Susan Stephens

Na jachcie szejka


Скачать книгу

ołówek z włosów i zaczęła pisać notatkę na bloczku papieru, który zawsze miała przy sobie.

      Pełna poczucia winy odwróciła się, gdy drzwi otworzyły się ponownie, i wstała, by zademonstrować gotowość do opuszczenia pomieszczenia. Strażnik mówił coś do swego mikrofonu.

      – Właśnie zbierałam swoje rzeczy – powiedziała.

      Jeśli zwrócił uwagę, że znajdowała się daleko od łóżka, to nic nie powiedział. Był zbyt zajęty rozmową z kimś przez komunikator. Ulżyło jej, gdy wyszedł. Może jednak uda jej się dokończyć notatkę.

      Może jednak nie. Drzwi niemal natychmiast otworzyły się ponownie.

      Gardził przepychem. Irytowała go nawet misternie dekorowana klamka do pokoju gościnnego, którą chwycił. Zażyczył sobie jednak, by zachować ten i kilka sąsiednich kajut w niezmienionym, tradycyjnie dekorowanym stylu, tak lubianym przez jego zmarłego brata. Miały przypominać Khalidowi, że niewyobrażalne bogactwo potrafi zepsuć człowieka w niewyobrażalny sposób.

      – Wasza Wysokość, nie spodziewałem się, że dotrzecie tak szybko – przyznał zakłopotany strażnik.

      Momentalnie Khalid zrobił się podejrzliwy.

      – A jednak tu jestem – rzucił, po czym otworzył szeroko drzwi.

      Millie?!

      Wszędzie by ją rozpoznał, choć minęło osiem lat. Niezwykle się zmieniła, była teraz piękną kobietą. Zniknęły warkoczyki oraz okulary, nie było też paniki w spojrzeniu, co utwierdziło go w przekonaniu, że jej pełen życia duch pozostał niezmieniony.

      Dziewczyna z doków. No jasne!

      – Wasza Wysokość!

      Zdawała się równie zaskoczona, jak on i przez kilka chwil po prostu wpatrywali się w siebie. Jej długie, miodowozłote włosy były nadal wilgotne od deszczu. Luźno związane na czubku głowy, z ołówkiem, który wetknęła między nie, gdy zerwała się znad stolika, by stanąć naprzeciw niego.

      – Co tu robisz? – spytał.

      – Piszę notkę – odparła z bezpośredniością, jaką zapamiętał. – Prośbę o spotkanie z tobą. Sądzę, że teraz już niepotrzebną – dodała.

      Jasnoniebieskim spojrzeniem utrzymywała z nim kontakt wzrokowy.

      – Często nosisz ołówki we włosach?

      Zarumieniła się.

      – Przydają się do robienia notatek, jak naprawić bojler.

      Gestem kazał opuścić lokajowi i straży pomieszczenie.

      – Witaj na pokładzie Szafira, panno Dillinger.

      Jej wygląd zdradzał wyraźnie, że nie czuła się gościem.

      Chemia między nimi była wręcz namacalna. Była w szoku. Ujrzała szejka Khalida ponownie, w luźnych szatach robił jeszcze bardziej piorunujące wrażenie. Najbardziej irytował ją fakt, że drżała jak jakaś łania w rui, zamiast dzielnie stawić mu czoło niczym ciężko pracująca profesjonalistka.

      Czas zejść na ziemię. To nie twardziel w dżinsach, który śnił jej się nocami, ale wszechpotężny król, w którego pływających włościach obecnie była… no, może nie więźniem, ale niewątpliwie była tu bezbronna. W takich warunkach nigdy z nikim nie flirtowała. Nikt mu nie mógł odmówić twardego, męskiego uroku. Nieważne jednak, jak nieziemsko ciepły, czysty i seksowny wydawał się szejk, w rzeczywistości był człowiekiem bez moralnego kręgosłupa. Gdy błagała go o pomoc, zignorował to. Niezależnie więc od tego, co jej ciało sądziło o jego seksapilu, Millie Dillinger pozostawała wobec niego obojętna.

