Iwona Kienzler

Kobiety niepodległości Bohaterki żony powiernice


Скачать книгу

Europy, niemal wszystkie swoje honoraria przekazywała na wsparcie organizacji niepodległościowych.

      Ale przedstawicielki płci pięknej stać było również na bardziej radykalne działania: w 1906 roku zamachu na warszawskiego generała gubernatora Gieorgija Skałona dokonały niemal samodzielnie trzy kobiety — Wanda Krahelska, Zofia Owczarkówna oraz Albertyna Helbertówna. Zamach się co prawda nie powiódł, ale generał gubernator w obawie o swoje życie porzucił stosowaną wcześniej politykę stosowania kary śmierci bez wyroków sądu. Trzy lata później inna Polka, członkini Organizacji Bojowej PPS Faustyna Mokrzycka, próbowała zabić generała Lwa Ufhofa, pomocnika generała gubernatora warszawskiego Skałona w wydziale policyjnym. Niestety także w tym przypadku sprawy nie potoczyły się po myśli bojowniczki: generał uszedł z życiem, śmierć poniosły dwie przypadkowe ofiary, a kolejne jedenaście osób odniosło poważne obrażenia. Mokrzycka, dręczona wyrzutami sumienia, popełniła samobójstwo kilka miesięcy po tym tragicznym wydarzeniu.

      Nie była ona zresztą jedyną kobietą w szeregach Organizacji Bojowej PPS — jak obliczyli współcześni historycy, należało do niej aż 478 pań. Kobiety wykorzystywano zazwyczaj do szmuglowania broni oraz konspiracyjnych wydawnictw, co było zadaniem niełatwym i bardzo niebezpiecznym, ale wiele z nich aktywnie uczestniczyło w tak zwanych eksach, jak nazywano akcje ekspropriacyjne polegające na zaborze państwowego mienia w celach sfinansowania działalności partyjnej.

      Przedstawicielki płci pięknej chętnie chwytały za broń, by wspólnie z mężczyznami walczyć o wolność ojczyzny. Nie bez przyczyny symbolem powstania listopadowego została Emilia Plater, a styczniowego — Anna Henryka Pustowojtówna, adiutantka generała Mariana Langiewicza. Owa adiutantka nie była jedyną kobietą stającą z bronią w ręku w powstańczych szeregach — opinią publiczną wstrząsnęła wieść o brutalnym zamordowaniu Marii Piotrowiczowej, która wraz ze swoim oddziałem odmówiła poddania się Rosjanom w bitwie pod Dobrą. Tragedii dopełniał fakt, że pani Piotrowiczowa była wówczas brzemienna… W batalii pod Dobrą zginęły także trzy inne kobiety z jej oddziału: dziewiętnastoletnia Weronika Wojciechowska, Antonina Wilczyńska oraz pewna Katarzyna, o nieustalonym nazwisku. Po tym tragicznym zdarzeniu powstańcze władze wydały stanowczy zakaz udziału kobiet w bezpośrednich walkach, ale Polek to nie powstrzymało od wstępowania w szeregi wojsk polskich. Dziewczyny ścinały włosy, przywdziewały męskie stroje i, udając młodych mężczyzn, ruszały do boju.

      W 1912 roku powołano co prawda kobiece oddziały Polskich Drużyn Strzeleckich, ale Piłsudski podtrzymał zakaz udziału kobiet w starciach, przedstawicielki płci pięknej mogły natomiast służyć w formacjach wywiadowczych, kurierskich, sanitarnych i aprowizacyjnych. Podobnie jak za czasów zrywu styczniowego, znalazły się jednak odważne Polki, którym niestraszne były frontowe boje i zapach prochu. Wiemy o dziesięciu paniach, które w męskim przebraniu, ukrywając swoją tożsamość pod przybranym nazwiskiem, walczyły w Legionach, ale niewykluczone, że było ich więcej. Legionistów czynnie wspierały członkinie Ligi Kobiet Pogotowia Wojennego, organizacji liczącej w 1916 roku aż 12 tysięcy osób.

      Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Polki, walcząc o niepodległość ojczyzny, zaniedbały kwestię równouprawnienia, traktując ją nieco po macoszemu. Maria Dulębianka, przyjaciółka, a według niektórych biografów partnerka Marii Konopnickiej, uważała wręcz, iż wobec konieczności walki o wolność Polski na sprawę emancypacji kobiet szkoda marnować czasu. Co ciekawe, sama Dulębianka okazała się emancypantką z krwi i kości, kiedy w 1908 roku wystartowała do Sejmu Galicji, zdobywając ponad czterysta głosów, ale ostatecznie jej kandydatura została odrzucona ze względów formalnych.

