gdy orientowali się, że jednak dali się podejść. Przypominali sobie wtedy, co ta menda tak naprawdę zrobiła, więc czuli się w obowiązku okazać oburzenie z powodu morderstw popełnionych przez Rodzinę. Wtedy Manson wpadał w gniew i posuwał się do pogróżek. Jego ulubionym trikiem było owijanie kabla mikrofonu wokół dłoni, czym sugerował, że w każdej chwili może rzucić się przed siebie i owinąć go wokół szyi rozmówcy.
Udzielane przez niego odpowiedzi miały luźny związek z pytaniami i większą część każdego z wywiadów wypełniała oparta na swobodnych skojarzeniach gra słów.
„Czy jest pan przestępcą, panie Manson?”
„Nie ma niczego takiego jak przestępca. Gdybym był w swojej woli, gdybym był, zastrzeliłbym cię i pobił”.
„Masz dzieci, Charlie?”
„Mam mnóstwo dzieci. Nie wiem ile, czasami wydaje mi się, że ty jesteś dzieckiem”.
I zawsze pretensjonalne, ocierające się o urojenia pomysły.
„Nie działam na szczeblu lokalnym. Kiedy jesteś ze mną, musisz myśleć na poziomie o wiele, wiele wyższym niż to”.
Wywiady z udziałem dziennikarzy w rodzaju Toma Snydera oraz młodego i niezwykle żarliwego Rona Reagana juniora, którzy próbują zgłębić filozofię życiową Mansona, to czysta komedia. (Ron Reagan: „Co będziesz robić, jeśli wypuszczą cię na wolność?”, Manson: „Jeśli zostanę zwolniony warunkowo, będę kandydować na prezydenta”). Każda interakcja tylko utwierdzała Mansona w jego nadęciu.
Jego zwodniczy i donkiszotowski język utrudniał postawienie precyzyjnej diagnozy. Ponieważ myśli Mansona często wydawały się chaotyczne, część specjalistów uznała, że cierpiał na schizofrenię utajoną. Jego zachowania były jednak kontrolowane i wykalkulowane. W każdym razie panowała powszechna zgoda, że był psychopatą. Cytowany w Helter Skelter Roger Smith – jego kurator sądowy z czasów, gdy przebywał w San Francisco – określał go mianem „manipulującego antyspołecznego gościa”.
Starałam się sięgać po te kasety rano, żeby mieć dość czasu na otrząśnięcie się z nich, nim pójdę spać. Każdy seans niósł w sobie kontakt z tym, co Hannah Arendt nazwała „banalnością zła”, a nie chciałam, by chore machinacje Mansona zatruwały moje sny.
Kiedy nie przeglądałam nagrań, siedziałam w bibliotece i albo czytałam utrwalone na mikrofiszach teksty z „Los Angeles Times”, które były poświęcone pierwszemu procesowi, albo zaglądałam do czasopism i książek dotyczących Mansona bądź członków jego Rodziny. Szybko uświadomiłam sobie, że założenie, by unikać informacji dotyczących jego osoby, może przynieść skutek przeciwny do zamierzonego. Nie udałoby mi się dotrzeć do prawdy o tych kobietach bez zrozumienia, choćby częściowego, kim był sam Manson. Na szczęście od czasów pierwszego procesu opublikowano sporo tekstów o nim, więc po niedługim czasie zebrałam małą biblioteczkę książek napisanych przez jego rzeczywistych lub rzekomych znajomych.
Według licznych publikacji poświęconych jego dzieciństwu, w tym biografii napisanej przez jego dawnego kolegę z celi Nuela Emmonsa Manson in His Own Words. The Shocking Confessions of the Most Dangerous Man Alive [Manson według Mansona. Szokujące wyznania najniebezpieczniejszego człowieka na świecie], czy nieco świeższej pozycji Jeffa Guina Manson wiele kwestii związanych z wczesnym okresem jego życia budzi wątpliwości. Przez te wszystkie lata Manson przedstawił bogatą paletę opowieści o swoim dzieciństwie, często wzajemnie sprzecznych. W każdym razie panuje pewna zgoda odnośnie do tego, że miał nastoletnią matkę Kathleen Maddox, a jego biologicznym ojcem był pułkownik Scott, żonaty kanciarz, który zniknął przed jego narodzinami. Był też przybrany ojciec William Manson, który kręcił się wokół Kathleen na tyle długo, że to jego nazwisko zapisano w akcie urodzenia pasierba.
