Ю Несбё

Trzeci klucz


Скачать книгу

drzwi były zamknięte na klucz, jakieś okna otwarte, jakiś szczególny zapach czy dźwięk? Cokolwiek.

      – Drzwi były zamknięte na klucz. Otwartych okien nie zauważyłem, ale i nie szukałem. Jedyny zapach to taki rozpuszczalnik…

      – Terpentyna?

      Ten drugi głos:

      – W jednym z pokojów stoją przybory malarskie.

      – Dziękuję. Zauważył pan coś jeszcze, Jensen?

      – A o co pytał pan na końcu?

      – O dźwięk.

      – Aha, o dźwięk. Nie, nie było żadnych dźwięków. Cicho jak w grobie. To znaczy… Nie chciałem…

      – W porządku, Jensen. Znał pan zmarłą już wcześniej?

      – Pierwszy raz ją zobaczyłem, kiedy przyszła do zakładu. Sprawiała wrażenie bardzo zadowolonej.

      – Czego chciała od pana?

      – Żebym naprawił termostat w ogrzewaniu podłogowym w łazience.

      – Może pan wyświadczyć nam tę przysługę i sprawdzić, czy naprawdę coś jest nie tak? Czy w ogóle jest jakieś ogrzewanie podłogowe?

      – Dlaczego…? A już rozumiem… że niby wszystko zaplanowała tak, żebyśmy ją znaleźli?

      – Mniej więcej.

      – No tak, ale termostat się spieprzył.

      – Spieprzył się?

      – Popsuł.

      – Skąd pan to wie?

      Milczenie.

      – Przecież powiedziano panu, żeby pan nic nie ruszał, Jensen.

      – No, owszem, ale tak cholernie długo nie przyjeżdżaliście. Zdenerwowałem się i musiałem coś sobie znaleźć.

      – To znaczy, że teraz ten termostat działa?

      – Jak to… No tak.

      Harry usiłował odsunąć się od łóżka, ale stopy nie chciały nawet drgnąć. Lekarz zamknął Annie oczy, wyglądała teraz, jakby spała. Tom Waaler odesłał elektryka do domu z informacją, by w najbliższych dniach nigdzie nie wyjeżdżał, zwolnił też funkcjonariuszy z dyżuru kryminalistycznego, którzy przyjechali jako pierwsi. Harry nigdy nie przypuszczał, że może poczuć coś podobnego, lecz tak naprawdę cieszył się, że Tom Waaler tu jest. Gdyby nie obecność doświadczonego kolegi, nie zadałby ani jednego rozsądnego pytania, nie mówiąc już od podjęciu jakiejkolwiek sensownej decyzji.

      Waaler spytał lekarza, czy mógłby im przedstawić jakieś wstępne wnioski.

      – Kula najwyraźniej przeszła przez czaszkę, uszkodziła mózg, zatrzymując wszystkie życiowe funkcje organizmu. Jeżeli temperatura w pomieszczeniu była stała, to temperatura ciała świadczy o tym, że kobieta nie żyje od co najmniej szesnastu godzin. Żadnych oznak przemocy. Żadnych śladów po ukłuciach czy też zewnętrznych oznak zażycia jakichś środków. Ale… – lekarz zawiesił głos – …blizny na nadgarstkach świadczą o tym, że próbowała tego już wcześniej. To oczywiście spekulacje, choć uzasadnione, ale podejrzewam, że mamy do czynienia z osobowością maniakalno-depresyjną lub po prostu depresyjną, o skłonnościach samobójczych. Przypuszczam, że znajdziemy jej kartę u jakiegoś psychiatry.

      Harry usiłował się odezwać, lecz język też nie chciał go słuchać.

      – Więcej będę mógł powiedzieć, gdy bliżej się jej przyjrzę.

      – Dziękuję panu, doktorze. Weber?

      – Broń to beretta M92F, bardzo powszechna. Na rękojeści znaleźliśmy tylko jeden zestaw odcisków palców, które muszą należeć do niej. Kula utkwiła w jednej z desek łóżka, a typ amunicji odpowiada broni. Oczywiste jest więc, że analiza balistyczna wykaże, że kula została wystrzelona z tego pistoletu. Jutro dostaniecie pełny raport.

