długi ogon z żądłem skorpiona.
Boby, „chory na sklerozę”, „gruby jak salceson”, według świadków za życia „tylko szczekał, wylegiwał się i robił nieporządek”. Nawet w omnibusie. Kiedy wzywano policjanta, kobieta tłumaczyła, że „bilet wizytowy”, który Boby właśnie zostawił, jest potrzebą „najnaturalniejszą w świecie i odczuwają ją wszyscy bez wyjątku”, „nawet i pan, panie policjancie”.
Po śmierci Boby’ego kazała go wypchać. Teraz, w pracowni, czule głaszcze te „żałosne szczątki” (Jan Szymański).
Z uwagi na rzeczowość pozostaje jeszcze tylko podać kilka szczegółów dotyczących ubioru kobiety. Świadek Artur Rubinstein jest pewny: wokół szyi nosiła boa, „prawdopodobnie aby ukryć podwójny podbródek”. Natomiast świadek Józef Czapski twierdzi, że „miała na piersiach takie długie waty, które jej wisiały, bo wypadały z podszywanego stroju”. Rozłażący się materiał spinała dodatkowo agrafkami. A ponieważ na brzegach i plecach można było zauważyć ślady butelkowej zieleni, należy przyjąć, że wyblakła już suknia dawniej miała ten właśnie kolor. Jest rzeczą niemal pewną (zgodne zeznania świadków): to ta część garderoby, do której kobieta była szczególnie przywiązana. Bo to suknia od „szanownego taty”. Podobno powiedziała nawet, że chciałaby, „kiedy nadejdzie pora”, zostać w niej pochowana.
Jest jeszcze coś, co potwierdzają świadkowie: kobieta miała na sobie malarski fartuch.
Wnętrza krakowskiej i paryskiej pracowni Olgi Boznańskiej utrwalone przez nią na obrazach
Rodzina Boznańskich: Adam i Eugenia z córkami – Olgą (stoi z lewej) i Izą. Kraków ok. 1872
KRAKÓW
1865 I PÓŹNIEJ
Dowód
W tym miejscu może powstać wrażenie, że bohaterką opowieści jest anonimowa, dotknięta artretyzmem dziwaczka.
Żeby tego uniknąć, warto cofnąć się o kilkadziesiąt lat.
Do Krakowa 1865 roku.
To tu 15 kwietnia, w sobotę, rodzi się dziewczynka. Na chrzcie 6 czerwca otrzymuje imiona Olga Helena Carolina.
Mamy na to dowód: metrykę wystawioną przez parafię kościoła Świętego Floriana w Krakowie. Po śmierci Olgi znaleziono ją w pracowni.
Pewności nie mamy natomiast co do miejsca urodzenia. Wszyscy powtarzają, że dziecko przyszło na świat w należącym do hrabiego Piotra Myczkowskiego (w zeznaniach pojawia się też nazwisko Moszyński) Domu pod Pawikami.
Autorce mimo usilnych starań nie udało się potwierdzić istnienia takiej kamienicy. A sama Olga po latach mówiła, że chodzi o inną, Pod Pawiem, przy ulicy Świętego Jana. Kamienica stoi do dziś. Może więc trzeba przyjąć tę wersję.
Rodzice
Eugenia Apolonia Mondant[2] i Adam Nowina Boznański. Rodzice Olgi. Im należy się bliższa charakterystyka.
Informacji dostarczają sztambuchy, notatniki. Bruliony – podczas pierwszej wojny światowej Olga z braku papieru robi je sama, skleja przypadkowe kartki. Listy nadgryzione przez myszy. Nawet prześwietlone odbitki zdjęć.
Eugenia pierwszą córkę rodzi późno. Ma ponad trzydzieści lat. Do Polski przyjechała z Francji, z Valence, w 1854 roku. Od razu zaczęła pracę jako nauczycielka języka francuskiego i rysunku w szkole prowadzonej przez siostry norbertanki w Imbramowicach. Cztery lata później, może pięć, przeniesiono ją do Krakowa, na Zwierzyniec. Również do szkoły przyklasztornej. Trzecim miejscem pracy Eugenii był jeden z arystokratycznych domów w Krakowie (brak bliższych danych). To prawdopodobnie tu poznała przyszłego męża, Adama Boznańskiego herbu Nowina, młodszego od niej o trzy lata geometrę i inżyniera budowlanego.
