do oczekiwań drugiego człowieka.
W trakcie pracy nad książką Z odwagą w nieznane wczytywałam się w szczegółach w prace neurobiologia Johna Cacioppa, który całą swoją karierę zawodową poświęcił zgłębianiu zagadnień samotności, przynależności i więzi. Twierdzi on, że człowiek czerpie siłę nie ze swojej indywidualistycznej nieprzystępności, lecz ze zdolności do zbiorowego planowania, wzajemnej komunikacji oraz współpracy. W ujęciu neurologicznym, hormonalnym i genetycznym współzależność jest dla człowieka ważniejsza niż niezależność. Cacioppo wyjaśnia: „W przypadku gatunków społecznych, a do takich zalicza się człowiek, osiągnięcie dorosłości rozpoznaje się nie po tym, że jednostka staje się niezależna i zdolna do samotniczego życia, lecz po tym, że inni mogą na niej odtąd polegać. Możemy nie zdawać sobie z tego sprawy, ale nasz mózg i nasza biologia zostały ukształtowane właśnie z myślą o osiągnięciu tego celu”12. Nawet jeśli ktoś, tak samo jak i ja, uwielbia zespół Whitesnake, to jasno trzeba sobie powiedzieć, że nie zostaliśmy stworzeni do samotnej wędrówki.
Bardzo lubię pracować z firmami technologicznymi czy inżynieryjnymi. W takich organizacjach zawsze się znajdzie ktoś, kto prędzej czy później dojdzie do wniosku, że warto by było za pomocą jakiegoś rozwiązania technicznego wyeliminować z wrażliwości elementy niepewności i emocjonalnego poruszenia, żeby sobie ułatwić życie. Zetknęłam się już z najróżniejszymi pomysłami, począwszy od pomysłu na komunikator do trudnych rozmów z wbudowanym algorytmem podpowiadającym najbezpieczniejszy moment na szczerą wymianę zdań.
Jak już wspominałam we wstępie, wynika to po części z tego, jak się o wrażliwości myśli i jakich słów używa się do jej opisu. Wielu ludzi na co dzień stawia sobie bardzo prosty cel: znaleźć sposób na to, aby się uwolnić od wrażliwości i niepewności oraz ochronić się przed ewentualnym ryzykiem. Skłonność ta dotyczy w równym stopniu prawników, którzy często utożsamiają wrażliwość z lukami w prawie i odpowiedzialnością natury odszkodowawczej, inżynierów oraz innych fachowców od działalności operacyjnej, bezpieczeństwa bądź technologii, dla których wrażliwość to nic innego jak awaria systemu, aż po żołnierzy czy chirurgów, którym wrażliwość kojarzy się ze śmiercią.
Gdy zaczynam mówić o tym, że wrażliwość należy zaakceptować, a nawet przyjąć jako coś pozytywnego, czasami napotykam aktywny opór – który ustępuje dopiero, gdy wyjaśnię, że mam na myśli wrażliwość w relacjach międzyludzkich, nie zaś wrażliwość o charakterze systemowym. Kilka lat temu miałam okazję pracować z fachowcami od technologii rakietowych. W trakcie przerwy jeden z inżynierów podszedł do mnie i powiedział:
– Ja sobie na wrażliwość nie pozwalam. Po prostu nie mogę. I moim zdaniem właśnie tak powinno być. Gdybyśmy wszyscy sobie pozwolili na wrażliwość, to niebo by nam spadło na głowę – i to dosłownie.
Uśmiechnęłam się i zapytałam:
– A proszę mi powiedzieć, co jest w pańskiej pracy najtrudniejsze? Czy to, że niebo może nam potencjalnie spaść na głowę?
– Nie. Stworzyliśmy rozbudowane systemy, które mają eliminować skutki ludzkich błędów. To ciężka praca, ale nie to mi w niej najbardziej przeszkadza.
Oto zbliżamy się do punktu kulminacyjnego…
Po chwili zastanowienia inżynier dodał:
– Najbardziej nie lubię tego całego bycia liderem i wszystkich tych kontaktów z ludźmi. Mam jednego gościa, który do nas nie pasuje. Od roku mu nie idzie. Próbowałem wszystkiego. Ostatnio już mi naprawdę puściły nerwy, ale on się prawie rozpłakał, więc po prostu zakończyłem spotkanie. Jakoś mi było z tym źle. Teraz sobie myślę, że będę miał przez to tylko kłopoty, bo ostatnio już przestałem składać raporty dotyczące jego wyników w pracy.
