ci to pewnego dnia, gdy będziesz wystarczająco duży, żeby zrozumieć, co mi zrobiła”.
Spoglądam nad jego ramieniem w głąb przedpokoju i zauważam piętrzące się buty i kurtki oraz porzucone worki ze śmieciami. Ich zawartość wysypuje się na ziemię, bo nie chce jej się przejść tych kilku dodatkowych metrów, żeby wrzucić je do kontenerów na zewnątrz.
– Kieren, kiedy poszła się kąpać?
Mój brat wzrusza ramionami.
– Dopiero co. Powiedziała mi, żebym oglądał telewizję i nikomu nie otwierał.
To na wypadek, gdybym się pojawiła. Ona wiedziała, że nie dam rady długo trzymać się z dala od Kierena. Zawsze wyleguje się w wannie godzinami, więc odprężam się odrobinę i mówię mu, żeby włożył kurtkę i dołączył do mnie na progu. Moja stopa nie postanie w tym domu, o ile nie będę zmuszona tam wejść.
Siadamy na schodkach i wtulamy się w siebie, żeby się ogrzać.
– Myślałem, że wyjechałaś – mówi Kieren. Odsuwa się, żeby na mnie popatrzeć. – Mama powiedziała, że nigdy nie wrócisz.
– Cóż, a jednak tu jestem – odpowiadam.
Z łatwością mogłabym wyjaśnić, jak podłą, kłamliwą suką jest ta kobieta, ale nie chcę mu tego robić. Tak długo, jak ona go karmi, ubiera i nie znęca się nad nim, nie zamierzam mówić o niej źle w jego obecności. Mój brat jest w takim wieku, gdy rodzice są dla dziecka całym światem, i nie chcę mu tego odbierać. A gdy patrzę na jego najwyraźniej nową i nieskazitelnie czystą bluzę z Myszką Miki, wszystko wydaje się w porządku.
„A zatem maltretowanie i zaniedbywanie było przeznaczone tylko dla ciebie, Josie. Czy to sprawia, że czujesz się lepiej, czy gorzej?”
– Jadłeś lunch? – pytam.
Sięgam do torby po kanapkę z tuńczykiem i kukurydzą, którą kupiłam na stacji.
– Nie – zaprzecza.
– Proszę, weź ją – proponuję, ale on po nią nie sięga.
Zerka z powrotem na schody i kręci głową.
– Nie, będę miał kłopoty. Później Richard zabiera nas do McDonalda.
Nigdy wcześniej nie słyszałam tego imienia, ale nie muszę pytać, kto to jest. Nowy chłopak mamy, bez wątpienia. Cóż, szybko pogodziła się z utratą Johnny’ego. Na samą myśl o nim robi mi się niedobrze.
– Czy Richard jest dla ciebie miły? – pytam.
Bo jeśli nie, zabiorę brata ze sobą w tej chwili. Pieprzyć konsekwencje.
Kieren wzrusza ramionami.
– Jest w porządku, sam nie wiem. – Wtula twarz w zgięcie mojego ramienia. – Tęsknię za tobą, JoJo.
Mierzwię mu włosy.
– Ja za tobą też.
– Mogę zapytać, czy wolno ci wrócić… Wtedy znowu moglibyśmy być razem.
Serce mi się kraje, gdy mówię mu, że to niemożliwe. Próbuję wyjaśnić, że jestem teraz na studiach i muszę mieszkać z dala od domu, ale że będę odwiedzać go tak często, jak to możliwe.
– To nie fair! – protestuje. – Dlaczego mama cię nienawidzi?
– Bo twoja siostra jest paskudną, obrzydliwą kłamczuchą i nie zasługuje na to, żeby żyć.
Serce mi zamiera, gdy słyszę chropawy głos Liv. Ledwie dociera do mnie, co powiedziała, taka jestem oszołomiona, że stoi za nami i żadne z nas nie słyszało, jak schodzi z piętra. Ma na sobie długi, puszysty zielony szlafrok, poplamiony kosmetykami do makijażu, a włosy zawinęła w różowy ręcznik. Co ona właśnie powiedziała? Chyba coś o tym, że życzy mi śmierci.
