do recepcji. Na ich widok Adelaide otworzyła szeroko oczy z przerażenia.
– Adelaide, dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień – oświadczyła Laurel. – Zostajesz szefową. Pan LeBlanc właśnie cię awansował.
– Ale jak to? Nic podob… – Łokieć Laurel wbił mu się głęboko w żebra. – Ależ tak, znaczy tak. Jest tak, jak Laurel mówi.
Adelaide patrzyła zdezorientowana to na Xaviera, to na Laurel z taką miną, jakby straciła poczucie miejsca i czasu. Xavier dobrze znał to uczucie.
– Ach, panie LeBlanc! Co za wspaniałomyślność. Bardzo panu dziękuję! – odrzekła wzruszona Adelaide. – Ale jak to? Nie rozumiem. Jak to, awans?
– Właśnie! – Laurel promieniała takim szczęściem, że Xavier miał wrażenie, że widział otaczający ją blask. – Awansujesz na stanowisko szefowej administracji i obsługi. Na miejsce Marjorie.
Zaraz, zaraz. Tego jednak trochę za wiele.
Gdyby Adelaide miała jakiekolwiek kwalifikacje albo gdyby była zainteresowana tym stanowiskiem, to zgłosiłaby się od razu, kiedy pojawiło się ogłoszenie.
Do czego ta Laurel zmierza?
– Jesteś tego pewna? – wyszeptał jej do ucha, blokując tym razem łokieć wymierzony w jego żebra.
Laurel najwyraźniej ma jakiś zamysł. Łokieć w żebrach oznacza, że należy wstrzymać się z polemiką.
– Znasz tę fundację jak własną kieszeń, Adelaide. Powiedz to panu LeBlanc – zachęcała Laurel. – Przeprowadziłaś ze mną obchód całego ośrodka. Nie ma zakątka, którego byś tutaj nie znała, prawda?
Adelaide posłusznie pokiwała głową.
– Nie ma, proszę pani. Ja tu pracuję od siedmiu lat. A zaczynałam w kuchni jako wolontariuszka. Kocham każdy gwóźdź i każdą klepkę w tym budynku.
– To widać – potwierdziła Laurel i spojrzała na Xaviera. – Pan LeBlanc właśnie ubolewał nad tym, że nie ma komu powierzyć organizacji imprezy dobroczynnej na rzecz fundacji.
No przecież nic takiego nie mówił!
Zanim jednak zdążył zaprotestować, Laurel pospieszyła z wyjaśnieniem:
– Myślę, że to idealna okazja, żeby Adelaide tym razem zrobiła to po swojemu. Pokaż nam, Addy, na co cię stać. Przecież jesteś w tym dobra, prawda?
Adelaide uśmiechnęła się szeroko i klasnęła radośnie w dłonie. Laurel objęła ją i zaczęły wymieniać się pomysłami na scenariusz imprezy.
W końcu Xavier stracił cierpliwość.
– Czyli sprawa załatwiona, tak? – przerwał im rozmowę. – Zastąpisz Marjorie i zorganizujesz ten bal, tak? A teraz zapraszam do mnie – zwrócił się do Laurel przez zęby.
Wrócili go jego gabinetu.
– Co to miało znaczyć? – zapytał ostro, zamknąwszy drzwi. – Jak mogłaś przerzucić swoje obowiązki na Adelaide, nie konsultując tego ze mną? To co ty tu właściwie masz zamiar robić?
– Mam zamiar ci pomagać. – Dotknęła jego ramienia. Ten dotyk przeniknął go do szpiku kości. – Musimy przecież zorganizować imprezę dobroczynną.
Zastawiła pułapkę tak zręcznie, że nawet nie poczuł, jak wnyki zatrzasnęły się na jego nogach.
– A jakie masz doświadczenia w organizacji imprez dobroczynnych?
Wzruszyła ramionami.
– Jakieś tam mam. Zresztą nie martw się o doświadczenie. Adelaide nie ma żadnego, ale nauczyła się wszystkiego, obserwując Marjorie.
