Leszek Herman

Sieci widma


Скачать книгу

W czerwono-czarnym kolorze.

      Pochylił się nad komórką i przez chwilę coś w nią wpisywał.

      Paulina przypomniała sobie powiedzenie, które nie tak dawno usłyszała z ust swojej przyjaciółki. To było coś o diable i spełnianiu życzeń…

      Mężczyzna skończył pisać, położył telefon na blacie i przesunął w jej kierunku.

      – Tekst musi iść we wtorek!

      – Nie bardzo tylko rozumiem, co ma wspólnego ten mafijny transport z Rotterdamu z kościołami, które okradaliście? Czy ten transport to są średniowieczne rzeźby? Po co mam pisać o jakichś rzeźbach?

      – To nie będzie nic o żadnych rzeźbach. Jesteś dziennikarką śledczą. Wszyscy mają myśleć, że to ty wpadłaś na trop tej afery. Najpierw napiszesz o kościołach, a potem to, co ci dam. Będziesz miała taki temat, że przedruki zrobią, kurwa, w całej Europie.

      Paulina wpatrywała się w mężczyznę wzrokiem, w którym dostrzegł chyba powątpiewanie. Przez chwilę milczał. Wreszcie westchnął z lekką irytacją i znowu pochylił się w jej stronę. Akcentując każde słowo, powiedział ściszonym głosem.

      – Trust, który okradła mafia, wyznaczył ogromną nagrodę za pomoc w odzyskaniu swojego mienia. Pięć milionów euro!

      Paulina chyba nadal sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, o co chodzi.

      – Ja ryzykuję własne życie, więc dla ciebie dwadzieścia procent. To chyba mało nie jest?

      Paulina wpatrywała się w mężczyznę szeroko otwartymi oczami. Minęła dobra chwila, zanim uświadomiła sobie, co przed chwilą usłyszała.

      Diabeł spełnia wszystkie życzenia…

      Rozdział 4

      8 czerwca, godz. 21.15

      Huk, zwielokrotniony przez stalowe żebra burt i ogromną przestrzeń ładowni działającą jak wielka skrzynia basowa, spowodował, że oficer wachtowy stanął jak sparaliżowany. W pierwszej chwili oczywiście pomyślał, że to bomba. Ktoś wwiózł materiał wybuchowy, który miał rozwalić pokład ładunkowy i zatopić prom.

      Dopiero po dłuższej chwili, kiedy nie dostrzegł żadnych oznak eksplozji ani niczego właściwie, co by na to wskazywało, dotarło do niego, co się stało.

      Zwłaszcza że tir, który właśnie wjeżdżał do ładowni, dostał jakiegoś dziwnego przechyłu i przywalił w otwarte na oścież skrzydło wewnętrznych drzwi dziobowych3. W pudle rezonansowym ładowni rozszedł się paraliżujący łoskot szorowania metalu o metal i wielka ciężarówka zastygła nieruchomo.

      Blokując wjazd.

      Oficer wachtowy zaklął i ruszył w kierunku samochodu. Zobaczył, jak z szoferki wygląda kierowca, a dwaj marynarze w żółtych kamizelkach machają do niego rękami i coś wrzeszczą.

      – Co się dzieje? – krzyknął do kierowcy stojącego w drzwiach auta i wysuniętego do połowy z okienka, pomiędzy szoferką a ścianą ładowni.

      – Opona wybuchła! – Mężczyzna machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. – Miesiąc temu mi zmieniali. Miały być prawie nowe. Ja ją zaraz zdejmę, tylko…

      – Wykluczone! Nie może pan blokować wjazdu…

      – Wjadę pod ścianę…

      – Na prom mogą wjeżdżać wyłącznie samochody sprawne technicznie!

      – Jest sprawny technicznie! Tylko opona poszła! Panie oficerze, no weź pan, bądź pan człowiekiem. Cały dzień opóźnienia będę miał. Wywalą mnie z roboty.

      – To nie moja sprawa. Musi pan wyjechać!

      – No weź, człowieku! Ja tę oponę w dziesięć minut zmienię!

