Iwona Kienzler

Kobiety niepodległości Bohaterki żony powiernice


Скачать книгу

uczestnika powstania styczniowego, który pracował na stanowisku dozorcy zakładu karnego, i Florentyny z Vorhoffów. Chociaż, jak później sam Wojciechowski przyznał w swoich wspomnieniach, „Kalisz robił wrażenie wiernopoddańczego miasta”1, to wśród jego mieszkańców ciągle żywa była pamięć o powstaniu styczniowym.

      Wojciechowski związał się z działalnością konspiracyjną i niepodległościową już na studiach na Wydziale Fizyko-Matematycznym Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego, wstępując w 1890 roku do Związku Młodzieży Polskiej „Zet” — konspiracyjnej organizacji zrzeszającej studentów, założonej w 1887 roku przez jednego z czołowych ideologów endecji Zygmunta Balickiego. Działała ona nie tylko na terenie wszystkich zaborów, ale także na wszystkich uczelniach, na których studiowali Polacy, czyli również w Genewie, Zurychu czy Monachium. Wśród celów programowych Związku pierwsze miejsce zajmowało oczywiście dążenie do odzyskania niepodległości państwa, ale także działalność na rzecz sprawiedliwości narodowej i społecznej. Członkowie owej organizacji byli nastawieni pokojowo i zajmowali się głównie tworzeniem tajnych bibliotek, czytelni oraz kółek oświatowych, a najbardziej radykalną formą ich działania było uczestnictwo w manifestacjach i obchodach patriotycznych. Najwyższym organem związku była tak zwana Centralizacja. I to właśnie w jej składzie znalazł się bohater naszej opowieści.

      Wojciechowski dość szybko przekonał się, jak niebezpieczna jest działalność w konspiracji — w 1891 roku za udział w manifestacji patriotycznej trafił, co prawda na krótko, do więzienia.

      W 1891 roku, zatem zaledwie rok przed wstąpieniem do studenckiej organizacji, Wojciechowski, znajdujący się wówczas pod wielkim urokiem filozofa i myśliciela politycznego Edwarda Abramowskiego, wstąpił do Zjednoczenia Robotniczego, zrodzonego na skutek rozłamu w II Proletariacie. Nie stało to w sprzeczności z jego członkostwem w Zecie, gdyż w owych czasach nie funkcjonowały późniejsze podziały na „narodowców” i socjalistów.

      Kiedy w 1894 roku na skutek masowych aresztowań członków Związku Młodzieży Polskiej „Zet”, po obchodach rocznicy insurekcji kościuszkowskiej, organizacja została rozbita, Wojciechowskiego nie było już w Warszawie. Dwa lata wcześniej, zdążywszy narazić się władzom rosyjskim i obawiając się aresztowania, wyjechał do Zurychu. Wybór kraju nie był przypadkowy: to właśnie w Szwajcarii prężnie działało istniejące tam środowisko polskiej emigracji, skupiające działaczy o najróżniejszych poglądach politycznych. W Zurychu los zetknął młodego Wojciechowskiego z Zygmuntem Miłkowskim, Bolesławem Limanowskim oraz, już wcześniej przez niego podziwianym, Abramowskim, a kontakt z nimi ostatecznie ukształtował jego późniejsze poglądy. W 1892 roku jako przedstawiciel Zjednoczenia Robotniczego uczestniczył w Zjeździe Paryskim, jak określa się w historiografii spotkanie działaczy organizacji robotniczych, uznane później za zjazd założycielski Polskiej Partii Socjalistycznej. Na zjeździe podjęto decyzję o zjednoczeniu polskiego ruchu robotniczego na ziemiach polskich i utworzeniu Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich, a bohater naszej opowieści wszedł do ścisłego kierownictwa tej organizacji. Jednocześnie doszło do połączenia Związku Robotników Polskich i Drugiego Proletariatu, których członkowie weszli w skład powołanej wówczas do życia Polskiej Partii Socjalistycznej, w programie której podkreślono dążenie do powstania samodzielnej, demokratycznej Polski. Jednocześnie ZZSP podporządkował się nowo powstałej partii.

      Ale władze rosyjskie miały długie macki, o czym Wojciechowski przekonał się na początku 1893 roku, kiedy ówczesny premier i minister spraw wewnętrznych Alexandre Ribot, na wyraźne żądanie ambasady Rosji, wydał dekret nakazujący wydalenie Polaka z Francji. Przyszły prezydent nie miał innego wyjścia, jak tylko spakować swoje rzeczy i opuścić niegościnną dla niego ziemię. 12 stycznia wyjechał z Paryża, by w porcie Boulogne-sur-Mer wsiąść na pokład statku płynącego do Wielkiej Brytanii, gdzie osiadł na dłużej. Mimo to już w połowie roku zawitał do kraju, by wziąć udział w I Zjeździe PPS w Lasach Ponarskich. Tam secesjoniści, niezadowoleni z ustaleń podjętych w Paryżu, utworzyli nowe ugrupowanie o nazwie Socjal-Demokracja Polska, które z czasem zmieniło nazwę na Socjal-Demokrację Królestwa Polskiego. Podczas zjazdu Wojciechowski miał okazję poznać innego młodego działacza, pozytywnie wyróżniającego się na tle innych — Józefa Piłsudskiego, z którym znalazł wspólny język i wraz z którym wszedł do ścisłego kierownictwa PPS.