Kieren puszcza mnie, ale nie rusza się z miejsca, sparaliżowany tak jak ja. Gdyby to ona otworzyła drzwi, byłabym przygotowana na konfrontację. Nie radzę sobie jednak dobrze, gdy ktoś mnie bierze z zaskoczenia.
– Wynoś się z mojego domu! – Liv niemal wypluwa te słowa.
– Właściwie to nie jestem w twoim domu. – To marna próba, ale nie pozwolę się zastraszyć.
Jak to możliwe, że łączą nas te same geny?
Liv pochyla się i łapie Kierena za ramię.
– Idź na górę, natychmiast.
On nie protestuje, tylko ucieka, nie oglądając się za siebie, a jego kroki dudnią na schodach. Widać, że się boi. Ale gdy dociera na podest, obraca się i przesyła mi buziaka, którego tylko ja mogę zobaczyć.
– Masz niezły tupet, żeby tutaj przychodzić – syczy Liv. – Wiesz, ile osób chciałoby zobaczyć, jak zostajesz powieszona, wybebeszona i poćwiartowana za to, co zrobiłaś?
– A co takiego zrobiłam, matko? – Pytam, chociaż wiem, że nie zauważy ironii, jaką nasyciłam to słowo. Dla mnie ona jest i zawsze była tylko Liv Carpenter.
– Naprawdę? Chcesz dalej udawać? Posyłasz niewinnego człowieka do więzienia i odchodzisz, jakby nic się nie wydarzyło! – Zbliża się do mnie, a jej oczy są zimne jak lód. – On ma myśli samobójcze, wiesz? A jeśli ze sobą skończy, to niech Bóg ci dopomoże, bo ludzie dokonają na tobie samosądu. On ma dużą rodzinę, mnóstwo przyjaciół. I wszyscy chcemy sprawiedliwości.
Ledwie powstrzymuję mdłości, żeby nie obrzygać popękanego progu jej domu.
Unoszę ręce.
– Nikogo tu nie ma, Liv. Nikt nie słucha. Więc czemu po prostu nie powiesz prawdy? Bo wiesz, co on zrobił. Widziałaś go, wiem, że widziałaś, więc daruj sobie ten fałsz. Jesteś równie winna jak on i to się kiedyś na tobie zemści.
Odwracam się szybko i odchodzę. Nie mogę dłużej na nią patrzeć.
Jej krzyki odprowadzają mnie, gdy idę ulicą.
– Nie pokazuj się tu więcej, ty brudna dziwko. Słyszysz mnie? Zdechnij w jakimś kącie, tylko na to zasługujesz.
Jakie to dziwne, że jej słowa potrafią ranić tak samo, a nawet bardziej niż to, co dotąd mi zrobiła.
***
Gdy wracam do domu, w mieszkaniu panuje cisza, ale to nie znaczy, że jestem sama. Alison zawsze zachowuje się przesadnie cicho, przemyka ukradkiem, niezauważona, dopóki nagle nie zobaczę jej, jak stoi i się na mnie gapi. Ciarki mnie od tego przechodzą.
Przeżyłam taki dzień, że ucieszyłabym się, gdyby była w domu; chcę uporządkować sprawy między nami i zmusić ją do słuchania. Musi poznać prawdę.
Ale ta taktyka nie sprawdziła się dzisiaj w przypadku Liv… Kiedy się nauczysz, że ludzie tacy jak ona i Alison słyszą tylko to, co chcą usłyszeć, a ty strzępisz sobie język, próbując ich przekonać, że masz rację?
Mogę zrobić tylko jedno, żeby nie upić się do nieprzytomności: przygotować się do jutrzejszych wykładów. Z samego rana mam zajęcia u Zacha i właśnie upływa termin oddania kolejnej pracy, więc muszę ją jeszcze raz przejrzeć.
Gdy wchodzę do swojego pokoju, wyczuwam zapach mdląco słodkich perfum Alison. Przesiąkło nim całe mieszkanie: łazienka, kuchnia, a teraz przesączył się nawet do mojej sypialni, jedynego miejsca, w którym mogłam się ukryć przed współlokatorką. A od incydentu z Aaronem Alison skrapia się tymi perfumami jeszcze obficiej, prawdopodobnie po to, żeby mnie zirytować.
Sadowię się przy biurku, odpalam laptopa i szukam pendrive’a. Zazwyczaj zostawiam go w szufladzie biurka, ale