– No tak, to chyba faktycznie musi być trudne – powiedziałam. – A co pan w związku z tym czuje?
– OK, to jest ta cała wrażliwość. Już wszystko jasne. To ja pójdę usiąść.
Co ciekawe, w tych dziedzinach, w których wrażliwość systemu utożsamia się z awarią (lub nawet czymś gorszym), ludziom z jednej strony najtrudniej jest zrozumieć, jakimi konkretnie umiejętnościami powinien się wykazywać odważny lider, a z drugiej strony, jeśli się im to wytłumaczy, to potem z największym zaangażowaniem zgłębiają ten temat i wykazują największą gotowość do zmagania. Komuś, kto na co dzień dąży do tego, aby eliminować wszelkie przejawy wrażliwości, naprawdę trudno jest zaakceptować, że to właśnie ona stanowi klucz do dobrego przywództwa.
Chciałabym też przytoczyć inny przykład, tym razem rodem z londyńskiej dzielnicy finansowej Canary Wharf. Miałam tam okazję spędzić popołudnie w towarzystwie bardzo grzecznych bankierów, którzy zastanawiali się, czym się zajmuję, ale nie bardzo wiedzieli, jak mnie o to zapytać. Tłumaczyli mi, że bankowość opiera się na pełnej zgodności z normami i że w tej dziedzinie nie ma miejsca na żadną wrażliwość. Moja odpowiedź zdziwiła chyba zarówno tych sfrustrowanych bankierów, jak i wspaniałych, otwartych ludzi z zespołu szkoleniowo-rozwojowego, którzy mnie tam zaprosili.
Powiedziałam im zupełnie szczerze:
– Jestem w Londynie tylko do jutra, a naprawdę bym chciała zajrzeć do James Smith & Sons (to słynny sklep z parasolami, który działa od początku XIX wieku), więc może spróbujmy sobie wyjaśnić, po co tu jestem, a jeśli nam się nie uda, to sobie pójdę.
Moja propozycja być może lekko ich do mnie zraziła, ale przede wszystkim chyba zaintrygowała. Zadałam im wtedy jedno pytanie:
– Jak zdefiniowalibyście największe wyzwanie, z którym się zmagacie tutaj i w swojej branży?
Przez chwilę nikt nie odpowiadał. Uczestnicy spotkania wymieniali się między sobą uwagami, aż w końcu ktoś samozwańczo wykrzyknął w imieniu całej grupy:
– Etyka podejmowania decyzji.
Cholera jasna! Nie mogę sobie iść!
Wzięłam głęboki oddech i zapytałam:
– A czy komuś się kiedyś zdarzyło wstać i powiedzieć zespołowi bądź grupie ludzi: „To stoi w sprzeczności z naszymi wartościami” albo „Nasz kodeks etyczny nakazywałby postąpić inaczej”?
Większość zebranych uniosła ręce w górę.
– A jakie to jest uczucie?
W sali zapanowała cisza, odpowiedziałam więc za nich:
– Najpewniej nie ma w waszej pracy nic innego, co by wymagało większej wrażliwości niż przywołanie kogoś do porządku w kwestii wartości bądź zasad etyki, zwłaszcza jeśli nie możecie liczyć na głośne poparcie lub gdy w grę wchodzą duże pieniądze, władza czy wpływy. Człowiek się w ten sposób naraża na krytykę. Inni mogą podważać czystość jego intencji, mogą się do niego odnieść z dużą niechęcią, a nawet próbować go zdyskredytować, aby w ten sposób bronić własnego stanowiska. Jeśli więc nie pozwalacie sobie na wrażliwość lub jeśli w waszej kulturze jest ona utożsamiana ze słabością, to nic dziwnego, że macie takie trudności z przestrzeganiem zasad etyki przy podejmowaniu decyzji.
W tym momencie słychać było już tylko klikanie długopisów i szelest otwieranych notatników. Wszyscy rozsiadali się wygodniej na swoich miejscach. Wtedy kobieta z przodu powiedziała:
– Przykro mi, że ominie panią wizyta w sklepie z parasolami. Będzie pani musiała przyjechać innym razem. Proponuję wiosną, wtedy Londyn prezentuje się naprawdę