Ю Несбё

Trzeci klucz


Скачать книгу

do niego akurat tego wieczoru.

      – Wiem, że właśnie zszedłeś ze służby – powiedział Møller – ale trochę brakuje nam ludzi. A znaleziono w mieszkaniu martwą kobietę. Wygląda na to, że się zastrzeliła. Mógłbyś tam zajrzeć?

      – Jasne, szefie. Przynajmniej tyle jestem ci winien. Ivarsson przedstawił równoległe śledztwo jako swój własny pomysł.

      – A co ty byś zrobił, gdybyś był szefem i dostał taki nakaz odgórnie?

      – Idea mojej osoby w roli szefa przechodzi ludzką wyobraźnię. Jak się dostanę do tego mieszkania?

      – Bądź w domu, ktoś po ciebie przyjedzie.

      Dwadzieścia minut później zabrzęczał dzwonek do drzwi. Był to dźwięk, który Harry słyszał tak rzadko, że drgnął przestraszony. Głos, który oznajmił, że taksówka podjechała, miał metaliczny pogłos zniekształcony przez domofon, lecz Harry i tak poczuł, że włosy na karku mu się jeżą. A kiedy zszedł na dół i zobaczył niski czerwony sportowy samochód, toyotę MR2, jego podejrzenia się potwierdziły.

      – Dobry wieczór, Hole. – Głos dobiegł z otwartego okna samochodu, lecz z poziomu tak nisko nad asfaltem, że Harry nie widział twarzy mówiącego.

      Otworzył drzwiczki, w środku powitał go funky bass, organy tak syntetyczne jak niebieskie dropsy i znajomy falset: You sexy mother fucka!

      Harry z pewnym wysiłkiem umościł się w ciasnym wiadrowatym siedzeniu.

      – No, tośmy się spotkali – powiedział komisarz Tom Waaler, rozciągając w uśmiechu teutońską szczękę i odsłaniając imponujący rząd nieskazitelnie białych zębów, odcinających się od opalonej twarzy.

      Ale oczy o barwie polarnego błękitu pozostały równie zimne. Wiele osób w Budynku Policji nie lubiło Harry’ego, lecz wiedział o jednej tylko osobie, która żywiła do niego bezpośrednią nienawiść. Zdawał sobie sprawę, że Waaler uważa go za niegodnego reprezentanta sił policji, a na dodatek odbiera to jako osobistą urazę. Harry wielokrotnie dawał wyraz temu, że nie podziela półbrunatnych poglądów Waalera i niektórych kolegów na temat pedałów, komunistów, nierobów, żółtków, czarnuchów, cyganów i innych brudasów. Natomiast Waaler ze swojej strony nazywał Harry’ego „zapijaczonym rockowcem”. Harry podejrzewał jednak, że prawdziwym powodem nienawiści Waalera jest fakt, że Harry pije. Tom Waaler nie tolerował bowiem słabości. Harry sądził, że właśnie dlatego tyle godzin spędza w siłowni na wymierzaniu wysokich kopniaków i ciosów w worki z piaskiem i w coraz to nowych partnerów sparingowych. W kantynie Harry podsłuchał jednego z młodych funkcjonariuszy opisującego z podziwem w głosie, jak Waaler złamał obie ręce jednemu z karateków z gangu Wietnamczyków z dworca Oslo S. Zważywszy na poglądy Waalera na kolor skóry, Harry’emu wydawało się pewnym paradoksem to, że kolega tyle czasu spędza w solarium, lecz być może było tak, jak twierdził pewien cięty język: że Waaler tak naprawdę nie jest rasistą, bo z równą ochotą bije zarówno czarnuchów, jak i neonazistów.

      Oprócz tego, co wszyscy wiedzieli, było jeszcze to, o czym nie wiedział nikt. Jedynie nieliczni jakby coś przeczuwali, chociaż minął już ponad rok od czasu, gdy Sverre Olsen, jedyny człowiek mogący im powiedzieć, dlaczego zamordowana została Ellen Gjelten, został znaleziony na łóżku z pistoletem, który właśnie wystrzelił, w ręku i z kulą Waalera między oczami.

      – Uważaj, Waaler.

      – O co chodzi?

