Axl Rose skończył swoją ostatnią partię i do końca zostały jedynie gitarowe popisy jego kolegów z zespołu, mężczyzna się odsunął i pokazał wzrokiem, żeby zeszli z parkietu. Przepuścił ją przed sobą, a gdy przeciskali się w kierunku zbitego tłumu, jak zawsze szczelnie wypełniającego okolice baru, sprawnie przepychał się między ludźmi i torował jej przed sobą drogę.
Dobrnęli do ażurowych schodów i weszli na parter.
Było tutaj zdecydowanie mniej osób, a muzyka grała ciszej, jako tako umożliwiając rozmowę. Mężczyzna wskazał ręką miejsca na końcu baru.
– No dobra… – Paulina odetchnęła i położyła torebkę na blacie. – Co masz mi do powiedzenia?
– Powoli. – Facet uśmiechnął się i kiwnął na barmana. – Ty też się uśmiechaj. Mamy wyglądać na zainteresowanych sobą. – Czego się napijesz?
Paulina przez moment analizowała wszystkie za i przeciw (to nadal mógł być przecież wkręt, a jak jeszcze się upije, to już w ogóle wyjdzie na idiotkę), po czym stwierdziła, że zostawiła połowę drinka, który zamówiła z dziewczynami.
– Niech będzie daiquiri.
Czekając na barmana, oboje milczeli i rozglądali się dyskretnie dookoła. Paulinie przemknęło przez głowę, że na dobrą sprawę to właściwie wygląda bardzo prawidłowo. Kilka razy znajdowała się w podobnej sytuacji i tak właśnie przecież wyglądają zakłopotani ludzie, którzy dopiero co poznali się na parkiecie i w panice usiłują znaleźć jakiś temat do rozmowy.
– Pracuję w Holandii – odezwał się w końcu mężczyzna, gdy barman postawił przed nimi szklanki. – W firmie meblarskiej VoorGemak. Wiesz, kurewsko drogie meble biurowe. Dziesięć kawałków za biurko. Euro oczywiście. Mam tydzień urlopu.
Paulina pokiwała głową i sięgnęła po szklankę. Miała nadzieję, że facet szybko dotrze do sedna.
– Jakiś czas temu pracowałem, to znaczy… – Spojrzał na Paulinę z zakłopotaniem. – To znaczy robiłem zlecenia. Najpierw małe, takie tam, jakieś kamienie z napisami czy płyty, a potem większe. Miałem wtedy dziewiętnaście lat i w końcu trafiłem do takiego gangu, który wykonywał spore zlecenia dla mafii. Obrobiliśmy kupę kościołów koło Kamienia i Świnoujścia, ale nie tylko tam. Nawet nazwy tych wioch jeszcze pamiętam. Jarszewo to była moja pierwsza większa robota. A potem jakaś wiocha koło Łobza. Ale najwięcej kasy dostaliśmy za obrobienie dwóch kościołów koło Pyrzyc. To chyba w dwa tysiące czwartym było. Stały za tym w rzeczywistości grube ryby, a towar szedł za granicę.
– Jaki towar? – zdecydowała się zapytać Paulina.
– Rzeźba głównie. Średniowieczna. Płacili nam za robotę kilka tysięcy, a sami za nią dostawali po kilkadziesiąt. Na początku myślałem, że to wszystko gówno warte, ale w tym są kurewsko wielkie pieniądze.
Mężczyzna sięgnął po szklankę i wypił spory łyk.
– I u nas, i w Europie stoi za tym mafia. Ruska głównie. Zlecają kradzieże różnym płotkom, płacą im, wymuszają milczenie albo likwidują. Na Wschodzie jest nieograniczony popyt. Oligarchowie ikonami kafelkują sobie kible.
– Grube ryby? – Z opowieści mężczyzny Paulina wyłowiła rzecz potencjalnie najbardziej dla niej interesującą. – Masz na myśli kogoś konkretnego?
– Nie wiem. Jakiś lokalny polityk podobno. Kolekcjoner czy coś. Ale to nie o nim chciałem…
Kwiecień upłynął Paulinie pod znakiem handlu dziełami sztuki. Sławni szczecińscy kolekcjonerzy, uznane za zaginione obrazy i starodruki, archiwa policyjne i konserwatorskie. Zrobiła spory research i mniej więcej orientowała się w temacie. Na tyle przynajmniej, żeby napisać tekst na dwie strony.
