spał od półtorej doby i powinien zasnąć bez najmniejszych problemów. Ale za każdym razem, kiedy zamykał oczy, widział przed sobą fotografię małego nagiego tajskiego chłopca, widoczną w świetle reflektorów samochodowych, wolał więc trzymać je otwarte jeszcze przez jakiś czas. Może mimo wszystko powinien był kupić ten sześciopak. Kiedy w końcu zasnął, na moście Taksina zaczął się już poranny ruch.
9
Nho wszedł do komendy policji głównym wejściem, ale zatrzymał się na widok wysokiego jasnowłosego policjanta, usiłującego dogadać się z uśmiechniętym strażnikiem.
– Dzień dobry, mister Hole, mogę w czymś pomóc?
Harry się odwrócił. Oczy miał zapuchnięte i przekrwione.
– Owszem, możesz mi pomóc wyminąć tego uparciucha.
Nho skinął głową strażnikowi, który odsunął się na bok i przepuścił obu mężczyzn.
– Twierdził, że mnie nie poznaje – mruknął Harry, kiedy czekali na windę. – Cholera, potrafi chyba zapamiętać człowieka z dnia na dzień?
– Nie wiem. Jesteś pewien, że to on stał tam wczoraj?
– W każdym razie ktoś podobny.
Nho wzruszył ramionami.
– Pewnie uważasz, że wszystkie tajskie twarze są identyczne?
Harry już miał odpowiedzieć, ale w porę dostrzegł kwaśny uśmieszek na wargach Nho.
– Rozumiem. Próbujesz mi powiedzieć, że my, białasy, wszyscy wydajemy się wam tacy sami.
– No nie. Potrafimy odróżnić Arnolda Schwarzeneggera od Pameli Anderson.
Harry wyszczerzył zęby. Polubił młodego policjanta.
– Jasne. Rozumiem. Jeden zero dla ciebie, Nho.
– Nho.
– No tak, Nho. Nie tak powiedziałem?
Taj z uśmiechem pokręcił głową.
Winda była przepełniona i cuchnąca. Wsiadanie do niej przypominało wciskanie się do worka z używanym strojem treningowym. Harry górował o dwie głowy nad innymi. Niektórzy przyglądali się wysokiemu Norwegowi, śmiejąc się z podziwem. Jeden z mężczyzn spytał o coś Nho i zaraz zawołał:
– Ah, Norway… that’s… that’s… I can’t remember his name… please help me.
Harry uśmiechnął się i próbował przepraszającym gestem rozłożyć ręce, ale było za ciasno.
– Yes, yes. Very famous! – upierał się mężczyzna.
– Ibsen? – spróbował Harry. – Nansen?
– No, no. More famous.
– Hamsun? Grieg?
– No, no.
Kiedy wysiadali na piątym piętrze, mężczyzna patrzył na nich ponuro.
– To jest twoje biuro – pokazała Crumley.
– Przecież tam ktoś siedzi – zdziwił się Harry.
– Nie tam. Tam.
– Tam? – Dostrzegł krzesło przyciśnięte do czegoś w rodzaju długiego stołu, przy którym ludzie siedzieli jeden obok drugiego. Na stole przy wolnym krześle mieścił się akurat notatnik i telefon.
– Zobaczę, może uda mi się załatwić coś innego, gdyby twój pobyt miał się przedłużyć.
– Mam nadzieję, że nie – mruknął Harry.
Komisarz Crumley zebrała swoje wojsko na poranną odprawę u siebie w pokoju. Oddział składał się z Nho i Sunthorna, dwóch policjantów, których Harry miał już okazję poznać poprzedniego wieczoru, oraz Rangsana, najstarszego śledczego w wydziale.
Rangsan siedział pozornie zatopiony w lekturze gazety. Od czasu do czasu rzucał po tajsku jakiś komentarz, który Crumley pilnie zapisywała w swoim czarnym notesie.
– Okej – stwierdziła w końcu, zatrzaskując notes. – Nasza piątka ma rozwiązać tę sprawę. Ponieważ jest wśród nas kolega z Norwegii, od tej pory cała komunikacja będzie się odbywać po angielsku. Zaczniemy od omówienia śladów kryminalistycznych. To Rangsan utrzymuje kontakt z chłopakami z Wydziału Technicznego. Słuchamy.
Rangsan starannie złożył gazetę i chrząknął. Miał przerzedzone włosy, okulary na łańcuszku ledwie trzymały się na czubku nosa. Przypominał Harry’emu mającego już dość szkoły nauczyciela, bo przyglądał się światu lekko pogardliwym, sarkastycznym spojrzeniem.
– Rozmawiałem z Supawadee z technicznego. W pokoju znaleźli całe mnóstwo odcisków palców, co oczywiście nie było niespodzianką, ale żaden nie należał do ofiary. Pozostałych odcisków nie zidentyfikowano. To zresztą nie będzie łatwe – powiedział Rangsan. – Wprawdzie do Olympussy nie ciągną tłumy, ale i tak w tym pokoju są odciski co najmniej stu osób.
– Znaleźliście coś na klamce? – spytał Harry.
– Niestety aż za dużo, i żadnego w całości.
Crumley oparła stopy w wielkich butach Nike na stole.
– Molnes pewnie zaraz po wejściu się położył. Nie miał powodów, żeby tańczyć po pokoju i wszystkiego dotykać. A po zabójcy co najmniej dwie osoby chwytały za klamkę: Dim i Wang. – Skinęła głową Rangsanowi, który znów sięgnął po gazetę.
– Sekcja wykazuje to, co przypuszczaliśmy, a mianowicie, że ambasador zginął od ciosu nożem. Ostrze przebiło lewe płuco, a potem skaleczyło serce i osierdzie wypełniło się krwią.
– Tamponada – stwierdził Harry.
– Słucham?
– Tak to się nazywa. To trochę tak, jakby napchać waty do dzwonka. Serce nie ma siły bić. Dławi się własną krwią.
Crumley się skrzywiła.
– Okej. Zostawmy na razie te techniczne drobiazgi i wróćmy do całościowego obrazu. Nasz norweski kolega już zdążył odrzucić teorię, w której motywem mógłby być rabunek. Może więc zechcesz nam powiedzieć, Harry, co myślisz o tym zabójstwie?
Wszyscy odwrócili się do niego. Harry pokręcił głową.
– Nic jeszcze nie myślę. Ale parę rzeczy mnie dziwi.
– Słuchamy.
– No cóż. HIV jest dość rozpowszechniony w Tajlandii, prawda?
Zapadła cisza. Rangsan zerknął znad gazety i mruknął:
– Oficjalne statystyki mówią o pół miliona zarażonych. Są obawy, że w ciągu najbliższych pięciu lat liczba nosicieli zwiększy się o dwa do trzech milionów.
– Dziękuję. Molnes nie miał przy sobie kondomów. Komu przyszłoby do głowy uprawiać seks z prostytutką w Bangkoku bez zabezpieczenia?
Nikt nie odpowiedział. Rangsan wymamrotał coś po tajsku, pozostali wybuchnęli głośnym śmiechem.
– Jest takich więcej, niż ci się wydaje – przetłumaczyła Crumley.
– Zaledwie dwa lata temu mało która prostytutka w Bangkoku w ogóle słyszała o HIV – wyjaśnił Nho. – Ale teraz większość zaczęła nosić przy sobie prezerwatywy.
– No dobrze. Ale gdybym był ojcem rodziny jak Molnes, to