Christina Lauren

Seksowny kłamca


Скачать книгу

gdzieś ze znajomymi?

      Luke wzrusza ramionami.

      – Moi znajomi to palanty, nikt nie potrafi pobić mnie w Titanfall.

      Zagryzam policzek, żeby powstrzymać uśmiech.

      – Biorąc pod uwagę twoją kiepską formę, to chyba przede wszystkim o to chodzi. Jak się ma dzisiaj męskie ego?

      Luke z uśmiechem opiera się o bar.

      – Chyba oboje wiemy, że wczoraj w nocy moje męskie ego doszło do siebie.

      Znów tłumiąc śmiech, przewracam oczami i odsuwam się o krok, ale on chwyta mnie za ramię.

      – A tak zupełnie serio – mówi – powiedz, jak udało ci się dojść do takiej wprawy. Potrafię się przyznać, że dostałem baty, ale musisz mi zdradzić wszystkie swoje sekrety.

      Rozkładam ręce i uwalniam się z jego delikatnego uścisku. Dotyk jego dłoni przyprawia mnie o rumieniec; pamiętam, jak obejmowały mnie za biodra i przyciskały do jego ciała.

      – Dużo ćwiczę.

      – Wiesz, nigdy bym się nie domyślił. I nie dlatego, że jesteś dziewczyną. – Unosi dłoń, jakby oczekiwał feministycznej tyrady. – Ale dlatego, że wyglądasz na taką, co spędza cały czas na desce, a nie na kanapie.

      – Powinnam zacząć tworzyć portfolio i rozejrzeć się za porządną pracą, ale doskonale mi idzie odkładanie wszystkiego na później – mówię. – Najczęściej wzywają mnie gry wideo.

      Luke przez chwilę przyswaja tę informację.

      – Portfolio? A gdzie studiowałaś?

      – Uniwersytet w San Diego. Wiosną skończyłam grafikę.

      Robi zaskoczoną minę; zerka na kolorowe butelki z alkoholem za moimi plecami, rozgląda się po barze, po czym znów patrzy na mnie.

      – A siedzisz tutaj.

      – Owszem – odpowiadam; Luke nie ciągnie tematu.

      Poszliśmy do łóżka, ale tak naprawdę nie jesteśmy przyjaciółmi, więc muszę docenić, że nie pyta, co robię u Freda za barem, zamiast robić użytek z dyplomu, który najpewniej kosztował mnie niemałe pieniądze. Punkt dla niego.

      – A ty? – pytam. – Widziałam u ciebie sporo książek.

      – Też skończyłem wiosną. Nauki polityczne.

      – O rany. – Jestem pod wrażeniem. – A sport?

      – Gram w piłkę dla zabawy, a poważniej w piłkę wodną.

      Piłka wodna. W myśli przybijam sobie piątkę – za pierwszym razem dobrze zgadłam – po czym czuję lekki ścisk w żołądku. Za czasów naszych studiów drużyna piłki wodnej uniwersytetu w San Diego dwa razy wygrała mistrzostwa kraju. Luke musi być świetnym sportowcem.

      Przecieram ścierką blat przed sobą.

      – O rany – mówię cicho. – Piłka wodna. To…

      Robi wrażenie.

      Luke niedbale macha ręką.

      – Ty cały dzień surfujesz, w nocy pracujesz tutaj i jeszcze dajesz radę w wolnych chwilach doskonalić talent do gier.

      – Mniej więcej – odpowiadam.

      – Odważysz się na rewanż?

      Już mam mu przypomnieć, że nie, zeszła noc była jednorazowa, kiedy drzwi wejściowe otwierają się i na podłogę pada promień zachodzącego słońca. Wchodzi Mia, a za nią wysoki, tyczkowaty Ansel.

      Uśmiecham się, a ona podskakuje i macha do mnie ręką. Dopiero kiedy odwracam się do Luke’a, widzę, że podążył za moim spojrzeniem, teraz zaś patrzy prosto na moją przyjaciółkę i jej przesadnie seksownego męża. Sześćdziesięciowatowy uśmiech na jego twarzy gaśnie; Luke szybko opuszcza wzrok na swoje piwo i nieprzerwanie kręci podstawką.

