Cristina Alger

Żona bankiera


Скачать книгу

Annabel dotarcie do osoby znającej szczegóły katastrofy, ktokolwiek to jest? Rozmowa z kimś kompetentnym na pewno by ją uspokoiła.

      – Oczywiście. Pani Werner w każdej chwili i w każdej sprawie może do mnie zatelefonować. Poza tym zorganizujemy jej spotkanie z technikiem, który badał czarną skrzynkę. Wyjaśni, na czym polegała usterka samolotu.

      – Tak, to z pewnością będzie dobry krok. Dziękuję panu. A jeśli chodzi o grupy poszukiwawcze? Wciąż przeczesują zbocze góry czy już z tego zrezygnowano?

      – Poszukiwania trwają – odparł Bloch. – I w myśl obowiązujących nas procedur będą kontynuowane jeszcze przez dwadzieścia cztery godziny.

      Dwadzieścia cztery godziny. Serce w piersi Annabel zamarło. Nie przyszło jej do głowy, że wkrótce poszukiwania Matthew zostaną przerwane. Przynajmniej jednak nie tak prędko.

      – To by było chyba trochę za wcześnie – Julian zmarszczył czoło. – Porozmawiam z Jonasem. Być może zaangażujemy do poszukiwań środki prywatne.

      – Powinnam się chyba położyć. Przepraszam, ale nie czuję się najlepiej – powiedziała Annabel.

      Bloch wstał, zrozumiawszy sugestię, że powinien już sobie pójść.

      – Tak, myślę, że wypoczynek dobrze ci zrobi, moja droga – odparł Julian. – Idź do sypialni. Ja tymczasem odprowadzę agenta Blocha do drzwi.

      Annabel przystanęła zaraz za drzwiami sypialni. Usłyszała z przedpokoju przytłumione głosy mężczyzn. Wysunęła szyję, nasłuchując.

      – Poszukiwania zapewne skończą się jutro. Czy pani Werner jest na to gotowa? – w głosie Blocha słychać było troskę.

      Wyobraziła ją sobie, tę troskę, wymalowaną na jego surowej twarzy: ściągnięte brwi, drobne usta wykrzywione w grymasie zmęczenia. Zauważyła, że kiedy jest zdenerwowany, poprawia okulary. Ręce splata na piersiach. Pomyślała, że taką postawę przyjął także teraz.

      – A czy w ogóle ktokolwiek może być na coś takiego przygotowany? – zareagował Julian. – Na miłość boską, ta kobieta ma trzydzieści lat.

      – Oczywiście. Przepraszam. Nie chciałem okazać braku wrażliwości. Chodziło mi…

      – Zatem zakłada pan, że zwłoki nie zostaną znalezione?

      – Raczej się tego nie spodziewamy. Zazwyczaj przy tego typu zdarzeniach samoloty płoną w wysokiej temperaturze w ostatniej fazie lotu.

      – Gdyby chodziło o pieniądze…

      – Nie, nie chodzi o nie. Uważam, że w najlepszym interesie rodzin ofiar leży jak najszybsze zamknięcie dochodzenia. Przedłużające się działania służb mogą im jedynie przysporzyć dodatkowego bólu. Każdy kolejny dzień poszukiwań będzie rozsiewał dodatkowe ziarna wątpliwości, na które, moim zdaniem, nie ma tutaj miejsca.

      – Zatem policja jest przekonana, że katastrofę spowodowała zwykła awaria samolotu? Nie zakładacie, że mogło to być celowe działanie? Jest pan tego pewien?

      – Tak. Mieliśmy szczęście, że ekipie poszukiwawczej udało się dotrzeć do czarnej skrzynki. Znaleziono ją w dobrym stanie. Dzięki niej wiadomo już, że mamy do czynienia z tragiczną katastrofą i z niczym więcej. Zdaję sobie sprawę, że w żaden sposób nie zmienia to sytuacji pani Werner, ale może przynajmniej uspokoić się, że nikt celowo nie chciał pozbawić jej męża życia.

      Julian powiedział coś, czego Annabel nie usłyszała. Na palcach zbliżyła się do przedpokoju i przystanęła w odległości zaledwie czterech metrów za plecami Juliana i agenta Blocha.

      – Rodzina Amirów przygotowuje uroczystości upamiętniające ofiary katastrofy. Wiadomo panu, czy pani Werner podjęła również jakieś działania w tym kierunku?

      – Porozmawiam o tym z Annabel, gdy trochę odpocznie.