      Z czasem nawet najbardziej zaangażowane feministki, zajadle walczące przeciwko „poświęceniu rodu kobiecego na pastwę garnka i miotły”, uznały, że kwestia niepodległości ma nadrzędne znaczenie, a równouprawnienie nadejdzie wraz z odzyskaniem państwowości Polski. A przecież było o co kruszyć kopie, ponieważ sytuacja płci pięknej w każdym z zaborów pozostawała daleka od ideału: kobiety będące obywatelkami Rosji podlegały władzy ojca lub męża, te, które mieszkały na terenie zaboru niemieckiego, zostały podporządkowane regule Kinder, Küche, Kirche — „Dzieci, kuchnia, kościół”, zaś mieszkanki Galicji nie mogły być członkiniami stowarzyszeń politycznych. Nigdzie nie miały praw wyborczych, a chcąc studiować na wyższej uczelni, musiały wyjeżdżać za granicę wzorem Marii Skłodowskiej. Jeżeli pracowały, to ich pensje były znacznie niższe niż wynagrodzenia mężczyzn zatrudnionych na podobnym stanowisku, co gorsza, w przypadku zamążpójścia czy ciąży z reguły były zwalniane. Bardzo poważnym problemem był handel żywym towarem. We wsiach i miasteczkach nie brakowało oszustów żerujących na naiwności młodych, niewykształconych kobiet, którzy obiecywali im wspaniałe posady w wielkim mieście, chcąc je zwabić do domów publicznych.

      Faktem jest, że Polki jako ósme na świecie, a piąte w Europie uzyskały prawa wyborcze i równość wobec prawa, ale nie obyło się to bez perturbacji: Piłsudski był temu przeciwny, gdyż uważał, że kobieca mentalność jest z natury konserwatywna i łatwo na nią wpływać. Do zmiany zdania przekonała go jego ówczesna partnerka, która sama o sobie mówiła, iż jest „zaciętą feministką”, ale także grupa sufrażystek stojących pod Belwederem i z uporem stukających w okna marszałka parasolkami, gdy ten nie chciał się zgodzić na ich przyjęcie. Ów protest trwał niemal całą noc. W efekcie Polki uzyskały prawa wyborcze Dekretem Tymczasowego Naczelnika Państwa o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego z dnia 28 listopada 1918 roku, co zostało utrzymane przez Konstytucję marcową, dzięki czemu kobiety polskie nie tylko mogły brać udział w wyborach, ale także starać się o mandat poselski.

      Nie znaczy to jednak, że sytuacja Polek w II RP stała się tak dobra, iż feministki mogły odstawić swoje parasolki do lamusa — wręcz przeciwnie, wciąż było wiele do zrobienia. Kobiety nadal otrzymywały gorsze wynagrodzenia, problemem było ich prawo do antykoncepcji i świadomego macierzyństwa, o co walczył chociażby Boy i jego partnerka Irena Krzywicka. Warto wspomnieć, że Justynie Budzińskiej-Tylickiej, lekarce pracującej w założonej przez Boya i jego partnerkę pierwszej na ziemiach polskich Poradni Świadomego Macierzyństwa, przeznaczonej głównie dla kobiet z niższych warstw społecznych, stawiano zarzut działania na szkodę państwa. Uznano bowiem, iż na zlecenie „wrogich żywiołów” prowadzi akcję zmierzającą do… wyludnienia Polski.

      Kobiety wcześniej działające na rzecz odzyskania niepodległości także zostały odstawione na boczny tor, a ówczesna propaganda i historiografia podkreślały wiodącą rolę mężczyzn w dziele powstawania z martwych Rzeczypospolitej. Na niedocenianie, a wręcz przekreślanie roli kobiet w dziele odbudowy naszej państwowości zwrócił uwagę chociażby Melchior Wańkowicz w przedmowie do publikacji Ignacego Ziemiańskiego Praca kobiet w P.O.W. Wschód: „Z chłopców wyrośli mężczyźni i pozajmowali stanowiska. Polska im zapłaciła możnością pracy, możnością rozwijania swych zdolności, możnością tworzenia. […] I jeżeli powiemy sobie, że najwyższą karierą, jaką zrobiła dawna wywiadowczyni, jest mąż na stanowisku odpowiedzialnym, który raczy kochać, który raczy dopuszczać żonę do udziału w blasku swej chwały, który nieraz po prostu raczy się pozwolić dyskretnie holować kobiecie, to powiedzmy sobie, że niewiele się zmieniło” .

      A przecież wielu z owych mężczyzn nie mogłoby nawet marzyć o karierze, jaka stała się ich udziałem, gdyby nie trwające u ich boku kobiety. Jak się przekonamy, niemal wszyscy najwybitniejsi politycy i mężowie stanu II Rzeczypospolitej zawdzięczali zaistnienie na scenie politycznej właśnie swoim partnerkom. Poznajmy zatem kobiety Niepodległej.

      Maria Wojciechowska z mężem 19 lutego 1925 r. w Warszawie.

       Rozdział I