Zygmunt Zeydler-Zborowski

Tajemniczy pamiętnik


Скачать книгу

jestem znowu taki głupi, na jakiego wyglądam.

      – A jeżeli ona tam rozpacza? Nie ma przy niej nikogo. Jest zupełnie sama.

      – Może tak bardzo nie rozpacza. A poza tym ma przecież jakąś rodzinę, przyjaciół…

      – Z rodziny ma tylko matkę, ale właściwie tak rzadko ją widuje… Przez cały czas naszego małżeństwa jej matka była u nas może trzy, cztery razy.

      – Bardzo taktowna teściowa – powiedział Downar. – A ojciec nie żyje?

      – Ojciec Agnieszki zginął gdzieś za granicą w czasie wojny. Nie napisał ani razu. Myślę, że już dawno nie żyje.

      Downar zgasił papierosa.

      – Napijesz się kawy? – spytał.

      – Chętnie.

      – Panie Waciu, pan będzie uprzejmy dwie kawy, tylko takie protekcyjne.

      Protekcyjna kawa okazała się szarawą lurą o dziwnym zapachu.

      Downar skrzywił się.

      – Ale świństwo. Niech ich diabli wezmą z taką kawą!

      Wroński machnął ręką.

      – W Warszawie nie dostaniesz nigdzie dobrej kawy. Chyba, że sobie w domu zaparzysz.

      Downar już myślał o czym innym. Zapalił nowego papierosa.

      – Powiedz mi, Stachu, czy ty dobrze znałeś tego Gernera?

      – Skądże. Bardzo mało go znałem. Widziałem go parę razy.

      – A jak się zaczęła wasza znajomość?

      – Poznała mnie z nim Agnieszka. W jakimś lokalu czy u naszych wspólnych znajomych. Już nie pamiętam.

      – To znaczy, że twoja była żona znała go dawniej niż ty?

      – Oczywiście.

      – Czym on się właściwie zajmował?

      – Dokładnie nie wiem. Miał, zdaje się, przedstawicielstwo jakiejś firmy szwajcarskiej, czy coś takiego.

      – Zegarki?

      – Tak. Mam wrażenie, że zegarki. Nie interesowałem się tym specjalnie.

      – Wierzę ci. Facet miał forsę, co?

      – Miał.

      – Zapewne nic mi nie możesz powiedzieć o jego znajomych czy przyjaciołach?

      – Niewiele. Wiem tylko tyle, że znał chyba z pół Warszawy. No cóż, jak ktoś stawia wódkę, to o przyjaciół nietrudno.

      – Wybacz mi, Stachu – powiedział Downar. – Nie chciałbym się wtrącać w twoje sprawy, ale nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że tak nagle rozszedłeś się z żoną. Z tego, co od ciebie słyszałem, wynikało, że byliście raczej dobrym małżeństwem.

      Wroński ponuro patrzał w stolik.

      – Mnie też się tak zdawało.

      – Więc to stało się zupełnie nagle? Nie spodziewałeś się…?

      Wroński milczał. Dopiero po dłuższej chwili powiedział:

      – Wiesz co, Stefan? Napiłbym się kieliszek wódki…

      – To jest dobra myśl – podchwycił Downar i skinął na kelnera. – Panie Waciu, ćwiartka i coś na zakąskę.

      – Może grzybki z octu, panie kapitanie, albo tatar?

      – Niech będzie tatar.

      Pan Wacław obsłużył ich błyskawicznie. Wroński wypił dwie wódki i sięgnął po papierosa.

