momencie opat napomniał nas dobrotliwie, byśmy zachowali milczenie. Zresztą wieczerza dobiegła końca. Opat podniósł się i przedstawił Wilhelma mnichom. Chwalił jego mądrość, ujawnił sławę, ostrzegł, że proszono go o prowadzenie śledztwa w sprawie śmierci Adelmusa, i zachęcił mnichów, by odpowiadali na jego pytania i ułatwiali mu poszukiwanie, byle – dodał – jego prośby nie były sprzeczne z regułą klasztoru. W takim przypadku należy uciec się do jego, opata, upoważnienia.
Po wieczerzy mnisi gotowali się udać do chóru na nabożeństwo komplety. Z powrotem zarzucili kaptury na głowy, ustawili się w szereg przed drzwiami i czekali Później ruszyli długim rzędem, przebywając cmentarz i wchodząc do chóru przez drzwi północne.
Wyszliśmy w towarzystwie opata.
– O tej porze zawiera się drzwi Gmachu? – zapytał Wilhelm.
– Jak tylko słudzy sprzątną refektarz i kuchnie, sam bibliotekarz zamknie wszystkie drzwi, ryglując je od środka.
– Od środka? A on którędyż wychodzi?
Opat przyjrzał się Wilhelmowi przez chwilę, z poważnym obliczem.
– Nie śpi w kuchni, to pewna – odparł oschle i przyspieszył kroku.
– Dobrze, dobrze – szepnął mi Wilhelm – jest więc inne wejście, lecz my nie mamy prawa o nim wiedzieć. – Uśmiechnąłem się dumny z jego dedukcji, on zaś sarknął w moją stronę: – A nie śmiać się. Widziałeś, że w tych murach śmiech nie cieszy się dobrą sławą.
Weszliśmy do chóru. Palił się jeden jedyny kaganek na potężnym trójnogu z brązu, wysokim na dwóch chłopów. Mnisi stanęli w stallach w milczeniu, gdy tymczasem lektor przeczytał ustęp z homilii świętego Grzegorza.
Potem opat dał znak i kantor zaintonował: Tu autem Domine miserere nobis41. Opat odpowiedział: Adiutorium nostrum in nomine Domini42, i wszyscy podjęli chórem: Qui fecit coelum et terram43. Wtedy zaczęło się śpiewanie psalmów: „Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi, Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz”; „Chwalę Cię, Jahwe, całym sercem”; „Chwalcie, słudzy, Jahwe, chwalcie imię Jahwe”44. My nie zajęliśmy miejsc w stallach i wycofaliśmy się do głównej nawy. Stamtąd właśnie dostrzegliśmy, jak Malachiasz wyłania się nagle z mroku jednej z bocznych kaplic.
– Miej na oku to miejsce – rzekł mi Wilhelm. – Może jest to przejście do Gmachu.
– Pod cmentarzem?
– A czemu by nie? A nawet, kiedy jeszcze raz o tym pomyślę, musi być tu gdzieś ossuarium. To niemożliwe, by od wieków chowali wszystkich mnichów na tym skrawku ziemi.
– Więc chcesz naprawdę dostać się nocą do biblioteki? – zapytałem przerażony.
– Tam gdzie zmarli mnisi i węże, i tajemnicze światła, mój poczciwy Adso? Nie, chłopcze. Myślałem dziś o tym, i nie przez ciekawość, ale ponieważ postawiłem sobie pytanie, w jaki sposób poniósł śmierć Adelmus. Teraz, jak już ci rzekłem, skłaniam się ku wyjaśnieniu najbardziej logicznemu i zważywszy na wszystko, chciałbym uszanować tutejsze zwyczaje.
– Po co więc chcesz wiedzieć?
– Albowiem wiedza nie polega na tym tylko, by wiedzieć, co się powinno lub co da się zrobić, ale też na tym, co można by zrobić, a czego nie powinno się robić. Oto czemu rzekłem dzisiaj mistrzowi szklarskiemu, że mędrzec winien w pewien sposób skrywać tajemnice, które posiadł, by inni nie uczynili z nich złego użytku, ale posiąść je musi, ta zaś biblioteka zda mi się raczej miejscem, gdzie tajemnice pozostają zakryte.
Z tymi słowami opuścił kościół, ponieważ nabożeństwo dobiegło końca. Obaj byliśmy nader znużeni i udaliśmy się do naszej celi. Ja zwinąłem się w kłębek w miejscu, które Wilhelm nazwał żartobliwie moją wnęką grobowcową, i natychmiast zasnąłem.
