Susan Stephens

Na jachcie szejka


Скачать книгу

jej się to tylko zdawało, czy też starsza kobieta unikała spojrzenia jej w oczy?

      – Wszystko, co mam, zawdzięczam tobie – odrzekła, przytulając się nagle do staruszki.

      Gdy panna Francine zostawiła ją samą, Millie powróciła do pracy, myślami jednak wybiegała ku księciu Khalidowi. Pamiętała go całkiem dobrze. Nikt nigdy nie wywarł na niej podobnie silnego wrażenia. W znacznej mierze dobrego. Wzbudzał zachwyt. I zakłopotanie. Widziała w nim materiał na bohatera, ale okazał się kimś zupełnie innym. I teraz musi pamiętać, by myśleć o nim jak o szejku. Najsurowszy ze znanych jej mężczyzn był teraz władcą absolutnym. Mogła sobie tylko wyobrażać zmiany, jakie w nim zaszły. Pamiętała, jak przez szybę limuzyny widziała, gdy wracał na pokład Szafira, by jak anioł uratować jej matkę. Tyle tylko, że jej nie uratował. Zawiódł jej zaufanie. W którymś momencie tamtej tragicznej nocy jej matka wypadła z pokładu Szafira. Wypadła albo została zepchnięta.

      Wzięła się w garść, po czym wyjrzała przez okno. Faktycznie, nie można było nie zauważyć superjachtu stojącego w porcie. Był tak duży, jak turystyczny liniowiec i górował nad wszystkimi innymi statkami w porcie. Był jak zew przeznaczenia, którego Millie nie była w stanie uniknąć. Starała się nie okazywać, jak bardzo jest spięta, gdy panna Francine wróciła.

      – Przeszedł generalny remont – wyjaśniła starsza przyjaciółka. – Gdy szejk Khalid odziedziczył tron po swym bracie, naciskał, by rozebrać statek i niemal całkowicie go wyremontować. Po porcie krąży plotka, że naszpikowany jest najnowszą technologią. – Nastała długa cisza, którą ostrożnie przerwała: – Nic nie pozostaje takie samo.

      – Na pewno masz rację – zgodziła się Millie. Wiedziała, że przyjaciółka starała się jej pomóc. – I nic mi nie jest – dodała, po czym posłała jej uśmiech. – Nieważne, jak wspaniale Szafir się prezentuje, jest to maszyna z niezliczonymi ruchomymi częściami, które wymagają przeglądu i naprawy.

      Panna Francine roześmiała się. Na to właśnie liczyła Millie.

      – Zamierzasz zabrać narzędzia na pokład? – zapytała.

      – Możesz być pewna, że gdy tam pójdę, będę w pełni przygotowana.

      – Na pewno – zgodziła się tamta.

      – Moje miejsce jest tutaj, z tobą – odparła Millie. – Dałaś mi zupełnie inne życie niż to, jakie wiodłam, gdy miałam piętnaście lat. Dałaś mi szczęśliwy dom, poczucie bezpieczeństwa i stabilność, dzięki którym mogę podążać za wymarzoną pracą. Nigdy nie będę w stanie ci za to odpowiednio podziękować.

      – Nie chcę twoich podziękowań. Kocham cię jak córkę.

      Przytuliły się. Millie zdała sobie sprawę, że nie jest winna szejkowi Khalifa nic, oprócz wzgardy za to, że zawiódł jej zaufanie. Był na pokładzie Szafira w chwili śmierci matki, a potem upewnił się, by nikt nie postawił jego brata przed sądem.

      – Zabiorę pościel na pokład i ani się obejrzysz, jak będę z powrotem – powiedziała z pewnością. Była zdeterminowana tak właśnie zrobić, choćby tylko po to, by udowodnić samej sobie, że jej przeszłość nie może jej teraz zranić.

      – Brawo! – wykrzyknęła panna Francine pełnym ulgi głosem.

      Ubrany w formalne szaty z czarnego jedwabiu przetykanego złotem, Khalid nie mógł się doczekać powrotu do swobody, jaką mógł się cieszyć na pokładzie Szafira. Ten rejs dookoła świata trwał już dostatecznie długo. Patrzył przez zroszoną deszczem szybę gabinetu i rozważał ogromne znaczenie, jakie miał dla niego King’s Dock. To tutaj narodził się jego fundusz wspierający edukację, a wszystko przez incydent, który odmienił jego życie. Nie planował powrotu w to miejsce, ale też nie mógł zrezygnować z okazji, by pomóc młodym ludziom stanąć na nogi.

