im bezpieczeństwo emocjonalne, a może nawet i fizyczne. Możemy natomiast – i ze względów etycznych powinniśmy – tworzyć w szkołach i klasach taką przestrzeń, w której uczniowie i studenci będą mogli na cały dzień lub choćby na godzinę uwolnić się od potwornego ciężaru swojej zbroi, odwiesić ją na chwilę na haczyk, naprawdę się otworzyć – żeby ktoś ich autentycznie dostrzegł.
Musimy być strażnikami tej przestrzeni, w której uczniowie będą mogli swobodnie oddychać, iść za głosem własnej ciekawości i poznawać świat – a przy tym być tym, kim chcą i się z tego powodu niczym nie martwić. Uczniowie zasługują na to, aby mieć choć jedno miejsce, w którym będą mogli zmagać się z własną wrażliwością i w którym nie będą musieli się niczym przejmować. Z badań wiem, że nie sposób przecenić korzyści, jakie przynosi dziecku to, że w jakimś jednym – choćby tylko jednym – miejscu zaznaje poczucia pełnej przynależności i może zrzucić swoją zbroję. Takie miejsce może zmienić bieg niejednego życia.
Jeśli więc w naszej szkole, organizacji, wspólnocie wyznaniowej czy nawet rodzinie niezbędne jest noszenie zbroi – czy to z powodu rasizmu, seksizmu, czy jakiegokolwiek innego przejawu przywództwa opartego na strachu – to o żadnym serdecznym zaangażowaniu nie może być tam mowy. Jeśli organizacja nagradza zachowania, które zachęcają do noszenia zbroi – jeśli zachęca do przypisywania winy, do wytykania błędów, do cynizmu, perfekcjonizmu czy emocjonalnego stoicyzmu – to trudno jej będzie osiągnąć cokolwiek w dziedzinie kreatywności. Zbroja uniemożliwia pełny rozkwit i utrudnia zaangażowanie. Jej noszenie pochłania ogromne zasoby energii, niekiedy wręcz wysysa ją z nas całkowicie.
Z naszego punktu widzenia najważniejszym odkryciem było to, że nasza lista zachowań nie obejmuje żadnych kompetencji wrodzonych. Wszystkiego tego można się nauczyć, bez względu na to, czy się ma czternaście, czy czterdzieści lat, to wszystko ma swoje przejawy i może podlegać pomiarom. Wielu uczestników naszych badań początkowo zakładało, że odwaga to cecha osobowości uwarunkowana genetycznie, potem jednak w trakcie rozmowy zaczęli zmieniać zdanie.
Jeden z liderów powiedział mi:
– Zbliżam się do sześćdziesiątki, ale dopiero teraz sobie uzmysłowiłem, że się tego wszystkiego nauczyłem za młodu, od rodziców albo od trenerów. Jak się zaczynam nad tym w szczegółach zastanawiać, to dokładnie sobie przypominam wszystkie te lekcje – kiedy i w jaki sposób nauczyłem się akurat tego. W takim razie moglibyśmy, i powinniśmy, uczyć tego wszystkich.
Dzięki tej rozmowie ja z kolei uświadomiłam sobie, że niekiedy z czasem zapominamy o trudnych lekcjach i że z biegiem lat gorzkie doświadczenie z przeszłości przeradza się w przekonanie „Ja po prostu taki jestem”.
W samym zbiorze kompetencji, które składają się na odwagę, nie ma nic nowego. W podobny sposób definiowało się ambitne przywództwo, odkąd się na świecie pojawili pierwsi liderzy. Niewiele jednak udało nam się osiągnąć, jeśli chodzi o rozwój tych kompetencji u liderów, a to dlatego, że nie zajmowaliśmy się prawdziwie ludzkim aspektem tej pracy – nie dbaliśmy o to, co chaotyczne i nieuporządkowane. Zdecydowanie łatwiej jest mówić o tym, czego się chce i czego się potrzebuje, niż o tym, czego się boimy, co czujemy i czego nam brakuje – o niedostatku (ang. scarcity) – w związku z podejmowanymi wysiłkami. Tak naprawdę uzasadniona wydaje się dość paradoksalna w swej istocie teza, że brakuje nam odwagi, żeby szczerze porozmawiać o odwadze. Najwyższa jednak pora to zmienić. Ktoś może powiedzieć, że w tym wszystkim chodzi o „miękkie” kompetencje. Ciekawe, co powie taki ktoś, jak raz spróbuje wykorzystać je w praktyce. Nadszedł czas, aby zdjąć zbroję. Do zobaczenia na arenie!