– Dobrze. Niech będzie – wycedził przez zęby. – Adelaide zajmuje miejsce Marjorie, a ty pomagasz przy organizacji imprezy. Czy też dasz sobie radę?
– Oczywiście.
Znowu odrzuciła włosy na plecy. Ciekawe, dlaczego nosi je rozpuszczone i bez przerwy się nimi bawi. W pracy włosy powinny być upięte.
Wtedy by go nie kusiło, by ich dotknąć i sprawdzić, czy są tak miękkie, na jakie wyglądają.
Założył ręce na piersi. Lepiej nie kusić losu.
– Fantastycznie. Więc jak wygląda plan najbliższych działań, generale?
– A więc jednak się przezywamy, tak? – Obrzuciła go przeciągłym spojrzeniem, niestosownie zatrzymując wzrok na kilku detalach.
– Sądziłam, że poczekamy z tym, aż się poznamy bliżej w nieco innych okolicznościach.
Czyli ma na myśli łóżko. Implikacja jednoznaczna. Co nie znaczy, że wolno mu zareagować na nią równie niestosownie we wspomnianych wyżej miejscach.
– To bardzo do ciebie pasuje. Nic na to nie poradzę.
– Nie szkodzi. Nawet mi się podoba.
Znowu na niego spojrzała. Atmosfera w gabinecie naelektryzowała się jeszcze bardziej.
– To miło z twojej strony, że zauważyłeś, jak bardzo nie lubię siedzieć w miejscu i czekać, aż coś mi się przydarzy.
– Wiem to od czasu, kiedy Adelaide poinformowała mnie, że przyszłaś na rozmowę kwalifikacyjną nieumówiona – odparował bez ogródek. – Nie tak trudno cię przejrzeć.
Jakiś cień przesłonił na moment jej spojrzenie.
Czyli ta kobieta naprawdę coś ukrywa. Ciekawe, ile tajemnic wyjdzie na jaw w łóżku.
Ledwo o tym pomyślał, nie mógł już myśleć o niczym innym. Zazwyczaj tak nie reagował. Ale ona wtargnęła w jego normalność i wszystko się zmieniło.
Może powinien się jej odwdzięczyć?
– Jestem przejrzysta – zgodziła się chętnie, nie zmieniając jednak wyrazu twarzy.
Niezła z niej kłamczucha.
– Może widzę więcej, niżbyś chciała? – rzucił, a ona znów zamrugała. A więc to jest taka zabawna gra. – Na przykład jestem prawie pewien, że wmanewrowałaś się na stanowisko mojej asystentki do spraw pozyskiwania funduszy dlatego, że nie potrafisz trzymać się ode mnie z daleka.
Ani przez chwilę w to nie wierzył, ale ciekaw był, co Laurel na to powie, czyli jak zaprzeczy.
Uniosła wysoko brwi, a on odniósł wrażenie, że odetchnęła z ulgą.
– To jest bardzo prowokacyjne stwierdzenie. A co by było, gdybym potwierdziła?
To znowu by skłamała. Czyli ma jakiś inny plan, a on jeszcze go nie odkrył. Jeśli jednak chce go wcielić w życie poprzez potęgowanie wzajemnego przyciągania, to proszę bardzo, mogą grać dalej.
– Wtedy powiedziałbym, że mam problem. Nie powinniśmy się z sobą wiązać emocjonalnie. Byłoby to zbyt… lepkie.
Skrzywiła się, słysząc to określenie, tak jak się spodziewał.
– A to szkoda. Bo ja lubię lepkie.
– Lepkie jest dobre w cukierkach. – I naraz poczuł podniecenie, bo przed oczami stanął mu wyraźnie obraz Laurel, która stoi na jego biurku naga, z otwartymi ustami i z rozpuszczonym karmelkiem na języku.
– Ja jednak wolę, kiedy sprawy nie są zbyt skomplikowane.
Laurel odchrząknęła, podeszła bliżej i położyła mu dłoń na ramieniu, co stało w rażącej sprzeczności z wewnętrzną konwersacją, którą prowadził z sobą.
Chciał ją zbić z tropu, ale