Ponieważ z tamtego czasu zachowało się niewiele dokumentów, nikt już nigdy się nie dowie, jak dokładnie wyglądało ich pierwsze spotkanie.
Eugenia Mondant – matka Olgi, ok. 1865
Adam Boznański – ojciec Olgi, ok. 1865
Eugenia nie jest urodziwa (autorka subiektywnie po obejrzeniu fotografii). Jeśliby zastosować przesadne i złośliwe słownictwo: ma ciemnowłosą głowę z haczykowatym nosem, osadzoną na niezbyt efektownym korpusie. Ale robi wrażenie na Adamie. Skromna, pobożna. Wiele godzin w ciągu dnia przesuwa między palcami ziarenka różańca, przez chwilę myśli nawet o wstąpieniu do zakonu. W archiwum Boznańskiej zachował się jej oprawiony w brązową skórę zeszyt. Na okładce oprócz inicjałów wytłoczono złoty krzyż. Dedykacja sugeruje, że Eugenia zeszyt dostała w Imbramowicach 19 stycznia 1859 roku. Do niego w wolnych chwilach przepisuje modlitwy. Po francusku, bo po polsku do końca życia będzie mówiła raczej kiepsko. Biegle za to zna niemiecki.
Adam pochodzi z rodziny ziemiańskiej. Jej herb Nowina, zwany też Złotogoleńczykiem, tak opisywano: „W polu błękitnym białe ucho kotłowe końcami skierowane ku górze, między nimi miecz odtłuczony (dawniej krzyż) rękojeścią prosto do góry, końcem w dół. W klejnocie nad herbem noga zbrojna złota, w kolanie zgięta, niby klęcząca, stopą w lewo skierowana”.
Geneza herbu nie jest całkiem jasna. Jedni mówią, że rotmistrz Nowina, syn kotlarza (stąd w herbie kotłowe ucho), służył Bolesławowi Krzywoustemu. W 1121 roku, po przegranej bitwie z Rusinami, oddał księciu swojego konia. Sam trafił do niewoli w Czechach. Kiedy skuto go za nogę z hetmanem, rotmistrz obciął ją do kolana. Hetman uciekł z nogą Nowiny przywiązaną do pasa. Dopiero po trzech dniach rotmistrz wezwał straże. Czesi docenili jego męstwo, opatrzyli ranę i pozwolili wrócić do Polski. Tam Krzywousty z wdzięczności dodał do herbu klejnot z nogą zakutą w zbroję ze złota. Inni mówią, że Nowina stracił nogę, broniąc swego pana na Psim Polu albo w boju z Haliczanami. A złoty goleń i klejnot herbowy dostał od króla, który Nowinę więził. Król docenił jego miłość do ojczyzny.
Kiedy Adam, „człowiek głęboko kulturalny” (opinia Franciszka Ksawerego Pusłowskiego) – na zdjęciu z tego okresu krępy, lekko bryłowaty, z zarostem – żeni się z Eugenią, Boznańscy nie posiadają już wielkiego majątku. Ojciec Adama, zasłużony w walkach powstańczych, w akcie zgonu syna figuruje jako „nauczyciel jazdy konnej”.
Ślub Eugenii i Adama, potwierdzony w magistracie, odbył się w Krakowie w roku 1862, 7 lutego.
Ona ma lat dwadzieścia dziewięć, on – dwadzieścia sześć.
Dom
Część łąki leżącej przy drodze Wolskiej między ulicą Czapskich a Retoryka w Krakowie Adam Boznański kupuje dwa lata po narodzinach Olgi.
Tu, pod numerem 21, staje ich dom.
Patrząc od strony Błoń, można podziwiać wieże kościoła Mariackiego i wieżę ratuszową. Od strony Plant rozpościera się widok na kopiec