A teraz to do niej, jak widać, wraca.
– Po kilku udanych skokach szef załatwił mi tę robotę w Holandii. Po szkole jestem stolarzem, wiesz… Firma meblarska należy do Rusków i w rzeczywistości jest przykrywką. Główny zakład mieści się w Charlois, takiej dość obskurnej dzielnicy Rotterdamu. Jest tam stolarnia, montażownia i skład. Oprócz tego mają magazyn w porcie, gdzie meble się lekko przerabia. Tam właśnie pracuję…
– Po co się przerabia? – Paulina nie wytrzymała, obawiając się, że facet za bardzo ucieknie w dygresje.
– No a jak myślisz? – Mężczyzna się uśmiechnął. – Potem mebelki w częściach jadą do Petersburga. Mafia wywozi w ten sposób narkotyki albo różne fanty.
Sięgnął po szklankę, a Paulina zamarła w oczekiwaniu na ciąg dalszy.
– Jakiś tydzień temu podsłuchałem pewną rozmowę. Oni tam mówią po holendersku głównie, bo ich dostawcy i projektanci to Holendrzy, ale do roboty to mają Turków, Polaków i Rumunów. Ale ja już rozumiem po holendersku. Zawsze miałem dryg do języków, a pracuję tam od siedmiu lat, więc wiesz…
Mężczyzna rozejrzał się i pochylił w kierunku Pauliny.
– Ładnych parę lat temu zrobili wielki skok, po którym stali się bardzo ostrożni. Miesiącami szły same meble. Raz na jakiś czas tylko towar. No i teraz podsłuchałem, że planują wielką wysyłkę do Rosji. Podobno różne służby depczą im po piętach i zaczęli się bać, że cały ten trefny towar sprzed kilku lat wpadnie w końcu w łapy policji.
Mężczyzna na moment umilkł.
Od strony stolików i sof pod ścianami dochodziły głośne śmiechy i wyrwane z kontekstu pojedyncze słowa, a w tle słychać było łomot muzyki.
Paulina, która słuchała z rosnącym zainteresowaniem, przypomniała sobie o przyjaciółkach. Miała nadzieję, że nie zaczną się niepokoić.
– Pracuję przy robieniu różnych części. Nie mówią nam dokładnie, co ma być schowane, tylko dają szczegółowe wytyczne. Wielkość, szerokość i grubość warstw. Czasem, jaki klej czy co tam upchnąć, żeby było dobrze. A teraz dostaliśmy polecenie wykonania siedmiu płyt. Miały być starannie wykończone, tak żeby wyglądały jak zwykłe drewniane części. Dostajemy też często informacje, jak towar ma jechać, i musimy tak wszystko rozplanować logistycznie, żeby podczas ewentualnego sprawdzania przez celników nie wpadł od razu w ich łapy. A potem usłyszałem, jak zaczęli gadać o takim jednym. Poznałem go wcześniej, więc od razu wiedziałem, o kogo chodzi.
– Rosjanin?
– Nie. To bandzior z Rumunii. Jak usłyszałem jego imię, to od razu domyśliłem się, w czym rzecz. – Mężczyzna odstawił szklankę i spojrzał na Paulinę. – Transport wyjeżdża z Rotterdamu w środę wieczorem albo w czwartek. Nie wiem dokładnie, gdzie i kiedy, ale oni korzystają zazwyczaj z tych samych przewoźników. Dlatego mam pewien plan. Dostaniesz ode mnie parę istotnych informacji na temat tej akcji. Kiedy to będzie, kto weźmie udział. Nazwiska, ksywy, rejestrację samochodu, tyle, żeby policja wpadła na ich trop. Znam także miejsca, gdzie przechowują łup. Nie wiem, dokładnie, kiedy i jak towar wyjedzie z Rotterdamu, ale wiem, jak to wszystko będzie ukryte, w końcu sam robiłem tydzień temu schowki. Napiszesz na ten temat artykuł i zadbasz, żeby od razu dotarł do Rotterdamu…
– Trochę mało czasu zostało, żeby poszło w czwartek.
– Musi pójść wcześniej. – Mężczyzna pokręcił głową. – W poniedziałek najlepiej.
– W poniedziałek? Jest piątek. Nie wydrukują mi tego. Musiałabym napisać dziś i wysłać jutro rano, żeby zdążyli. Bez szans.
– We wtorek w takim razie.
Paulina