      Harry wyciągnął rękę i przyciszył miłosne jęki.

      – Ślisko dzisiaj.

      Silnik terkotał jak maszyna do szycia, ale ten dźwięk był zwodniczy, bo przyspieszenie sprawiło, że Harry poczuł twarde siedzenie wbijające mu się w plecy. Sunąc po ziemi, minęli Stensparken i znaleźli się na Suhms gate.

      – Dokąd jedziemy? – spytał Harry.

      – Tutaj – odparł Waaler, gwałtownie skręcając w lewo tuż przed nadjeżdżającym z przeciwka samochodem. Okno wciąż było otwarte i Harry słyszał kląskający odgłos mokrych liści oblepiających opony.

      – Witamy z powrotem w Wydziale Zabójstw – rzucił Harry. – Nie chcieli cię trzymać w POT?

      – Reorganizacja – wyjaśnił Waaler. – Poza tym naczelnik Biura Kryminalnego i Møller chcieli, żebym wrócił. Może jeszcze pamiętasz, że miałem niezłe wyniki w Wydziale Zabójstw.

      – Jak mógłbym o tym zapomnieć?

      – No, dużo się słyszy o długofalowych skutkach picia.

      Harry jeszcze zdążył przytrzymać się ręką deski rozdzielczej, zanim gwałtowne hamowanie rzuciło nim o szybę. Pokrywa schowka otworzyła się i coś ciężkiego uderzyło go w kolano, zanim upadło na podłogę.

      – Co to jest, do cholery? – jęknął.

      – Jericho 941, izraelski pistolet policyjny – odparł Waaler, gasząc silnik. – Nienaładowany. Zostaw, niech leży. Jesteśmy na miejscu.

      – Tutaj? – spytał Harry zdumiony, nachylając się, by móc spojrzeć w górę żółtej kamienicy.

      – A dlaczego nie? – Waaler był już w połowie poza samochodem.

      Harry poczuł, że serce zaczyna mu walić i w czasie, gdy szukał klamki, w głowie kołatała tylko jedna myśl: powinien był zadzwonić do Rakel.

      Mgła powróciła. Napłynęła z ulicy szczelinami w zamkniętych oknach, zza drzew w alei, z niebieskiej bramy, która otworzyła się, kiedy Waaler warknął coś krótko do domofonu, sączyła się przez dziurki od kluczy w mijanych przez nich drzwiach. Otoczyła Harry’ego miękką kołdrą z waty, a gdy wchodzili do mieszkania, miał wrażenie, że stąpa po chmurach, a wszystko wokół niego, ludzie, głosy, trzaski krótkofalówek, światło lamp błyskowych nabrało sennej miękkości, pokryło się warstwą obojętności, ponieważ to nie było, nie mogło być rzeczywiste. Lecz gdy stanęli przed łóżkiem, na którym leżała zmarła z pistoletem w prawej ręce i czarną dziurą w skroni, nie był w stanie patrzeć na krew na poduszce ani na puste oskarżycielskie spojrzenie. Zamiast tego wbił wzrok w wezgłowie łóżka, w konia z odgryzioną głową, i miał nadzieję, że mgła wkrótce się podniesie, a on się obudzi.

      10. BEZTROSKA

      Głosy wokół niego pojawiały się i znikały.

      – Komisarz Tom Waaler. Czy ktoś może przedstawić mi przebieg wypadków?

      – Przyjechaliśmy przed trzema kwadransami. Znalazł ją elektryk.

      – O której?

      – O piątej. Od razu zadzwonił na policję. Nazywa się… zaraz, zaraz… René Jensen. Mam też jego numer osobisty i adres.

      – Dobrze, zadzwońcie i sprawdźcie jego kartotekę.

      – Okej.

      – René Jensen?

      – To ja.

      – Może pan tu podejść? Nazywam się Waaler. Jak pan tu wszedł?

      – Mówiłem już innym. Miałem ten zapasowy klucz. Przyniosła go do zakładu we wtorek, bo nie mogła być w domu, kiedy miałem zrobić tę robotę.

      – Dlatego że miała być w pracy?

      – Nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że nie pracowała. Znaczy nie w zwykłej pracy. Mówiła, że ma mieć jakąś