      – Dziękuję panu. Jest jeszcze jedna sprawa. Dość delikatna.

      – Proszę, niech pan mówi.

      – W domu pani Amir w Londynie znaleziono pewne osobiste przedmioty należące do pana Wernera. Czy mam wydać dyspozycje, żeby je tutaj przewieziono? Nie chciałbym w żaden sposób zranić wdowy.

      Annabel wzięła gwałtowny oddech. Słowa Blocha podziałały na nią tak, jakby ktoś nagle uderzył ją w brzuch. Nie przyszło jej dotąd do głowy, że Matthew zamieszkał w Londynie u Fatimy Amir, a nie w hotelu. A przecież ten prosty fakt był niezaprzeczalnym dowodem romansu.

      – Sam zajmę się tą sprawą – odparł Julian. – Niech mi pan tylko powie, z kim mam się skontaktować.

      – Oczywiście, przekażę panu tę informację. Dziękuję za pomoc.

      – Nie ma sprawy. Jeżeli uzyska pan jakieś nowe wiadomości, proszę najpierw kontaktować się ze mną. Annabel jest w bardzo złym stanie. Jeśli odkryje pan coś podejrzanego albo jeśli nabierze pan wątpliwości co do teorii, że mamy do czynienia jedynie z tragiczną katastrofą, niech pan je przekaże najpierw mnie. Śmierć męża jest dla Annabel ogromnym szokiem. Dla nas wszystkich też, ale w szczególności dla niej. Była bardzo oddana swojemu mężowi. Sądzę, że jeśli złe wiadomości otrzyma od kogoś, komu ufa, lepiej da sobie z nimi radę.

      – Pani Werner ma szczęście, że ma takiego przyjaciela jak pan, panie White. Przez najbliższe dni będzie pana bardzo potrzebowała.

      Annabel usłyszała trzask drzwi. Szybko, zanim Julian był w stanie się zorientować, że podsłuchiwała, zniknęła z powrotem w sypialni. Wyciągnęła z szafy pudełko z zapisanymi karteczkami.

      Ułożyła je na łóżku w równych rzędach, niczym koronkę wykonaną z małych kartek papieru. Były wśród nich bilety na koncert z ich trzeciej randki. Fotografia śpiącego Matthew wykonana polaroidem – położył ją któregoś poranka na poduszce przy głowie Annabel, kiedy śpieszył się na poranny lot. Pudełko po zapałkach pamiętające ich miesiąc miodowy. Kartka wyrwana z kalendarza w dniu, w którym Matthew się jej oświadczył. Annabel wpatrywała się w to wszystko tak długo, dopóki w jej oczach nie pojawiły się łzy. Położyła się. Przez długi czas patrzyła niewidzącym wzrokiem w biały sufit. W końcu pogrążyła się w głębokim, twardym śnie.

* * *

      Kilka godzin później zerwała się z łóżka w jednej chwili. We śnie przeżywała jakiś koszmar i jej serce biło jak oszalałe. Rozejrzała się po sypialni, chcąc się szybko zorientować, gdzie jest. Przez oparcie ustawionego przy małym biurku krzesła przewieszony był sweter należący do Matthew. Na otomanie leżała powieść, którą niedawno czytała. Kilka sekund zastanawiała się, czy ostatnie dni nie były może jakimś diabelskim koszmarem, z którego wreszcie się zbudziła. Może Matthew był teraz w Zurychu? Może właśnie jechał do domu? Może wszystko było tylko strasznym nieporozumieniem?

      Usiadła na łóżku. Z salonu docierał do niej jakiś głos. Męski głos. Była już zupełnie obudzona. „Czy to możliwe, że wrócił Matthew?”. Jej serce aż podskoczyło na tę myśl. To absurd, pomyślała jednak: „przestań o tym myśleć, natychmiast”. A jednak wyskoczyła z łóżka i podeszła do drzwi.

      Kiedy je otworzyła, głos rozbrzmiał wyraźnie. Po chwili zatrzymała się w przedpokoju, nasłuchując.

      – Coś mi się w tym wszystkim nie podoba – mówił Julian lekko przyciszonym głosem. – Mam złe przeczucia.

      Annabel podeszła jeszcze bliżej i zajrzała do salonu, wychylając się zza framugi. Julian stał w nim przed półką z książkami, odwrócony plecami do drzwi. Przechylał głowę, ściskając telefon komórkowy między ramieniem a lewym uchem. W rękach trzymał fotografię w ramce.

      – Nie