      Ale…

      Uspokój się i zacznij myśleć! To zapewne była jedyna szansa, by dowiedzieć się od niego, co się wydarzyło tamtego wieczoru. A ponieważ nijak nie przypominała kobiet, z którymi miał kontakt: bez makijażu, z byle jaką fryzurą i sterczącym z niej ołówkiem, wątpiła, by cokolwiek jej groziło z jego strony.

      – Kiedy skończysz swoją pracę? – zapytał z cieniem zniecierpliwienia, co potwierdzało jej przypuszczenia, że w najbliższym czasie nie padnie ofiarą jego chuci.

      – Już skończyłam, Wasza Wysokość. Jeśli trzeba czegoś jeszcze, proszę skontaktować się z pralnią.

      – Osobiście się upewnię, czy moja służba zostanie należycie poinstruowana w tej materii – odparł z rozbawieniem.

      Fakt, że miał poczucie humoru, tylko pogarszał sprawę. Jeśli naprawdę był tak ludzki, to dlaczego pozwolił jej matce umrzeć? Wszystko, co uczynił bądź czego zaniechał tamtego wieczoru, wpłynęło na resztę jej życia i w tragiczny sposób zakończyło żywot jej mamy. Musiała pochylić głowę, by nie zauważył jej pełnych gniewu oczu.

      Pochodzili z dwóch różnych światów. W jej świecie ludzie odpowiadali za swoje czyny. W jego – niekoniecznie.

      Nie miała w sobie nic z kokietującej księżniczki. To była pełna pasji kobieta, intrygująca i inna niż wszystkie. Miał ochotę złapać ją za włosy i szarpnięciem wymusić ruch głowy odsłaniający jej smakowitą szyję. Utraciła dziecięcą figurę, zamiast tego zyskując wspaniały zestaw kobiecych krągłości. Była blada od braku słońca, lecz cerę miała nieskazitelną.

      – Porozmawiamy – zapewnił. – I to wkrótce.

      – Koniecznie – odparła gwałtownie, a trzymane wzdłuż ciała ręce zacisnęła w pięści.

      Zapewne przez te wszystkie lata zastanawiała się, co się stało tamtej nocy na pokładzie statku. Jej gniew był dla niego zrozumiały. Wystarczyłaby sama śmierć jej matki, a ona zapewne podejrzewała jeszcze, że brał udział w zamiataniu tej sprawy pod dywan. Miała zresztą podstawy do takich przypuszczeń, przyznał w duchu.

      – Powrót na pokład tego statku musiał być dla ciebie trudnym przeżyciem.

      – Myślisz, że bałam się duchów? – zaczepiła go.

      – Nie, wspomnień.

      – Życie toczy się dalej – odparła beznamiętnie.

      – Tak być powinno – zgodził się.

      – Wybacz mi, Wasza Wysokość, ale jeśli nie masz teraz dla mnie czasu, to na nabrzeżu czeka na mnie mnóstwo pracy.

      Czyżby właśnie go odprawiła? Rozbawiło go to.

      – Jesteśmy w pralni bardzo zajęte – dodała, gdy wyczuła, że przekroczyła pewną granicę.

      Odebrał to jednak jak powiew świeżego powietrza. Dobrze było otrzymać przypomnienie, że to, że całe jego otoczenie przed nim klękało, nie znaczyło, że Millie Dillinger nagle zacznie robić to samo. Szacunek okazywany mu przez ludzi nie czynił go w żaden sposób kimś wyjątkowym. Kontakt z tą dziewczyną przynosił otrzeźwienie.

      – Przyjmę cię w gabinecie za dziesięć minut.

      Zdawała się zaskoczona, bowiem nie odpowiedziała.

      – Mój czas również jest cenny, pani Dillinger. Strażnik cię tam zaprowadzi, a sekretarka zadzwoni do pralni, by wytłumaczyć twoje spóźnienie.

      – Ale…

      – Jestem pewien, że panna Francine to zrozumie – przerwał.

      Nachmurzyła się.

      – Dziesięć minut – powtórzył, po czym wyszedł z pomieszczenia.

      Millie wydawało się, że podczas tej krótkiej rozmowy kilka razy zapomniała o oddychaniu. Szejk Khalid wyglądał jeszcze wspanialej,