część pierwsza
ZMAGANIA Z WRAŻLIWOŚCIĄ
Odwaga jest zaraźliwa
rozdział pierwszy
MOMENTY I MITY
gdy natknęłam się na cytat z Roosevelta, nagle uświadomiłam sobie trzy rzeczy. Po pierwsze, jest to coś, co sama nazywam „fizyką wrażliwości”. Chodzi w istocie o rzecz bardzo prostą: jeśli ktoś się dostatecznie często wykazuje odwagą, to prędzej czy później się potknie. Nie jest odważny ten, kto mówi: „Nie mogę zaryzykować, że mi się nie uda”. Odwagą jest powiedzieć: „Wiem, że coś mi w pewnym momencie nie wyjdzie, ale i tak będę się starać z całych sił”. Nigdy jeszcze nie spotkałam odważnego człowieka, który nigdy w życiu nie zaznał rozczarowania, porażki czy zawodu sercowego.
Po drugie ten cytat z Roosevelta doskonale oddaje istotę tego, czego się sama nauczyłam o wrażliwości. Wrażliwość (ang. vulnerability), czyli odsłanianie siebie, definiuję jako emocjonalne doświadczenie, któremu towarzyszy niepewność i ryzyko wystawienia na działanie emocji. Definicję taką sformułowałam po raz pierwszy dwadzieścia lat temu, a od tamtej pory wielokrotnie udało mi potwierdzić jej słuszność (również w trakcie badań nad przywództwem). Wrażliwości nie da się wpisać na oś zwycięstwo–przegrana. Wrażliwość przejawia się tym, że człowiek podejmuje próbę, mimo że nie ma wpływu na jej wynik.
Przez lata pytaliśmy już tysiące ludzi o to, co im się kojarzy z pojęciem „wrażliwość”. Pozwolę sobie przytoczyć kilka odpowiedzi, które dobrze oddają istotę tej emocji: pierwsza randka po rozwodzie, rozmowa z zespołem o przebiegu zawodów, próba zajścia w ciążę po drugim poronieniu, założenie własnej firmy, wyprowadzka dziecka wyjeżdżającego na studia, przeprosiny dla kolegi z pracy za nieuprzejmą wypowiedź wygłoszoną podczas zebrania, towarzyszenie synowi podczas prób orkiestry z pełną świadomością, że bardzo by chciał zagrać pierwsze skrzypce, a prawdopodobnie w ogóle nie zostanie zaproszony do wyjścia na scenę, oczekiwanie na wyniki badania lekarskiego, przekazywanie informacji zwrotnej, odbieranie informacji zwrotnej, otrzymanie wiadomości o zwolnieniu z pracy, przekazanie wiadomości o zwolnieniu z pracy.
Pośród wszystkich zgromadzonych danych na próżno by jednak szukać jakiegokolwiek empirycznego dowodu na to, że wrażliwość można uznać za przejaw słabości.
Czy te doświadczenia są łatwe? Nie.
Czy wzbudzają lęki i podsycają niepewność? Tak.
Czy mamy ochotę się przed nimi chronić? Zawsze.
Czy odrzucenie zbroi i wystawienie się na nie wymaga odwagi? Zdecydowanie!
Trzeci mój wniosek ostatecznie przeistoczył się w jedną z moich życiowych zasad. Głosi ona: jeśli sam nie jesteś skłonny wyjść na arenę i od czasu do czasu zebrać cięgi, to nie interesuje mnie, co masz do powiedzenia o mojej arenie, i nie chcę tego słuchać. Na świecie roi się dziś od ludzi, którzy nigdy w życiu nie wykazali się odwagą, ale na prawo i lewo sypią radami i nie wahają się oceniać krytycznie prawdziwych śmiałków. Wiecznie tylko krytykują, wykpiwają i podsycają strach. Nie interesuje mnie krytyczna opinia człowieka, który niczego sam nie ryzykuje.
Zdecydowanie powinniśmy unikać tego typu informacji zwrotnych. Nie ma potrzeby, aby się przed nimi kryć za zbroją. Z naszych badań wynika, że osiągnięcie tego celu udaje się ludziom, którzy potrafią jasno określić, z czyją opinią na swój temat powinni się tak naprawdę liczyć.
To są ludzie, o których opinię powinniśmy aktywnie zabiegać. Nawet jeśli przychodzi nam to z trudem, powinniśmy ich wysłuchać i spróbować przyjąć ich zdanie do wiadomości. Moje badania doprowadziły mnie do następującego wniosku:
Nie wychwytuj krzywdzących opinii i nie dopuszczaj ich do głosu: nie wczytuj się w nie i się nimi nie zadręczaj. Nie zaszczycaj ich celną ripostą. Pod żadnym pozorem nie bierz ich sobie do serca.
Niech