miałam rację, gdy wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Cóż, przynajmniej teraz wiem, że to była tylko ta kobieta.
– Dziękuję. W każdym razie dwa lata temu przeszłam szkolenie terapeutyczne i teraz prowadzę własną praktykę. Czy masz jakieś pytania, zanim zaczniemy?
Alison kręci głową, a zasłona rudych włosów opada jej na twarz.
– W porządku. Cóż, skontaktowałaś się ze mną, bo czujesz potrzebę przepracowania pewnych kwestii. Chcesz mi powiedzieć, co takiego sprawia ci ból emocjonalny?
– Trudno o tym mówić – odpowiada, gapiąc się w okno nad moim ramieniem. Promienie słońca zalewają połowę jej twarzy i muszę obrócić się nieco w fotelu, żeby widzieć ją wyraźnie. – Ja… mój partner… on… mnie bije. – Zerka na mnie, żeby sprawdzić reakcję; być może myśli, że będę ją osądzać, ale ja pozostaję niewzruszona.
– Wiem, że powinnam go zostawić, ale to nie takie proste – ciągnie. – O Boże, wiem, jak to musi brzmieć. Ale tyle nas łączy, taka skomplikowana historia. Wiele razem przeszliśmy.
W trakcie rozmowy telefonicznej Alison dała mi do zrozumienia, że już wyzwoliła się z tego związku, a teraz mówi zupełnie co innego. Nie zamierzam jej jednak krytykować; jestem wdzięczna, że opowiada o tym tak otwarcie. Zazwyczaj potrzeba więcej czasu, żeby dojść do sedna sprawy.
– Tylko, proszę, nie mów, żebym poszła na policję – zastrzega, zanim jeszcze zdążę otworzyć usta. – To nie wchodzi w grę.
– To zrozumiałe, że się boisz, ale istnieją bezpieczne miejsca, do których mogłabyś się udać. Tam zadbają o to, żeby on nie mógł cię więcej krzywdzić. To jest najważniejsze, czyż nie?
Alison nie odpowiada i ciężkie milczenie wypełnia gabinet, w jakiś sposób tłumiąc ryk silników samochodowych i okrzyki dobiegające z parku.
Alison wzdycha.
– Proszę, czy możemy po prostu o tym porozmawiać, bez prób zmuszania mnie, żebym zgłosiła się na policję? Czy nie powinnaś mi pomóc w znalezieniu siły, by od niego odejść?
Znowu te oczekiwania. Przekonanie, że machnę czarodziejską różdżką i rozwiążę wszystkie problemy. Ale życie nie jest takie proste, wiem to aż za dobrze. Wszyscy nosimy blizny z przeszłości, kimkolwiek jesteśmy. Nieusuwalne tatuaże wryte w skórę.
– W porządku – zgadzam się. – W takim razie może na początek powiesz mi coś więcej o tym, co się dzieje?
Alison zaplata dłonie i nabiera powietrza w płuca.
– Byłam młoda, gdy się poznaliśmy. To znaczy: wciąż jestem młoda, mam tylko dwadzieścia sześć lat, ale w tamtym czasie miałam dwadzieścia jeden. On jest znacznie starszy ode mnie. Miał czterdzieści jeden, gdy się spotkaliśmy. – Badawczo przygląda się mojej twarzy, po raz kolejny szukając oznak potępienia, ale to ostatnie, co tam znajdzie.
Szybko kalkuluję, że teraz jej partner musi mieć czterdzieści sześć lat. Kiwam głową i czekam na dalszy ciąg opowieści.
– Początkowo w ogóle go nie lubiłam. To dopiero ironia losu. Właściwie to wręcz go nie znosiłam. Był arogancki. Zadufany w sobie, jakby wszystko mu się należało. – Spuszcza wzrok. – To chyba jeszcze pogarsza sprawę, prawda? Że wiedziałam, jakim jest człowiekiem, jeszcze zanim zaangażowałam się w ten związek? – Milknie na tak długo, że zastanawiam się, czy w ogóle się jeszcze odezwie.