      W 1894 roku na polecenie partyjnych władz bohater naszej opowieści nabył w Anglii ręczną maszynę drukarską, nieocenioną w pracy konspiracyjnej. Nawiasem mówiąc, był to najdroższy nabytek w dotychczasowej historii partii, ale tym razem nie było sensu oszczędzać — taka przenośna drukarnia, umożliwiająca odbijanie aż czterystu pięćdziesięciu egzemplarzy na godzinę w formacie gazetowym, znacznie ułatwiła regularne wydawanie partyjnego pisma, jakim był „Robotnik”. Pojawił się jednak jeden poważny problem związany z przemyceniem maszyny na teren zaboru rosyjskiego — otóż cały sprzęt ważył aż sto kilo. Ale i na to znalazł się sposób: „Usunęliśmy wszystkie napisy firmy (Model Printing Press Co.), zdradzające przeznaczenie maszyny, rozebraliśmy ją na części i wysłaliśmy w dwóch skrzyniach do Królewca, oznaczając zawartość dla niemieckich władz celnych jako części tokarni — wspominał po latach Wojciechowski. — Wałki i inne dodatki poszły zwykłą drogą wydawnictw do Grimpego w Elberfeld, a stąd pocztą do Hermana w Szyrwintach. Sulkiewicz przy pomocy znajomego ekspedytora przeprawił maszynę przez rosyjską granicę w Wierzbołowie, jako części jakiejś maszyny fabrycznej, a dodatki i wałki przeniósł na sobie. Zgodnie z wymaganiami konspiracji nikt z nas w Londynie nie wiedział, gdzie drukarnię ulokowano. Wysłaliśmy ją z Londynu 18 maja, a w pierwszych dniach lipca wyszedł nr 1 «Robotnika». Długie były przygotowania, za to wykonanie szybkie. Odtąd «Robotnik» wychodził co miesiąc”2.

      Tajna drukarnia, w której powielano pismo, znajdowała się w wiosce Lipniszki pod Grodnem, a jej siedzibą był dom wynajęty przez Kazimierza Parniewskiego, miejscowego aptekarza, również członka PPS. Wybór niewielkiej wsi był nieprzypadkowy: miejscowość była położona z dala od ośrodków robotniczych i inteligenckich, a co za tym idzie — znajdowała się poza obszarem zainteresowania carskich służb. Wojciechowski, który przyjechał do kraju w ślad za maszyną drukarską, zajmował się pisaniem i redagowaniem tekstów zamieszczanych w gazecie, w czym wspomagał go inny młody działacz PPS-u Józef Piłsudski, natomiast skład powierzono zecerowi Władysławowi Głowackiemu. Z punktu widzenia współczesnego człowieka, żyjącego w epoce komputerów i druku cyfrowego, skład jednego numeru gazety zajmował bardzo dużo czasu, bo ponad dziesięć dni. Początkowo wszystko szło dobrze, ale wkrótce wydawnictwu zagroziła dekonspiracja, na skutek niefortunnego romansu zecera, któremu wpadła w oko urodziwa kucharka pracująca u aptekarza. Chcąc namówić kobietę na bardziej intymne relacje, nieopatrznie obiecał jej małżeństwo i na domiar złego wyznał jej, czym się zajmuje, być może chcąc zrobić na dziewczynie wrażenie. Naiwna dziewczyna uwierzyła uwodzicielowi, że jest miłością jego życia i wkrótce stanie z nim na ślubnym kobiercu, ale czekało ją bolesne rozczarowanie. Głowacki nie miał najmniejszego zamiaru spełnić danej obietnicy. Dziwnym trafem po zaspokojeniu swojej żądzy mężczyzna doznał olśnienia, dochodząc do wniosku, iż uwiedziona panna jest brzydka i już nie pierwszej młodości. Wówczas zecer, a przy okazji jego koledzy z konspiracji, miał okazję przekonać się, ile prawdy jest w powiedzeniu ukutym przez Galla Anonima: „Raczej jednak tysiąckroć ugłaskasz Erebu piekielne furie, niż raz jeden przebłagasz wrogość niewieścią”. Kobieta zagroziła wiarołomnemu kochankowi powiadomieniem władz o mieszczącej się w domu wynajmowanym przez jej chlebodawcę tajnej drukarni i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że spełni swoją groźbę. Na wieść o tym postanowiono bezzwłocznie przenieść drukarnię do Wilna, a nieszczęsną dziewczynę Parniewski wywiózł do Częstochowy, gdzie znalazła zatrudnienie u jego znajomych. Po jakimś czasie konspiratorzy doszli do wniosku, że lepiej dmuchać na zimne i zmusili kochliwego zecera do poślubienia kucharki. Para rzeczywiście stanęła na ślubnym kobiercu, po czym wyjechała w głąb Rosji, a wydawanie „Robotnika”