      Obracam się; Ansel objął od tyłu Mię i prowadzi ją w kierunku boksu w odległym kącie. Luke nadal się nie odzywa.

      Nie trzeba być geniuszem, by się domyślić, że coś go łączy z Mią, zwłaszcza po tym, jak poprzednio widziałam ich pogrążonych w rozmowie. Czyli to ja muszę zdecydować, czy zależy mi na tyle, by go o to zapytać.

      Nie jestem pewna.

      – No dobrze, było miło, ale mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia – mówię, wychodząc zza baru.

      Luke jeszcze chyba nie wrócił do rzeczywistości; bez słowa kiwa głową mniej więcej w moim kierunku.

      Macham Fredowi i kieruję się do magazynu. Kiedy zaczynałam pracę, szef dochodził do siebie po wypadnięciu dysku, a Harlow zagroziła, że powiesi go za jaja na tablicy do strzałek, jeśli złapie go na noszeniu czegoś cięższego niż butelka alkoholu.

      Wciąż jeszcze poznaję Harlow, ale wiem już tyle, że: 1) jest wścibska, 2) jest naprawdę wścibska, jeśli jej na kimś zależy, 3) ma temperament z piekła rodem. Jestem gotowa przynieść wszystkie pudła z magazynu, żeby tylko nie poczuć na sobie jej furii.

      Kiedy z pełnymi ramionami wracam do baru, Luke zsuwa się ze stołka na mój widok.

      – Boże, czekaj, pomogę ci – mówi, wyjmując mi z rąk karton.

      – Dzięki – mówię i z ulgą potrząsam ramionami. – Było cięższe, niż się wydawało.

      – Ile jeszcze takich masz? – pyta, spoglądając nad moim ramieniem.

      – Tylko kilka – odpowiadam i przecinam taśmę, by sprawdzić zawartość.

      – Pokaż, gdzie są, to ci je przyniosę. Kilka tygodni temu pomagałem siostrze w przeprowadzce. Stwierdziła, że minąłem się z powołaniem, powinienem pracować fizycznie.

      – Nie, nie mogę… – zaczynam, ale on już kręci głową.

      – Nie proponuję ci pomocy, bo jestem jakimś popapranym rycerzem albo dlatego, że jesteś dziewczyną i nie dasz sobie sama rady… Oboje wiemy, że potrafisz zrobić wszystko, co ci wpadnie do głowy – mówi Luke, puszczając do mnie oko. – Tylko dlatego, że im szybciej skończysz, tym szybciej będę mógł zmonopolizować twój czas.

      – Dzięki – powtarzam, nie zwracając uwagi na to, że po tych słowach krew zaczyna mi wrzeć z niespodziewanej przyjemności; gestem dłoni nakazuję mu iść za sobą. – Ale na zapleczu nie będzie żadnego zacieśniania znajomości. Ani przyjaźni. To tak dla jasności.

      – Wiem, wiem – mówi Luke, okrążając bar; mijając Freda, pozdrawia go odpowiednio męskim skinieniem głowy. Nie umyka mi zadowolony uśmieszek Freda i mina „a nie mówiłem”, kiedy jego spojrzenie przeskakuje na mnie; rzucam szefowi groźne spojrzenie, po czym chowam się za rogiem i idę dalej korytarzem.

      Tutaj jest znacznie ciszej, bo nie dobiega ani przenikliwy trzask ze stołu bilardowego, szczękanie szklanek, ani okrzyki wznoszone przez kibiców.

      Luke zagląda do biura Freda, a potem zatrzymuje się tuż przed naszym maleńkim zapleczem. Właściwie to raczej kuchenka z lodówką i mikrofalą; czasami po pracy przysypiam tu w podniszczonym skórzanym fotelu w kącie.

      – Imponujące, co? – mówię i zaglądam również, by sprawdzić, co go tak zaciekawiło.

      Luke rozgląda się wokół i wzrusza ramionami.

      – Podoba mi się – mówi. – Pokój socjalny w mojej firmie ma ergonomiczne krzesła i trzy różne ekspresy do kawy. Kiedy tam siedzę, czuję się jak dupek.

      Śmieję się i wchodzę do magazynu. Luke idzie za mną, staje na środku