popatrzyła na jego partnera Vogla. On także patrzył na nią ze współczuciem. I dopiero w tej chwili Annabel zrozumiała, co tak naprawdę się dzieje. Ci dwaj mężczyźni przyszli do niej, żeby ją poinformować o śmierci Matthew.
– Na pewno zaszła pomyłka – powiedziała. Z ogromnym trudem wydobywała z ust każde słowo. Miała ściśnięte gardło, przez chwilę problem sprawiało jej nie tylko mówienie, ale także oddychanie. – No właśnie. Może się pomyliliście?
– Pani Werner, prawdopodobieństwo, że ktoś mógł przeżyć tę katastrofę, jest bardzo niewielkie. W tym wypadku naprawdę nie spodziewamy się, żeby ktoś ocalał. Rozumiemy, że jest pani w tej chwili bardzo ciężko. Czy jest ktoś, do kogo moglibyśmy zatelefonować w pani imieniu? Na przykład do kogoś z członków rodziny?
– To Matthew jest moją rodziną. Nie mam nikogo innego.
Annabel nie miała zapamiętać już niczego więcej z późniejszych wydarzeń. Pozostało jej w głowie jedynie mgliste wspomnienie tego, że padła na kolana i zaczęła głośno krzyczeć.
MARINA – 12.11.2015
Pozbycie się Granta było zaskakująco łatwe. Marina poczuła wyrzuty sumienia od razu po tym, jak go okłamała – przecież mieli wkrótce się pobrać – jednak szybko się ich pozbyła. Wmówiła sobie, że w gruncie rzeczy to nie było żadne kłamstwo. Przecież naprawdę wyszła z hotelu, żeby pobiegać. A ze źródłem Duncana miała się spotkać tylko przy okazji. Jednak kiedy zawiązywała buty, jej serce biło w nerwowym oczekiwaniu trochę mocniej niż zwykle. Gdy natrafiła na trop sensacyjnej historii, zawsze była podekscytowana.
Kiedy przebiegała przez rue de Rivoli, zimne listopadowe powietrze szczypało ją w policzki. Każdy oddech zamieniał się w parę wodną tuż przed jej oczami. Słońce dopiero unosiło się ponad konary drzew. Zaczęła żałować, że nie ma ze sobą ani czapki z daszkiem, ani grubego polaru. Biegania po Paryżu w ogóle nie uwzględniła w swoich planach. Zamierzała spędzić wakacje na objadaniu się serem i na piciu wina. A tymczasem znowu wyszło tak jak zawsze – pracowała i biegała.
Przyśpieszyła niemal do sprintu, żeby organizm nie tracił ciepła. Gdy biegała, zwykle słuchała muzyki, dzisiaj jednak z tego zrezygnowała. Musiała przez cały czas być czujna. Przesyłkę miała odebrać błyskawicznie i, gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, bez zwracania uwagi przypadkowych przechodniów. Mimo wczesnej godziny w Tuileries było już mnóstwo ludzi. Po prawej stronie Marina zauważyła starszą kobietę, wyprowadzającą na spacer psy. Przed nią szedł mężczyzna w ciężkim płaszczu, z szalem przewiązanym wokół szyi i ani myślał ustąpić jej miejsca; też się śpieszył i wcale nie uważał się za zbyt powolnego dla biegnącej w tym samym kierunku kobiety. Przy furtce całowała się para nastolatków. Jakiś ochroniarz zmierzał właśnie w stronę wejścia do Luwru.
Kiedy Marina zbliżyła się do Muzeum Oranżerii, jej oddech przyśpieszył. Tak jak miało być, przy wejściu stał mężczyzna w czarnej wiatrówce oraz w butach do biegania i naciągał mięsień czworogłowy w lewej nodze. Był wyższy, niż się spodziewała, ale doskonale zbudowany. Wyglądał najwyżej na czterdziestolatka i – zdaniem Mariny – na wprawnego biegacza. Wiedziała, że niczego więcej już się o nim nie dowie. Podejrzewała, że to nie on jest faktycznym źródłem, lecz jest zaledwie osobą przysłaną przez to źródło; takim zwyczajnym mężczyzną w średnim wieku, mało rzucającym się w oczy. Źródło podjęło już zatem spore środki bezpieczeństwa, żeby informację przekazać w pewny sposób, co Marina uważała za uspokajające i zarazem podniecające. Po dziewięciu latach pracy w branży potrafiła szóstym zmysłem wyczuć, czy osoba, z którą się spotyka, nie ma jakichś fałszywych zamiarów albo czy nie zechce podsunąć jej nieprawdziwych informacji. W tej chwili wszystko wydawało się jej w porządku. Według Duncana źródło nie chciało pieniędzy; chodziło mu tylko o osobiste przekazanie informacji. Komunikowało się za pomocą szyfrowanych wiadomości. Wydawało się czujne i ostrożne wobec dziennikarzy, tak jak oni wobec niego. Co więcej, zasugerowało, że dysponuje znacznie większą ilością danych, nie tylko na temat Morty’ego Reissa, i obiecało przekazać je później, jeżeli odbiorcy wykażą jego informacjami dalsze zainteresowanie. Jak dotąd nic nie wzbudzało podejrzeń. Źródło wydawało się wiarygodne.
