Kathryn Croft

Nie ufaj nikomu


Скачать книгу

miałam rację, gdy wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Cóż, przynajmniej teraz wiem, że to była tylko ta kobieta.

      – Dziękuję. W każdym razie dwa lata temu przeszłam szkolenie terapeutyczne i teraz prowadzę własną praktykę. Czy masz jakieś pytania, zanim zaczniemy?

      Alison kręci głową, a zasłona rudych włosów opada jej na twarz.

      – W porządku. Cóż, skontaktowałaś się ze mną, bo czujesz potrzebę przepracowania pewnych kwestii. Chcesz mi powiedzieć, co takiego sprawia ci ból emocjonalny?

      – Trudno o tym mówić – odpowiada, gapiąc się w okno nad moim ramieniem. Promienie słońca zalewają połowę jej twarzy i muszę obrócić się nieco w fotelu, żeby widzieć ją wyraźnie. – Ja… mój partner… on… mnie bije. – Zerka na mnie, żeby sprawdzić reakcję; być może myśli, że będę ją osądzać, ale ja pozostaję niewzruszona.

      – Wiem, że powinnam go zostawić, ale to nie takie proste – ciągnie. – O Boże, wiem, jak to musi brzmieć. Ale tyle nas łączy, taka skomplikowana historia. Wiele razem przeszliśmy.

      W trakcie rozmowy telefonicznej Alison dała mi do zrozumienia, że już wyzwoliła się z tego związku, a teraz mówi zupełnie co innego. Nie zamierzam jej jednak krytykować; jestem wdzięczna, że opowiada o tym tak otwarcie. Zazwyczaj potrzeba więcej czasu, żeby dojść do sedna sprawy.

      – Tylko, proszę, nie mów, żebym poszła na policję – zastrzega, zanim jeszcze zdążę otworzyć usta. – To nie wchodzi w grę.

      – To zrozumiałe, że się boisz, ale istnieją bezpieczne miejsca, do których mogłabyś się udać. Tam zadbają o to, żeby on nie mógł cię więcej krzywdzić. To jest najważniejsze, czyż nie?

      Alison nie odpowiada i ciężkie milczenie wypełnia gabinet, w jakiś sposób tłumiąc ryk silników samochodowych i okrzyki dobiegające z parku.

      Alison wzdycha.

      – Proszę, czy możemy po prostu o tym porozmawiać, bez prób zmuszania mnie, żebym zgłosiła się na policję? Czy nie powinnaś mi pomóc w znalezieniu siły, by od niego odejść?

      Znowu te oczekiwania. Przekonanie, że machnę czarodziejską różdżką i rozwiążę wszystkie problemy. Ale życie nie jest takie proste, wiem to aż za dobrze. Wszyscy nosimy blizny z przeszłości, kimkolwiek jesteśmy. Nieusuwalne tatuaże wryte w skórę.

      – W porządku – zgadzam się. – W takim razie może na początek powiesz mi coś więcej o tym, co się dzieje?

      Alison zaplata dłonie i nabiera powietrza w płuca.

      – Byłam młoda, gdy się poznaliśmy. To znaczy: wciąż jestem młoda, mam tylko dwadzieścia sześć lat, ale w tamtym czasie miałam dwadzieścia jeden. On jest znacznie starszy ode mnie. Miał czterdzieści jeden, gdy się spotkaliśmy. – Badawczo przygląda się mojej twarzy, po raz kolejny szukając oznak potępienia, ale to ostatnie, co tam znajdzie.

      Szybko kalkuluję, że teraz jej partner musi mieć czterdzieści sześć lat. Kiwam głową i czekam na dalszy ciąg opowieści.

      – Początkowo w ogóle go nie lubiłam. To dopiero ironia losu. Właściwie to wręcz go nie znosiłam. Był arogancki. Zadufany w sobie, jakby wszystko mu się należało. – Spuszcza wzrok. – To chyba jeszcze pogarsza sprawę, prawda? Że wiedziałam, jakim jest człowiekiem, jeszcze zanim zaangażowałam się w ten związek? – Milknie na tak długo, że zastanawiam się, czy w ogóle się jeszcze odezwie.