      – Jak ty wymienisz oponę w takim samochodzie? Bez montażownicy i kanału? Poza tym mogło ci pogiąć blachy. Zabieraj się stąd!

      – No przecież praktycznie wjechałem już! Wymanewrowanie stąd więcej zajmie czasu niż zmiana koła.

      Oficer usłyszał sygnał radiotelefonu4 i sięgnął do pasa. No tak. Pewnie mostek. Zaraz będzie ględzenie.

      – Co tam się dzieje? – głos starszego oficera nie wróżył niczego dobrego. Prawdę powiedziawszy, nigdy za sobą nie przepadali.

      – Opona poszła akurat na rampie.

      – Gówno mnie obchodzi opona! On przywalił we wrota! Widzę na podglądzie. Niech wypieprza i to już, a wy musicie sprawdzić wszystko. Z tego, co widzę, to uderzył akurat w miejsce, gdzie są sworznie mocujące cylinder główny5.

      Oficer zacisnął zęby. Sworznie mocujące cylinder główny. Jakby on, kurwa, w ogóle wiedział, co to jest.

      – Jeszcze trwa odprawa. Nawet połowy samochodów żeśmy nie załadowali.

      – Dopóki nie zrobicie pełnej próby zamknięcia i otwarcia, niech wszystko wjeżdża bokiem.

      – Tak jest! – westchnął ciężko oficer wachtowy i miał właśnie nabrać powietrza, by wrzasnąć do kierowcy, żeby natychmiast się stąd zabierał, gdy telefon znowu zapiszczał.

      – Mostek. – Nord miał jeszcze bardziej poirytowany głos niż przed chwilą. – Stary każe wpuścić go do środka, żeby nie tracić czasu. Ma stanąć pod ścianą, tuż za wjazdem. Zabierajcie się do oględzin, a on, jeśli nie zmieni tego koła w ciągu dziesięciu minut, ma stąd wypierdalać.

      – Tak jest! – Oficer rozłączył się i machnął ręką do kierowcy, wskazując miejsce przy prawej burcie.

      Mężczyzna pokazał zęby w uśmiechu i zasalutował.

      Po chwili tir powoli stoczył się z rampy i zjechał na bok.

*

      Nord pochylony nad monitorem nadzoru telewizyjnego patrzył, jak ciężarówka z naczepą ustawia się przy ścianie. Gdy manewr dobiegł końca, z szoferki wyskoczył kierowca i zaczął uwijać się wokół samochodu. Wytargał koło zapasowe, wyciągnął dwa długie stalowe pręty i walizeczkę z narzędziami.

      Nord powiększył ekran, żeby ocenić stopień uszkodzeń podwozia, ale kamera nie dawała aż tak dobrego zbliżenia. Kierowca wsunął dwie wielkie łyżki pomiędzy felgę a oponę i zaczął się z nimi siłować.

      Nord westchnął. Jeśli zależałoby to tylko od niego, kazałby gościowi wyjechać, ale kapitan nie życzył sobie zatargów z przewoźnikami. Miał na pieńku z armatorem i nie chciał stwarzać kolejnych problemów. Chociaż z tym, że wycofywanie ciężarówki trwałoby dłużej niż zmiana koła i mogłoby w dodatku jeszcze coś się stać po drodze, można by oczywiście dyskutować. Ale decyzja Starego była ostateczna. Na myśl o tym, że z całego zdarzenia będzie musiał przygotować dokładny raport wraz z opisem zajścia i zeznaniami świadków, jęknął w duchu. Wiedział jednak doskonale, że armator musi mieć pewność, że ubezpieczyciel zapłaci za szkody.

      Zmienił podgląd. Na monitorze ukazał się widok na furtę dziobową. Jeden z marynarzy zatarasował wjazd barierką, żeby przypadkiem jakiś rozpędzony kozak nie próbował wjechać do środka. Przy panelu kontrolnym wrót stał oficer wachtowy i dwóch marynarzy.

      Nord sprawdził już oczywiście na mostku wszystkie kontrolki z poziomu panelu obsługi wrót i generalnie było okay, ale i tak trzeba zrobić pełną próbę zamknięcia i otwarcia całego systemu.