      – Dobrze, Weber. Jeszcze jedno. Kiedy przyszedł elektryk, drzwi były zamknięte. Zauważyłem, że mają zwykły zamek, a nie zatrzaskowy, więc wykluczone, żeby ktoś tu był i opuścił mieszkanie. Chyba że zabrał klucz zmarłej i za sobą zamknął, oczywiście. Ale jeśli znajdziemy jej klucz, to, innymi słowy, zbliżymy się do szybkiego rozwiązania sprawy.

      Weber kiwnął głową i podsunął mu klucz zawieszony na żółtym ołówku.

      – Leżał na komodzie w korytarzu. To klucz generalny, taki, który otwiera bramę i wszystkie wspólne pomieszczenia. Sprawdzałem. Pasuje też do drzwi do mieszkania.

      – Świetnie. W zasadzie więc brakuje nam jedynie podpisanego listu pożegnalnego. Jakieś sprzeciwy, żeby nazwać sprawę oczywistą?

      Waaler spojrzał na Webera, lekarza i Harry’ego.

      – Okej. Wobec tego można przekazać krewnym tę przykrą wiadomość, niech przyjdą i ją zidentyfikują.

      Wyszedł na korytarz, natomiast Harry dalej stał przy łóżku. Wkrótce potem Waaler znów wsunął głowę do środka.

      – Niefajnie, kiedy pasjans wychodzi od razu, Hole?

      Mózg Harry’ego wydał głowie polecenie, by kiwnęła, lecz nie miał pewności, czy go usłuchała.

      11. ILUZJA

      Oglądam pierwszy film wideo. Kiedy puszczam go w zwolnionym tempie, klatka po klatce, widzę tez płomień. Cząsteczki prochu, jeszcze nieprzeobrażone w czystą energię, niczym rozżarzony rój asteroidów, które towarzyszą wielkiej komecie aż do atmosfery i tam się spalają, podczas gdy kometa bez najmniejszych przeszkód sunie dalej. I nikt nie może nic zrobić, bo tor jej lotu został nakreślony przed milionami lat, zanim pojawiła się ludzkość, zanim narodziły się uczucia, nienawiść i litość. Kula wbija się w głowę, przecina myśli, mąci marzenia. A w jądrze globu, jakim jest głowa, wybucha ostatnia refleksja, impuls nerwowy z ośrodka bólu, ostatnie, same sobie przeczące SOS wysyłane do samego siebie, zanim wszystko milknie. Klikam na tytuł drugiego filmu. Podczas gdy komputer, pomrukując, przeszukuje mroczną internetową noc, wyglądam przez okno. Na niebie są gwiazdy. Myślę, że każda z nich jest dowodem na nieuchronność losu. One nie mają żadnego sensu, wznoszą się ponad stworzoną przez ludzi potrzebę logiki i kontekstu. I chyba dlatego są takie piękne.

      Drugi film jest juz gotowy. Klikam Play. Play a play. To jak wędrowny teatr, który wystawia stale to samo przedstawienie, tylko za każdym razem w innym miejscu. Te same repliki i ruchy, ten sam kostium, ta sama scenografia. Wymieniono jedynie statystów. I zmieniono zakończenie. Dzisiejszego wieczoru nie było tragedii.

      Jestem zadowolony z siebie. Odnalazłem sedno postaci, którą gram – zimnego profesjonalisty, który wie dokładnie, czego chce, i zabija, kiedy musi. Nikt nie próbuje przeciągać czasu. Po tym, co zaszło na Bogstadveien, nikomu nie starcza na to odwagi. Dlatego przez te dwie minuty, przez sto dwadzieścia sekund, które sobie wyznaczyłem, jestem Bogiem. Iluzja działa. Grube ubranie pod kombinezonem, podwójne wkładki w butach, kolorowe szkła kontaktowe i wyćwiczone gesty.

      Wylogowuję się. W pokoju robi się ciemno. Dociera do mnie jedynie daleki szum miasta. Spotkałem dzisiaj Księcia. Dziwna osoba. Budzi we mnie ambiwalentne uczucia, jak Pluvianus aegyptius, pijawnik, ptaszek, który żyje z czyszczenia zębów krokodyla. Powiedział, że wszystko jest pod kontrolą, że Wydział Napadów nie znalazł żadnych śladów. Dostał swoją działkę, a mnie dał obiecany żydowski pistolet.

      Może powinienem się cieszyć, lecz nic już nie zdoła uczynić