      – Jak się poznaliście? – Muszę ją jakoś zachęcić do dalszych zwierzeń, a to pytanie wydaje się wystarczająco niewinne.

      – U niego w pracy. To znaczy podczas moich studiów. Był wykładowcą na uniwersytecie, na który uczęszczałam. Nie uczył mnie, ale to nie ma znaczenia, prawda?

      Czuję ucisk w piersi i mam wrażenie, jakbym miała zapaść się w siebie. To tylko zbieg okoliczności. Muszę się opanować, ale nie mogę wydusić słowa. Wszystko powraca, by mnie prześladować.

      Alison pochyla się ku mnie i marszczy brwi.

      – Mio? Dobrze się czujesz? – Nasze role się odwróciły i teraz to ona zachowuje się jak terapeutka, podczas gdy ja potrzebuję pomocy.

      Udaje mi się kiwnąć głową.

      – Przepraszam, mów dalej, proszę. – Wyciągam chusteczkę z pudełka na biurku. – Mam silną alergię, a stężenie pyłków jest dziś wyjątkowo wysokie.

      Alison nadal marszczy brwi, ale podejmuje opowieść, a ja próbuję skupić się na każdym jej słowie, chociaż zlewają się ze sobą.

      – Zeszliśmy się przez przypadek. Ja byłam pijana i nie powinnam była się do niego zbliżać, ale było mi tak źle z sobą samą, czułam się taka… sama nie wiem… odrzucona przez wszystkich i wszystko i chyba po prostu chciałam poczuć, że ktoś mnie pragnie. Czy to świadczy o mojej słabości?

      – Nie, zdecydowanie nie. To świadczy tylko o tym, że jesteś człowiekiem. – Trudno mi zachować przytomność umysłu, ale muszę się skupić, jeśli mam pomóc tej kobiecie. – Takie uczucia są zrozumiałe, Alison. Wszyscy czasami popełniamy błędy, nie obwiniaj się z tego powodu.

      Kręci głową.

      – Tu nie chodzi o poczucie winy. W tym przypadku go nie mam… – Milknie na moment. – Głupia. Właśnie tak się czuję.

      – Cóż, upiłaś się…

      – I to bardzo. A normalnie nigdy nie tykam alkoholu. Gdybym tylko tego nie zrobiła, wszystko potoczyłoby się inaczej, a ja byłabym… wolna.

      – Więc czujesz się jak więzień?

      – Tak, właśnie tak. Jak więzień we własnym życiu.

      – Powtórzę raz jeszcze, to normalne. Teraz musimy ustalić, jak wydostać cię z tego więzienia, a zawsze istnieje jakiś sposób. – Czyż sama nie jestem tego dowodem?

      – Muszę odebrać Dominicowi klucz i się uwolnić – mówi, patrząc mi prosto w oczy.

      Teraz już nie jestem w stanie zignorować tak ogromnego zbiegu okoliczności. Płonę, duszę się i nie mogę przed tym uciec.

      – Dominicowi?

      – Tak się nazywa mój partner. – Jej głos jest bardziej stanowczy, spokojniejszy; nagle stała się jakby inną osobą. – I myślę, że wiesz, kto to taki.

      Jej słowa są jak cios w podbrzusze. Kim jest ta kobieta i co tutaj robi?

      – Dominic Bradford – mówi, gdy widzi, że mnie zatkało. – O ile mi wiadomo, był współpracownikiem twojego męża, Zacha.

      Jego imię odbija się echem w gabinecie i czuję żółć zbierającą mi się w gardle.

      – Kim… kim jesteś?

      – Tym, kim mówiłam, że jestem. Po prostu nie wspomniałam, że ja wiem, kim jesteś ty, ani że przyszłam tutaj po to, by ci powiedzieć, że twój mąż nie popełnił samobójstwa.

       2

      Pięć lat wcześniej

      Josie

      Czy miewacie wrażenie, że gdzieś nie pasujecie? Jak element układanki, który ktoś próbuje wcisnąć w nieodpowiednie miejsce? Cóż, ja czuję się tak każdego dnia. Wszyscy myślą, że jestem imprezowiczką, że spędzam więcej czasu na piciu