– Jak się poznaliście? – Muszę ją jakoś zachęcić do dalszych zwierzeń, a to pytanie wydaje się wystarczająco niewinne.
– U niego w pracy. To znaczy podczas moich studiów. Był wykładowcą na uniwersytecie, na który uczęszczałam. Nie uczył mnie, ale to nie ma znaczenia, prawda?
Czuję ucisk w piersi i mam wrażenie, jakbym miała zapaść się w siebie. To tylko zbieg okoliczności. Muszę się opanować, ale nie mogę wydusić słowa. Wszystko powraca, by mnie prześladować.
Alison pochyla się ku mnie i marszczy brwi.
– Mio? Dobrze się czujesz? – Nasze role się odwróciły i teraz to ona zachowuje się jak terapeutka, podczas gdy ja potrzebuję pomocy.
Udaje mi się kiwnąć głową.
– Przepraszam, mów dalej, proszę. – Wyciągam chusteczkę z pudełka na biurku. – Mam silną alergię, a stężenie pyłków jest dziś wyjątkowo wysokie.
Alison nadal marszczy brwi, ale podejmuje opowieść, a ja próbuję skupić się na każdym jej słowie, chociaż zlewają się ze sobą.
– Zeszliśmy się przez przypadek. Ja byłam pijana i nie powinnam była się do niego zbliżać, ale było mi tak źle z sobą samą, czułam się taka… sama nie wiem… odrzucona przez wszystkich i wszystko i chyba po prostu chciałam poczuć, że ktoś mnie pragnie. Czy to świadczy o mojej słabości?
– Nie, zdecydowanie nie. To świadczy tylko o tym, że jesteś człowiekiem. – Trudno mi zachować przytomność umysłu, ale muszę się skupić, jeśli mam pomóc tej kobiecie. – Takie uczucia są zrozumiałe, Alison. Wszyscy czasami popełniamy błędy, nie obwiniaj się z tego powodu.
Kręci głową.
– Tu nie chodzi o poczucie winy. W tym przypadku go nie mam… – Milknie na moment. – Głupia. Właśnie tak się czuję.
– Cóż, upiłaś się…
– I to bardzo. A normalnie nigdy nie tykam alkoholu. Gdybym tylko tego nie zrobiła, wszystko potoczyłoby się inaczej, a ja byłabym… wolna.
– Więc czujesz się jak więzień?
– Tak, właśnie tak. Jak więzień we własnym życiu.
– Powtórzę raz jeszcze, to normalne. Teraz musimy ustalić, jak wydostać cię z tego więzienia, a zawsze istnieje jakiś sposób. – Czyż sama nie jestem tego dowodem?
– Muszę odebrać Dominicowi klucz i się uwolnić – mówi, patrząc mi prosto w oczy.
Teraz już nie jestem w stanie zignorować tak ogromnego zbiegu okoliczności. Płonę, duszę się i nie mogę przed tym uciec.
– Dominicowi?
– Tak się nazywa mój partner. – Jej głos jest bardziej stanowczy, spokojniejszy; nagle stała się jakby inną osobą. – I myślę, że wiesz, kto to taki.
Jej słowa są jak cios w podbrzusze. Kim jest ta kobieta i co tutaj robi?
– Dominic Bradford – mówi, gdy widzi, że mnie zatkało. – O ile mi wiadomo, był współpracownikiem twojego męża, Zacha.
Jego imię odbija się echem w gabinecie i czuję żółć zbierającą mi się w gardle.
– Kim… kim jesteś?
– Tym, kim mówiłam, że jestem. Po prostu nie wspomniałam, że ja wiem, kim jesteś ty, ani że przyszłam tutaj po to, by ci powiedzieć, że twój mąż nie popełnił samobójstwa.
Pięć lat wcześniej
Josie
Czy miewacie wrażenie, że gdzieś nie pasujecie? Jak element układanki, który ktoś próbuje wcisnąć w nieodpowiednie miejsce? Cóż, ja czuję się tak każdego dnia. Wszyscy myślą, że jestem imprezowiczką, że spędzam więcej czasu na piciu