Piętnastoletnia Kathleen Maddox nie była idealną matką. Przesiadywała w barach, zostawiając synka pod opieką kobiet, które niezbyt się do tego nadawały. Zdaniem samego Mansona nie zależało jej na nim do tego stopnia, że pewnego razu chciała go oddać barmance w zamian za dzban piwa. Kiedy chłopiec miał cztery lata, Kathleen skazano na pięć lat więzienia za współudział w napadzie na stację obsługi. W rezultacie Manson spędził wczesne dzieciństwo na błąkaniu się pomiędzy fanatycznie religijnymi dziadkami a stanowymi domami dziecka, w których był regularnie maltretowany przez personel lub wychowanków. Zważywszy na to, jakie miał młode lata, nie powinno dziwić, że później wysługiwał się innymi i ich wykorzystywał. Inaczej jednak było w przypadku tych, którzy do niego lgnęli. Nie mieli wprawdzie cudownego dzieciństwa, niemniej większość z nich została wychowana przez rodziców zaspokajających ich podstawowe potrzeby: miłość, czułość, perspektywy na przyszłość i coś więcej niż tylko odrobina dobrobytu.
Kontrast pomiędzy jego przeszłością a losami pozostałych członków Rodziny jest uderzający. Mały Charles Manson nie miał ojca; tata Patricii Krenwinkel co sobotę zabierał córkę na spacer po Westchester, gdzie przyglądali się postępom na budowie portu lotniczego Los Angeles. Kiedy Charles Manson miał osiem lat, jego matka siedziała w więzieniu stanowym Moundsville w Wirginii Zachodniej za napaść z bronią w ręku; mama ośmioletniej Leslie Van Houten codziennie piekła brownies, i to o takiej porze, by jej wracające ze szkoły dzieci czuły ich zapach w drzwiach wejściowych do domu. Tex Watson, nazywany przez swoją matkę „dumą i radością” rodziny, wychowywał się w pełnej rodzinie, należał do organizacji 4-H i skautów. W liceum w teksańskim Farmerville był wzorowym uczniem, wyśmienitym biegaczem i pomocnikiem w drużynie futbolowej.
Większość z reszty młodych ludzi stanowiących krąg najbliższych akolitów Mansona – Mary Brunner, Sandra Good i Lynette Fromme – pochodziła z podobnych środowisk. Susan Atkins, której krewni wpadli w alkoholizm i problemy finansowe, była wyjątkiem. Jak już wspomniałam, przez śmierć matki Catherine Share została zdana na łaskę mężczyzny świetnie potrafiącego wykorzystywać czyjeś słabości.
Jak zatem ten „wściekły, mściwy i podły karzeł” zdołał zdobyć absolutną kontrolę nad tymi dzieciakami? Oczywiście miał wrodzony dar manipulowania ludźmi, niemniej pobyt za kratami dostarczył mu dodatkowych możliwości edukacyjnych w tym zakresie. W więzieniu nauczył się paru sutenerskich sztuczek i poznał podstawowe techniki przymusu stosowane przez scjentologów, jednak największy wpływ wywarł na niego Dale Carnegie, autor książki Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi. Manson nie dość, że ją przeczytał, to jeszcze podczas jednej z odsiadek uczestniczył w poświęconym jej kursie. Zapisał się na zajęcia i po raz pierwszy w życiu był najlepszym słuchaczem. To prawda, że większość z proponowanych przez Carnegiego rozwiązań odnosi się do podstawowych technik marketingowych, jak choćby wzbudzania w innych poczucia własnej ważności czy wykorzystywania chwytów służących udramatycznieniu swoich pomysłów, jednak połączenie tych metod z wrodzonymi umiejętnościami manipulacyjnymi Mansona okazało się skuteczne i niezwykle groźne w ich zastosowaniu wobec młodych ludzi, którzy byli pozbawieni zakorzenienia życiowego i desperacko szukali czegoś, w co mogliby uwierzyć.
12
„Czułam się jak drapieżnik”
W drugiej partii kaset wypożyczonych z Mondo Video A-Go-Go znalazło się nagranie z wówczas ostatniego posiedzenia, na którym rozpatrywano złożony przez Leslie Van Houten wniosek o zwolnienie warunkowe. Odbyło się ono 12 maja 1996 roku i było jej jedenastym stawiennictwem przed kalifornijską komisją do spraw ułaskawień. Dzięki wypożyczalni miałam możliwość porównania go z poprzednimi. W miarę upływu czasu skład komisji orzekającej zmieniał się, w przeciwieństwie do wzorca przesłuchań. Kolejni członkowie wydawali się równie oszołomieni zbrodnią co ich poprzednicy. Choć formalnie