więc żadne ograniczenia nakładane na koty nie przyczynią się do przywrócenia liczebności gatunków, którym rzekomo zagrażają.
Same koty, rzecz jasna, nie zdają sobie sprawy z tego, że przestaliśmy cenić ich sprawność łowiecką. Z ich subiektywnego punktu widzenia największe zagrożenie stanowią nie ludzie, lecz inne koty. Kot nie ma wrodzonej sympatii dla ludzi, lecz uczy się jej w młodości, i podobnie nie rodzi się z przyjaznymi uczuciami dla innych przedstawicieli własnego gatunku. Przeciwnie, jego naturalną reakcją na drugiego kota jest nieufność, a nawet lęk. Inaczej niż wysoce uspołecznione wilki, które były protoplastami współczesnych psów, przodkowie naszych kotów domowych żyli samotnie, broniąc własnego terytorium. Kiedy przed mniej więcej dziesięcioma tysiącami lat koty związały się z ludźmi, ich wzajemna tolerancja musiała się poprawić, aby potrafiły żyć w większym zagęszczeniu. Dzięki temu bowiem zdobywały od ludzi żywność – najpierw przypadkowo, później były świadomie karmione.
Koty nie wykształciły jednak dotąd takiej optymistycznej i przyjaznej postawy wobec siebie nawzajem, jaka cechuje psy. W rezultacie wiele z nich przez całe życie stara się unikać kontaktu z własnym gatunkiem. Tymczasem właściciele raz po raz nieumyślnie zmuszają je do obcowania z innymi kotami, którym nie mają powodu ufać – czy będzie to kot sąsiada, czy drugi kot w domu, sprowadzony „dla towarzystwa”. W miarę wzrostu popularności kotów nieuchronnie rośnie liczba takich kontaktów, co zwiększa napięcie, jakiego zwierzę doznaje. Ponieważ unikanie konfliktów staje się coraz trudniejsze, wiele kotów nie jest w stanie się odprężyć; ciągły stres wpływa na ich zachowanie, a nawet na zdrowie.
Sytuacja wielu domowych kotów jest bardzo odległa od pożądanej, być może dlatego, że przejawy ich złego samopoczucia nie są tak czytelne jak u psów – koty cierpią w milczeniu. W 2011 roku brytyjska służba weterynaryjna oceniła przeciętną fizyczną i społeczną kondycję kota domowego na zaledwie 64 procent optimum, a jeszcze mniej w domach, w których żyje więcej niż jeden kot. Niewiele lepiej wypadł poziom zrozumienia kocich zachowań przez właścicieli – 66 procent6. Nie ulega wątpliwości, że gdyby ludzie lepiej wyczuwali, dlaczego ich koty zachowują się tak, a nie inaczej, kocie życie byłoby znacznie szczęśliwsze.
Żyjące pod taką presją koty nie potrzebują naszych impulsywnych reakcji emocjonalnych – niezależnie od tego, czy są dla nich przyjemne, czy nie. Powinniśmy raczej starać się lepiej zrozumieć, czego od nas oczekują. Pies jest istotą pełną wyrazu: machanie ogonem i radosne podskoki nie pozostawiają wątpliwości, że czuje się szczęśliwy; z równą łatwością da nam do zrozumienia, że jest w obniżonym nastroju. Natomiast zachowania kota nie są tak czytelne. Zachowuje swoje emocje dla siebie i rzadko informuje nas, czego pragnie, jeśli nie liczyć prośby o jedzenie, kiedy jest głodny. Nawet mruczenie, długo uważane za niedwuznaczny objaw zadowolenia, okazuje się znacznie bardziej złożonym sygnałem. Wiedza o prawdziwej naturze psów, którą można uzyskać jedynie drogą badań naukowych, przynosi tym zwierzętom wiele korzyści, ale w przypadku kotów jest wręcz sprawą kluczową, gdyż rzadko potrafią nam one zakomunikować swoje problemy, zanim będzie za późno na właściwą reakcję. Najważniejsza jest dla nich nasza obecność w aż nazbyt częstej sytuacji, gdy życie społeczne zwierzęcia wali się w gruzy.
Wielka szkoda, że koty – w przeciwieństwie do psów – nie stały się nigdy przedmiotem dogłębnych badań. Niestety, nauka o kotach nie doczekała się dotąd takiej eksplozji aktywności, jaka nastąpiła ostatnio w kynologii. Koty nie przyciągnęły po prostu uwagi naukowców w takim stopniu jak psy. Mimo to w minionych dwóch dekadach poczyniono znaczące postępy, które w poważnym stopniu zmieniły nasz obraz tego, w jaki sposób koty postrzegają świat i jakie są źródła ich zachowań. Opis tych fascynujących odkryć stanowi rdzeń niniejszej książki. Dostarczają nam one pierwszych wskazówek mówiących, jak możemy pomóc kotom w dostosowaniu się do wymagań, które im stawiamy.
