dniu zwiedzania i oglądania wspaniałych widoków na zatłoczonych nowojorskich ulicach Jane odkryła, że jej portfel zniknął.
Kiedy osoby, które poproszono o przeczytanie tej króciutkiej historyjki (oraz wielu innych), poddano później niezapowiedzianemu testowi pamięci, z historyjką silniej kojarzyło im się słowo „kieszonkowiec”98 niż „widoki”, choć „widoki” rzeczywiście pojawiają się w historyjce, a „kieszonkowiec” nie. Jak do tego doszło, wyjaśniają zasady spójności skojarzeniowej. Utrata portfela przywodzi na myśl wiele możliwych przyczyn – może portfel wypadł Jane z kieszeni, może zostawiła go w restauracji itp. Jednak kiedy zestawimy ze sobą takie idee jak „utracony portfel”, „Nowy Jork” oraz „tłum ludzi”, wszystkie razem przywołają na myśl wyjaśnienie, że za utratę portfela odpowiada kieszonkowiec. We wcześniej wspomnianej opowieści, w której zupa budziła nagłe reakcje gości w restauracji, oglądany skutek – okrzyk drugiej osoby próbującej zupy, skrajna reakcja na dotyk kelnera – ujmuje pierwotne zaskoczenie w skojarzeniowo spójną interpretację, budując w ten sposób pełną i wiarygodną historię.
Belgijski psycholog i arystokrata Albert Michotte opublikował w 1945 roku książkę (w angielskim przekładzie ukazała się w 1963 roku), w której obalił sposób myślenia o przyczynowości sięgający kilkuset lat wstecz do czasów refleksji Davida Hume’a nad kojarzeniem idei. Wcześniej powszechnie przyjmowano pogląd, że przyczynowość w zjawiskach fizycznych zaczynamy dostrzegać dzięki temu, że wielokrotnie obserwujemy korelację między zdarzeniami. W życiu dziesiątki tysięcy razy stykamy się z sytuacją, w której jeden obiekt uderza w drugi, a ten natychmiast zaczyna się poruszać, często – choć nie zawsze – w tym samym kierunku. Dzieje się tak, kiedy jedna kula bilardowa uderza w drugą albo kiedy potrącony przez nas wazon spada na ziemię. Michotte miał inny pomysł – jego zdaniem ludzie po prostu bezpośrednio widzą przyczynowość, tak jak widzimy kolory. Żeby to udowodnić, stworzył animowane filmy, w których czarny kwadrat narysowany na papierze zostaje wprawiony w ruch i styka się z innym kwadratem, który natychmiast zaczyna się poruszać. Osoby oglądające filmy mają świadomość, że nie dochodzi do rzeczywistego kontaktu fizycznego, a mimo to ulegają silnemu „złudzeniu przyczynowości”. Jeśli drugi obiekt natychmiast zaczyna się poruszać, obserwatorzy mówią, że pierwszy obiekt „wprawił go w ruch”. Eksperymenty wykazały, że nawet sześciomiesięczne niemowlęta odbierają taki ciąg wydarzeń jako scenariusz przyczynowo-skutkowy i reagują zaskoczeniem99, kiedy ulegnie zmianie. Najwyraźniej od urodzenia jesteśmy gotowi odbierać wrażenia przyczynowości niezależne od tego, co rozumowo myślimy na temat danego schematu przyczynowego. Wrażenia przyczynowości są wytworem Systemu 1.
W 1944 roku – mniej więcej w tym samym czasie, w którym Michotte opublikował badania poświęcone postrzeganiu fizycznej przyczynowości – dwoje psychologów, Fritz Heider i Mary-Ann Simmel, użyło podobnej metody, żeby wykazać nasze postrzeganie przyczynowości intencjonalnej. Przygotowali film o długości zaledwie minuty czterdziestu sekund, w którym oglądamy większy trójkąt oraz mniejszy trójkącik i kółko, które krążą wokół figury przypominającej schematycznie narysowany domek z otwieranymi drzwiami. Osoby oglądające film widzą, jak duży i agresywny trójkąt terroryzuje mniejszy trójkącik i przerażone kółko, aż w końcu trójkącik i kółko wspólnymi siłami unikają brutala. Następnie oglądają szereg interakcji związanych z drzwiami, po czym następuje wybuchowy finał100. Oglądając film, nie da się nie postrzegać w nim intencjonalności i emocji; nie postrzegają ich wyłącznie osoby autystyczne101. Oczywiście wszystko to dzieje się wyłącznie w naszej głowie. Twój umysł jest nie tylko gotowy, ale wręcz bardzo skłonny do zauważania świadomych podmiotów, przypisywania im cech osobowości i konkretnych intencji, a także do widzenia w ich działaniach odbicia konkretnych skłonności. I tu mamy powody sądzić, że rodzimy się gotowi do przypisywania intencji: niemowlęta poniżej dwunastu miesięcy życia potrafią identyfikować brutali i ich ofiary102, a także oczekują, że obiekt ścigający będzie podążać za obiektem ściganym jak najkrótszą drogą.