DZIEŃ DRUGI
Jutrznia
Kiedy to kilka godzin mistycznego szczęścia przerwane zostaje przez krwawe wydarzenie
Żadne zwierzę nie jest wiarołomne jak kogut, ten symbol raz demona, raz znów zmartwychwstałego Chrystusa. Nasz zakon zna śród nich ptaki gnuśne, które nie śpiewają o wschodzie słońca. Z drugiej strony, zwłaszcza w dni zimowe, nabożeństwo jutrzni odbywa się w momencie, kiedy noc jest jeszcze w pełni, a cała przyroda uśpiona, mnich powinien bowiem wstawać w ciemnościach i długo jeszcze w ciemnościach się modlić, oczekując na dzień i rozświetlając mroki płomieniem swojej pobożności. Przeto roztropny obyczaj każe wyznaczyć czuwających, by nie kładli się spać razem ze swoimi konfratrami, lecz spędzali noc na recytowaniu tej dokładnie ilości psalmów, która daje im miarę mijającego czasu, tak że upływ godzin, przeznaczonych na sen jednych, innym określa czas czuwania.
Dlatego też tej nocy obudzeni zostaliśmy przez owych mnichów, którzy przebiegali dormitorium i austerię pielgrzymów, z dzwoneczkiem w dłoni, podczas gdy jeden szedł od celi do celi, wykrzykując: Benedicamus Domino45, na co każdy odpowiadał: Deo gratias46.
Wilhelm i ja trzymaliśmy się obyczaju benedyktyńskiego: w mniej niż pół godziny byliśmy gotowi stawić czoło nowemu dniu, więc zeszliśmy do chóru, gdzie mnisi, leżąc krzyżem na posadzce i recytując pierwsze piętnaście psalmów, oczekiwali już na przyjście nowicjuszy prowadzonych przez swojego przełożonego. Wtedy wszyscy zasiedli w stallach i chór zaintonował: Domine labia mea aperies et os meum annuntiabit laudem tuam47. Głos wzniósł się pod sklepienie kościoła niby korna prośba dziecięcia. Dwaj mnisi wspięli się na ambonę i zaczęli psalm dziewięćdziesiąty czwarty, Venite exultemus48, po którym nastąpiły dalsze, dla tego oficjum przypisane. Poczułem żar odnowionej wiary.
Mnisi byli w stallach, sześćdziesiąt postaci jednakich za sprawą habitów i kapturów, sześćdziesiąt cieni mizernie oświetlonych płomieniem z wielkiego trójnogu, sześćdziesiąt głosów śpiewających na chwałę Najwyższego. I słysząc tę rzewną harmonię, tę zapowiedź rozkoszy rajskich, zadawałem sobie pytanie, czy naprawdę opactwo jest miejscem mrocznych tajemnic, bezprawnych prób ich odsłonięcia, miejscem pełnym posępnych zagrożeń. Albowiem w tym momencie jawiło mi się jako zgromadzenie strzegące cnoty, relikwiarz wiedzy, arka roztropności, wieża mądrości, szaniec łagodności, bastion mocy, trybularz świętości.
Po psalmach przystąpiono do czytania Pisma Świętego. Niektórzy z mnichów kołysali się z senności i jeden z tych, którzy czuwali w ciągu nocy, chodził pomiędzy stallami z maleńką lampką, żeby budzić pogrążonych we śnie. Jeśli ktoś został przyłapany na drzemce, za karę brał lampkę i kontynuował obchód. Podjęto śpiew dalszych sześciu psalmów. Po czym opat dał swoje błogosławieństwo, hebdomadariusz odmówił modlitwy, wszyscy pokłonili się w stronę ołtarza w minucie skupienia, której słodyczy nie pojmie nikt, kto nie przeżył godzin mistycznego uniesienia i intensywnego wewnętrznego spokoju. Wreszcie, nasunąwszy z powrotem kaptury na twarze, wszyscy usiedli i zaintonowali uroczyście Te Deum. Również ja chwaliłem Pana, albowiem uwolnił mnie od moich zwątpień, bym wyzbył się poczucia niepewności, w które pogrążył mnie pierwszy dzień pobytu w opactwie. Jesteśmy istotami wątłymi, powiedziałem sobie, i również wśród mnichów oddanych Bogu i nauce szatan