Koty przystosowały się do życia z ludźmi, zachowując jednocześnie w znacznym stopniu swoje pierwotne zwyczaje. Jeśli nie liczyć zewnętrznych cech rasowych, współczesny kot nie jest tworem człowieka w takim rozumieniu, w jakim jest nim pies. Można raczej powiedzieć, że koty współewoluowały z nami, wpasowując się w dwie nisze ekologiczne, które niechcący dla nich stworzyliśmy. Pierwsza z nich to rola tępiciela szkodników. Jakieś dziesięć tysięcy lat temu dzikie koty pojawiły się w pierwszych spichrzach zbożowych, przyciągających liczne gryzonie. Wolały polować tu niż na innych terenach. Kiedy ludzie uprzytomnili sobie płynące stąd korzyści – koty nie zjadały przecież ziarna ani roślin uprawnych – zaczęli zachęcać zwierzęta, by zostały z nimi na stałe, oferując im nadwyżki pokarmów pochodzenia zwierzęcego, takie jak mleko i podroby. Drugą kocią rolą, która ukształtowała się bez wątpienia znacznie później, ale jej początki też giną głęboko w starożytności, była rola towarzysza ludzi. Pierwsze niewątpliwe świadectwa hodowania kotów do towarzystwa pochodzą z Egiptu sprzed 4000 lat, ale możliwe, że już znacznie wcześniej kocięta bywały traktowane jako przytulanki, zwłaszcza przez kobiety i dzieci.
W ciągu ostatnich dziesięcioleci ta podwójna rola kotów nagle się urwała. Chociaż jeszcze niedawno trzymaliśmy je dla ich zdolności łowieckich, dziś mało kto wyraża zachwyt, znalazłszy na podłodze w kuchni upolowaną przez swego ulubieńca martwą mysz.
Za kotami ciągnie się dziedzictwo ich biologicznej przeszłości i wiele ich zachowań wciąż jest odbiciem dzikich instynktów. Aby zrozumieć, dlaczego kot zachowuje się tak, a nie inaczej, musimy dotrzeć do źródeł i zbadać, jakie czynniki ukształtowały zwierzę, które znamy dzisiaj. W pierwszych trzech rozdziałach książki naszkicuję zatem przebieg ewolucji kota od dzikiego, samotniczego myśliwego do wyrafinowanego mieszkańca miejskich apartamentów. W przeciwieństwie do psów tylko znikoma mniejszość kotów była kiedykolwiek świadomie hodowana przez ludzi – a co więcej, w tej hodowli zwracano uwagę wyłącznie na wygląd zewnętrzny. Nikt nie próbował wyhodować specjalnej rasy kotów do strzeżenia obejścia, do pilnowania owiec, do towarzystwa czy do pomocy myśliwemu. Koty ewoluowały w taki sposób, by wypełnić niszę ekologiczną stworzoną w toku rozwoju rolnictwa, od jego początków, gdy polegało na zbieraniu i magazynowaniu dziko rosnących zbóż, po dzisiejszy wysoko zmechanizowaną gospodarkę rolną.
Rzecz jasna, kiedy przed tysiącami lat koty po raz pierwszy zaczęły zakradać się do ludzkich siedzib, nie mogły ujść uwagi ich uboczne walory. Takie sympatyczne cechy, jak dziecinny wyraz pyszczka i oczu, puszyste futerko, a przede wszystkim umiejętność przymilania się do ludzi, sprzyjały adaptowaniu ich do roli zwierząt domowych. Z czasem ludzka skłonność do mistycyzmu i kreowania symboli nadała kotu status ikony. Takie skojarzenia głęboko zmieniły potoczny stosunek do kotów: skrajne religijne poglądy na ich temat dotyczyły nie tylko tego, jak je należy traktować, ale także samej ich biologii – zachowania i wyglądu.
Koty zmieniły się, gdy zaczęły żyć wśród ludzi, ale ich i nasze sposoby gromadzenia i interpretowania wiedzy o fizycznym świecie, który z nimi dzielimy, są diametralnie odmienne. W rozdziałach 4–6 zajmiemy się tymi różnicami: i my, i koty jesteśmy ssakami, ale nasze organy zmysłów i nasze mózgi działają w różny sposób. Właściciele kotów często lekceważą te rozbieżności, gdyż mamy naturalną skłonność do postrzegania otaczającego nas świata, jakby był jedyną obiektywną rzeczywistością. Nawet dziś, w dobie racjonalizmu i nauki, wciąż traktujemy świat niczym żywą istotę, potrafimy przypisywać intencje pogodzie, morzu i gwiazdom na niebie. Jakże więc łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że koty – takie komunikatywne i przymilne – są czymś w rodzaju małych, puszystych człowieczków.
Badania naukowe ujawniają jednak, że koty niczym podobnym nie są. Wychodząc od sposobu, w jaki mały kociak buduje swoją wizję świata, która wpływa następnie na całe jego życie, opiszemy w tej części książki, jak kot gromadzi informację o swoim otoczeniu, zwłaszcza za pomocą swego szczególnie czułego węchu, jak jego mózg interpretuje te informacje i jak doznawane