próbowała. Taki pomysł wydał się jej dość ekscytujący.
Co znaczy, że to zły pomysł.
– No dobrze. Wiem już, że pan tu rządzi, a ja mam wykonywać pana polecenia. Z wyłączeniem seksualnych. I oboje zamierzamy ignorować chemię. Czy coś się stało?
Roześmiał się tak, że poczuła łaskotanie w brzuchu. W sposób wysoce nieprofesjonalny poddawała się magicznemu spojrzeniu jego niebieskich oczu.
– Nic się nie stało. Po prostu się nad tym zastanawiam – odparł.
– Brzmi to obiecująco. Może jednak zechce pan podzielić się ze mną swoją wizją.
– Ale wizją czego?
Pochylił się, a Laura nagle straciła wątek. Jego bliskość wywierała na nią jakiś niepokojący fizyczny wpływ, który czuła bezpośrednio na skórze.
– Mam na myśli wizję działalności fundacji jako organizacji dobroczynnej. Jaka przyświeca jej misja? Jaka jest wizja na przyszłość? Chodzi mi o takie sprawy.
– Karmienie ludzi – stwierdził sucho. – Co jeszcze można dodać?
– Mnóstwo! W schronisku dla kobiet staraliśmy się przywrócić ofiarom przemocy w rodzinie poczucie kontroli nad własnym życiem, przede wszystkim poprzez możliwość dokonywania wyboru.
Xavier przybrał kamienny wyraz twarzy, co robił dość często.
– Proszę nie zapominać, że jestem tutaj w zastępstwie brata. To nie jest mój świat.
I nagle trop przestał prowadzić do fundacji, lecz skierował się na osobę samego Xaviera LeBlanca. Bo Xavier LeBlanc był niezwykle zagadkowy: niczego nie okazywał, niczego po sobie nie zdradzał.
A Laurel zapragnęła skłonić go do zwierzeń w najokrutniejszy z możliwych sposobów.
– Pana brat wspomniał, że matka panów, pani LeBlanc, założyła fundację piętnaście lat temu, więc musiał pan być w to jakoś zaangażowany.
– Jest pani właśnie świadkiem jedynego wymiaru mojego zaangażowania w tę organizację. – Wskazał biurko. – Spędzę jeszcze za tym meblem tylko trzy miesiące. Nie zajmuję się formułowaniem misji i wizji. Mam zamiar zatrudnić fundraisera, który pozyska określoną kwotę darowizn od sponsorów.
Laurel przybrała zdziwiony wyraz twarzy. Nie zrobiło to jednak na nim najmniejszego wrażenia. Czyli mówił poważnie. No cóż, w takim razie no no no!
– Będzie więc pan musiał zmierzyć się z nie lada problemem, bo darczyńcy nie dają pieniędzy fundraiserom. Dają pieniądze na cele, w których słuszność wierzą. Pana zadanie polega na tym, żeby uwierzyli w sprawę, której mają służyć ich pieniądze. W Chicago są setki, jeśli nie tysiące miejsc, które można wesprzeć finansowo. Czym kierują się sponsorzy? Od czego uzależniają swoje decyzje? Od tego, kto przekona ich do misji, której służy organizacja i od tego, czy uwierzą w wizję jej rozwoju.
– Potraktuję to jako cenną radę.
Patrzyli na siebie w milczeniu.
– Z pani życiorysu wynika, że zajmowała się pani przedtem pozyskiwaniem funduszy. Czy to znaczy, że przyjęto tu panią na niewłaściwe stanowisko?
Racja. Tak właśnie jest.
Nie pozostawało jej nic innego, jak próbować zmienić tok rozmowy w kierunku zgodnym z jej głównym, choć ukrytym celem.
– Być może. Ale tylko dlatego, że zgłosił pan zapotrzebowanie na niewłaściwe stanowisko. Uważam, że potrzebuje pan kogoś, kto będzie doradzał panu, co należy robić, a nie odwrotnie. Mam wrażenie, że jest pan do końca świadomy potrzeb w zakresie filozofii operacyjnej i strategii tej organizacji?