      Zamknął oczy i rozluźnił kark. Tęsknił za oczyszczającym skwarem pustyni i rozkosznym chłodem oazy, ale tamten koszmarny wieczór nie przestawał go prześladować.

      Wstał, gdy usłyszał delikatne pukanie do drzwi, zadowolony, że coś odwróci jego uwagę.

      – Proszę wejść.

      Służący z szacunkiem zatrzymał się tuż na progu.

      – Złocista Kajuta jest już niemal gotowa na waszą inspekcję, Wasza Wysokość.

      – Dziękuję. Możesz już odejść.

      Służący pokłonił się i opuścił pomieszczenie.

      Nie nadzorował osobiście stanu każdej gościnnej kajuty, ta jednak była przeznaczona dla szczególnego gościa, Emira Qalala. Khalifa i Qalala są partnerami handlowymi. Oba kraje mają też umiejscowione blisko siebie kopalnie drogocennych szafirów w górach Khublastanu. Granice kilku państw spotykają się w tym regionie, przez co ich władców zbiorowo zwykło się nazywać Szafirowymi Szejkami. Sytuacja w Khalifie ustabilizowała się po pełnym niepokojów panowaniu Saifa, na co Khalid pracował przez lata bez wytchnienia. Teraz, gdy udało mu się zebrać dookoła siebie silny zespół doradców, mógł wreszcie nieco odpocząć. Ta podróż była okazją do budowania dobrych relacji między państwami, a poza tym dawała mu okazję do wglądu w matrymonialny rynek królewien w poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki na żonę.

      Odpędził od siebie myśli o ożenku i zamiast tego skupił się na Khalifie, najpiękniejszym ze wszystkich krajów. Dobrobyt ostatnich lat spowodował, że nowoczesne miasta wznosiły się jak miraże pośrodku piaskowego pustkowia, a choć pustynia mogła się zdawać surowa i niebezpieczna, to tętniła życiem dookoła oaz, gdzie jego ukochane zwierzęta: koziorożec i pustynny oryks mogły prosperować objęte ochroną. Kryształowo czysty ocean zapewniał dostatecznie dużo żywności dla jego poddanych, a pokryte śniegiem górskie zbocza kryły w sobie dość złóż szafirów, by sfinansować im bezpieczeństwo, dostatek, edukację i opiekę zdrowotną. Dla niego żadne inne miejsce nie mogło się równać z ukochaną ojczyzną. Ilekroć o niej myślał, czuł, jakby jego duch unosił się z powrotem do…

      Nagle coś przykuło jego uwagę. Tam, za oknem, wiele metrów niżej, na skąpanym deszczem doku odgrywał się minidramat. Mała postać zakryta sztormiakiem próbowała wejść na prywatny pomost prowadzący do Szafira. Strażnik zablokował jej drogę. Khalid poznał, że to kobieta, po wzroście i drobnych dłoniach, którymi żywiołowo gestykulowała, jakby chciała przekonać strażnika, że jej misja jest pilna i należy ją niezwłocznie wpuścić. Miała ze sobą ogromny pojemnik na kółkach, który jego straż miała obowiązek przeszukać.

      „Nie”, zdawała się powiedzieć postać w sztormiaku, żywiołowo kręcąc głową i ostentacyjnie wpatrując się w niebo, zupełnie jakby chciała wytknąć oczywistość: po otwarciu kontenera ulewa zrujnuje jego zawartość. Rezolutny strażnik przyprowadził przeszkolonego psa. Po drobiazgowym obwąchaniu kontenera pozwolono jej wejść w towarzystwie strażnika.

      Zadowolony z przestrzegania procedur bezpieczeństwa, Khalid odsunął się od okna. Goście niedługo przybędą na wystawne wieczorne przyjęcie, nie dziwiły go więc przybywające na jacht dostawy.

      Przeczytał raport o odkryciu kolejnych pokładów szafirów, po czym opuścił gabinet w świetnym nastroju. Ostatni rzut oka za okno przypomniał mu o dziewczynie w sztormiaku, wykłócającej się z jego strażą. Koniec końców dostała się do środka i to na swoich zasadach. Był to nie lada wyczyn, bo jego strażnicy byli zajadli.

      Zostało mu dość czasu, by sprawdzić stan kabiny dla emira, a następnie wziąć prysznic i przygotować się na dzisiejszy wieczór. To będzie zupełnie inne przyjęcie niż te, które urządzał jego zmarły brat. Większość towarzystwa będą stanowiły interesujące i inspirujące osoby, nie będzie też