Działania z własnej woli odbieramy jako coś zupełnie innego niż fizyczna przyczynowość. Choć to twoja dłoń podnosi solniczkę, nie postrzegasz swojej czynności jako łańcucha fizycznych przyczyn i skutków. Doświadczasz jej jako następstwa decyzji, które podjęła twoja bezcielesna jaźń, ponieważ chciało ci się dosolić potrawę. Wiele osób uważa za coś naturalnego, że ich dusza jest źródłem i przyczyną ich działań. W 2005 roku psycholog Paul Bloom przedstawił w czasopiśmie „The Atlantic” prowokacyjną tezę, że właśnie nasza wrodzona skłonność do odróżniania przyczynowości fizycznej od intencjonalnej jest przyczyną niemal powszechnego występowania wierzeń religijnych. Bloom zauważa, że „postrzegamy świat przedmiotów jako coś zasadniczo odrębnego od świata umysłów, dzięki czemu potrafimy sobie wyobrazić ciała pozbawione duszy oraz dusze pozbawione ciała”. Wrodzona skłonność do postrzegania dwóch różnych trybów przyczynowości sprawia, że za rzecz naturalną uznajemy dwa centralne wierzenia wielu religii: że ostateczną przyczyną fizycznej rzeczywistości jest niematerialne bóstwo oraz że ciałem kieruje za życia niematerialna dusza, która opuszcza je po śmierci103. Zdaniem Blooma nasze dwa sposoby pojmowania przyczynowości ukształtowały się oddzielnie na tle ewolucyjnym, przez co religia została wbudowana w strukturę Systemu 1.
W tej książce często piszę o powszechności intuicji przyczynowych, ponieważ ludzie mają skłonność do błędnego stosowania myślenia przyczynowego w sytuacjach, w których właściwsze byłoby myślenie statystyczne. W myśleniu statystycznym wnioski na temat poszczególnych przypadków wyciąga się na podstawie właściwości całych kategorii i zbiorów zdarzeń. Niestety, System 1 nie umie myśleć w taki sposób – myślenia statystycznego potrafi się nauczyć System 2, ale niewielu ludzi odbiera niezbędny w tym celu trening.
Właśnie ze względu na psychologię przyczynowości postanowiłem tu opisywać procesy psychologiczne, korzystając z metafory działających podmiotów, nie przejmując się zanadto zachowaniem konsekwencji. Czasami przedstawiam System 1 jako działający podmiot mający pewne cechy i preferencje, a czasami jako skojarzeniową maszynerię, która przedstawia rzeczywistość za pomocą złożonego schematu związków skojarzeniowych. I system, i maszyneria są fikcją – korzystam z tych pojęć tylko dlatego, że wpisują się w nasze myślenie na temat przyczyn. Trójkąty i kółka Heidera i Simmel nie są w rzeczywistości działającymi podmiotami – to tylko my odbieramy takie myślenie o nich jako niezwykle łatwe i naturalne. Jest to kwestia umysłowej oszczędności. Zakładam, że tak samo jak mnie, tak i tobie czasem łatwiej jest odbierać umysł w kategoriach cech i intencji (tj. naszych dwóch systemów), a czasem mechanicznych prawidłowości (maszyneria skojarzeniowa). Nie próbuję cię przekonywać, że te systemy są czymś realnym, tak samo jak Heider nie chciał cię przekonać, że duży trójkąt naprawdę jest brutalem.
„Kiedy druga kandydatka też okazała się moją starą znajomą, byłam o wiele mniej zaskoczona. Wystarczy, że coś się powtórzy parę razy, a nowe doświadczenie od razu wydaje się normalne!”
„Badając reakcję na produkty, nie skupiajmy się tylko na średniej. Weźmy pod uwagę pełen zakres normalnych reakcji”.
„Ona nie umie się pogodzić z tym, że po prostu miała pecha. Musi to sobie wytłumaczyć przyczynowo. W końcu