to ro­dzaj wy­róż­nie­nia. Cho­ro­ba spra­wia, że Hans sta­je się kimś bar­dziej