Mężczyzna odwrócił się i Marina nawiązała z nim kontakt wzrokowy. Zwolniła tempo do marszu i po chwili zatrzymała się obok niego. Przyciągnęła kolano do piersi, udając, że się gimnastykuje. Oboje rozejrzeli się dookoła, chcąc mieć pewność, że są sami.
– Marina? – zapytał mężczyzna z obcym akcentem, którego jednak nie rozpoznała.
– A ty jesteś Mark.
Takie imię otrzymała od Duncana SMS-em. Wiedziała oczywiście, że jest nieprawdziwe.
Mężczyzna pokiwał głową.
– Mam coś dla ciebie – powiedział cicho. – Od jak dawna przebywasz w Paryżu?
– Od trzech dni. A ty?
– Trochę dłużej. Bardzo proszę, jeżeli będziesz miała jakieś kłopoty, zatelefonuj na numer, który znajdziesz u dołu tej kartki.
Z kieszeni wiatrówki wyciągnął wizytówkę. Znowu zerknął przez ramię i podał Marinie kartonik. Ich palce na moment się zetknęły, ale po chwili Marina zaciskała już swoje na wizytówce i na małym nośniku pamięci.
Wsunęła wizytówkę i pendrive do kieszeni spodni, zamykanej na zamek błyskawiczny.
– Zakładam, że istnieje jakieś hasło?
– Hasłem zewnętrznym jest nazwisko panieńskie twojej matki i cyfra 1: russell1. Bez dużych liter.
– Skąd znasz nazwisko panieńskie mojej matki?
– Jeżeli zostaniesz zatrzymana na lotnisku, za nic w świecie nie podawaj tego hasła. Mów, że pendrive zawiera twoje osobiste materiały, fotografie i tym podobne. Jeśli jednak zostaniesz zmuszona do ujawnienia hasła, to też nic złego się nie stanie. Informacje o faktycznym znaczeniu znajdują się pod fotografiami, w tajnej części dysku. Hasło wymagane, by dostać się do tej części składa się z czterdziestu ośmiu znaków. Dla twojego bezpieczeństwa przekażę je bezpośrednio Duncanowi Sanderowi szyfrowaną wiadomością. Dzięki temu, nawet jeśli będziesz chciała, nie będziesz w stanie umożliwić dostępu do informacji ani amerykańskim celnikom, ani w ogóle komukolwiek.
– Oczywiście – powiedziała Marina, bardzo się starając, aby jej głos brzmiał spokojnie. Tym niemniej była tak podekscytowana, że aż kręciło się jej w głowie. Nie pomyślała dotąd, że może zostać zatrzymana na granicy, że do informacji, które będzie przewozić, zechce dotrzeć rząd. – Co to są za fotografie? Na wypadek, gdyby ktoś pytał…
– Zwyczajne widoczki z Paryża. Takie, jakie turyści z pasją fotografują w czasie urlopów.
Marina pokiwała głową.
– To wszystko?
– To jeszcze nic. To jest zaledwie czubek góry lodowej poufnych informacji. Ale są to dokładnie te dane, na których zależało Duncanowi Sanderowi. Rozumiem, że od dłuższego czasu poszukuje niejakiego Reissa?
– To prawda. Jednak rozumiem, że będziesz chciał przekazać nam więcej danych.
– Tak. Na tyle dużo, żebyście i ty, i twoja grupa współpracowników mieli zajęcie na długie miesiące. A nawet na lata. Sander był zainteresowany historią Reissa. Ale są jeszcze inne. Bardzo wiele innych.
Marina otwarła usta. Chciała zadać mężczyźnie wiele pytań, ale nie wiedziała, od którego zacząć.
– Wie