      – Pytasz, czy byłem tą całą historią zaskoczony? Oczywiście, że byłem zaskoczony. Wydawało mi się, że pomiędzy mną a Agnieszką wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie miałem żadnych powodów, żeby przypuszczać, że coś się popsuło. Rozumiesz? Była nadal cudowną żoną – i w dzień, i w nocy. I dopiero kiedy powiedziała mi, iż postanowiła się ze mną rozejść, zrozumiałem, że się myliłem, że wszystko to, co uważałem za jakieś trwałe wartości, było fałszem, kłamstwem. Nie mogłem tylko pojąć jednej rzeczy: dlaczego Agnieszka tak długo grała komedię, dlaczego udawała? Przecież nikt jej do tego nie zmuszał, więc…

      – Tak. Nikt jej do tego nie zmuszał – powtórzył w zamyśleniu Downar. – To rzeczywiście dosyć dziwna historia. Zazwyczaj w podobnych wypadkach coś się zaczyna psuć w małżeństwie i obie strony zdają sobie z tego sprawę. Narastają jakieś konflikty, pogłębiają się wzajemne żale, coraz ostrzej zaczynają się rysować niezgodności charakterów. Tego rodzaju decyzje nie przychodzą na ogół z dnia na dzień.

      – Zapominasz o tym, że może przyjść nowa miłość, która jest silniejsza od wszystkich dotychczasowych więzów.

      – Zgoda. Ale czy przypuszczasz, że twoja żona zakochała się tak płomiennie w Gernerze?

      – To jest jedyne wytłumaczenie tego, co się stało.

      – Hm. Niby tak. Nie tłumaczy to jednak faktu, że twoja była żona usiłuje zrobić z ciebie alkoholika, mającego przeróżne wizje. Tylko że zamiast białych myszek, widzisz wysokich brunetów. Nowa forma delirium tremens.

      Wroński napełnił kieliszki.

      – Wiesz, że tego nie mogę zupełnie zrozumieć. Dlaczego Agnieszce zależy, żeby ciebie wprowadzać w błąd? Co się za tym kryje?

      – Najprawdopodobniej morderstwo Gernera.

      Wroński poderwał się.

      – Nie podejrzewasz chyba Agnieszki…?

      – Nie denerwuj się – powiedział spokojnie Downar. – Wiesz przecież doskonale, że prowadząc śledztwo, muszę podejrzewać wszystkich, absolutnie wszystkich, nawet ciebie…

      – Mnie…?

      – Oczywiście. Gerner zabrał ci żonę, którą kochałeś i może jeszcze dzisiaj kochasz. Dlaczegóż więc…

      – Głupstwa gadasz – przerwał mu Wroński. – Gdybyś mnie podejrzewał, to nie ściągałbyś mnie na miejsce zbrodni.

      – A to dlaczego? Doskonała okazja do skontrolowania reakcji podejrzanego.

      – Żartujesz?

      – Oczywiście, że żartuję. Gdybym cię naprawdę podejrzewał, nasza rozmowa miałaby zapewne trochę inny przebieg.

      Wroński uważnie przyjrzał się przyjacielowi.

      – Muszę ci powiedzieć, że współżycie z tobą nie należy do rzeczy zbyt łatwych. Właściwie nigdy nie wiem, kiedy grasz, a kiedy jesteś szczery. Bo przecież najbardziej przekonująca szczerość może być misternie prowadzoną grą.

      Downar zaśmiał się.

      – Mogę cię zapewnić, że w tej chwili w stosunku do ciebie nie prowadzę żadnej gry. Chciałbym tylko, żebyś mi trochę pomógł.

      – Cóż ja ci mogę pomoc? O Gernerze wiem tak niewiele. A jeśli chodzi o Agnieszkę, to wolałbym nie rozmawiać z nią na te tematy.

      – Tego nie mam ci zamiaru proponować.

      Wroński spojrzał na zegarek.

      – Późno już. Chodźmy.

      – Jedziesz na Mokotów?

      – Oczywiście. Wiesz przecież, że ciągle jeszcze mieszkam u siostry. Muszę ci się przyznać, że mi to już obrzydło.

      – Chyba dostaniesz jakieś mieszkanie?

      – Mam nadzieję.

      Zapłacili rachunek i wyszli. Z szatni Downar