Xavier odchylił się w fotelu i zmrużył oczy.
– Czy mogę być z panią szczery, pani Dixon?
O mój Boże! Oczywiście, że tak. Możesz mi powierzyć wszystkie swoje sekrety, panie LeBlanc.
– Tylko pod warunkiem, że będzie pan zwracał się do mnie po imieniu.
Wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, który miał zapewne oznaczać, że będzie się z nią spierał.
Ale się myliła.
– Tak więc, Laurel – zaczął – musisz zrozumieć, co się tutaj dzieje. Postanowiłem ci zaufać, czego z reguły nie robię zbyt pochopnie.
Trudno powiedzieć, czy sprawił to ton jego głosu i ten uśmiech, czy też może jej własne sumienie, w każdym razie coś w niej drgnęło.
Było to nagłe i niespodziewane poczucie winy. Nie miała jeszcze żadnych dowodów na to, że Xavier jest zamieszany w jakieś oszustwo. A co będzie, jeśli jej śledztwo przysporzy mu niezasłużonych problemów?
Czy ona przypadkiem nie przesadza? Czy ta sprawa nie wymyka jej się z rąk? Informatorzy byli wystarczająco wiarygodni. Jeśli w fundacji rzeczywiście jest coś do zbadania, to może Xavier byłby wdzięczny za to, że właśnie ona to odkryła. Przecież jest to działanie dla dobra publicznego. Z pewnością by to docenił.
– Postaram się zasłużyć na to zaufanie.
Kiwnął głową.
– W takim razie przyznaję, że nie mam zielonego pojęcia, jak prowadzić fundację dobroczynną. I potrzebuję pomocy.
Mało brakowało, a wzniosłaby oczy do nieba. I to ma być ta szczerość?
– Trudno było tego nie zauważyć.
– Staram się, jak mogę, nie ujawniać tego przed pozostałym personelem – powiedział cierpko. – Dlatego nie wchodzę w niczyje kompetencje. I to byłaby właśnie twoja rola.
– Rozumiem. Chcesz przez trzy miesiące ukrywać się w gabinecie, czekając, aż wszyscy zrobią za ciebie całą brudną robotę.
Zmierzyła go surowym spojrzeniem, a on tylko ściągnął brwi.
– Bardzo nieładnie. Skoro zobowiązałeś się do prowadzenia fundacji, to wypada się z tego wywiązać. Ja chętnie ci w tym pomogę. Zostańmy partnerami.
Wyciągnęła rękę nad biurkiem i czekała.
Był jej potrzebny, czy jej się to podoba czy nie. I bez względu na to, co on o tym myśli. On też jej potrzebował, co było widać jak na dłoni.
Zrobią to razem albo nie zrobią tego wcale. Partnerstwo zmniejsza ryzyko porażki.
Xavier pozwolił jej siedzieć tak z wyciągniętą ręką i bić się z myślami przez całe trzydzieści sekund, zanim niedbale podniósł rękę i ścisnął jej dłoń.
Przytrzymał ją w bardzo długim uścisku, którego żadne z nich nie pomyliło ze zwyczajnym uściskiem dłoni.
Przebiegło między nimi zbyt wiele elektronów. Im krócej pozwoli mu się nad tym zastanawiać, tym lepiej.
ROZDZIAŁ TRZECI
Pomysł bardzo się Xavierowi spodobał, zwłaszcza ze względu na jego podejrzenia, że Laurel Dixon coś ukrywa. Odpowiadało mu, że sama zasugerowała współpracę.
Im będzie bliżej niego, tym łatwiej będzie mieć ją na oku. Nie ufał jej, ale zdawał sobie sprawę, że nie ufa nikomu. Ponieważ nieporozumienie z Marjorie wynikało właśnie z braku zaufania, rzeczywiście postanowił tym razem się nie wtrącać.
Nie mówiąc już o tym dziwacznym uczuciu, z którego nie potrafił się otrząsnąć, ilekroć znalazł się z Laurel w tym samym pomieszczeniu. Liczył na to, że zachowując dystans, uniknie tego rodzaju doznań.
– No