Kathryn Croft

Nie ufaj nikomu


Скачать книгу

jego krótką wiadomość: „Chcesz się spiknąć dziś wieczorem?”.

      Żadnego „Jak się masz?” ani „Mam nadzieję, że wszystko u ciebie okej”. Równie dobrze mógł zapytać prosto z mostu, czy się z nim prześpię.

      „Sorry, jestem zajęta”. Wysyłam wiadomość i z uśmiechem wyobrażam sobie jego minę, gdy odkryje, że go spławiłam.

      Odbieram kolejny esemes. Ta wiadomość bardziej mnie cieszy. Vanessa, którą poznałam zupełnym przypadkiem, pyta, czy mam ochotę na noc pełną tequili u niej w domu. Trudno się oprzeć tej propozycji. Vanessa jest zabawna i nie ocenia mnie ani nikogo innego. Nie nazwałabym jej przyjaciółką, ale z braku laku nawet takie powierzchowne znajomości są miłe.

      Wciąż jem, gdy słyszę dźwięk klucza obracanego w zamku. Po chwili Alison staje w progu kuchni z przewieszoną przez ramię niedorzecznie wielką torbą, wypełnioną podręcznikami. Dziwię się, że daje radę udźwignąć taki ciężar.

      – Cześć – mówi, zerkając na miskę z resztkami zupy.

      Jej rude włosy, ułożone w nieskazitelne fale, połyskują w świetle. Stawia torbę na podłodze.

      – Cześć. – Może i się nie lubimy, ale nie zaszkodzi traktować się uprzejmie, skoro mamy tu razem tkwić aż do lata.

      – Dziwię się, że jesteś w domu – mówi w ten swój pasywno-agresywny sposób.

      Dlaczego nie zapyta prosto z mostu: „Już prawie dziewiąta wieczorem, nie powinnaś być zalana w trupa?”.

      Odsuwam miskę.

      – Miałam ochotę na spokojny wieczór.

      Nie odpowiada, ale otwiera swoją szafkę z jedzeniem i grzebie w niej, po czym odwraca się, żeby zerknąć na moją miskę. Modlę się, żeby tym razem coś powiedziała, doprowadziła do konfrontacji, żeby wybuchła między nami straszliwa kłótnia, która zmusi którąś z nas do poproszenia o natychmiastowe przeniesienie.

      Ale ona tylko przekłada produkty, żeby zamaskować lukę po puszce z zupą.

      Znowu zaczyna mi dokuczać poczucie winy. Może jutro odkupię jej tę zupę. Ostatecznie nie możemy nic poradzić na to, w jakiej rodzinie się wychowaliśmy. Niektórzy z nas dostają kiepskie karty, podczas gdy inni, jak Alison, mają idealnych, kochających rodziców. Tak czy inaczej ta dziewczyna może i jest dziwna, ale nigdy nic mi nie zrobiła – poza tym, że się na mnie gapi. A z tym mogę żyć; przeżyłam już znacznie gorsze rzeczy.

      Ruszam do swojego pokoju, kładę się na łóżku i z zaskoczeniem odkrywam, że moje myśli znów wędrują do Zacha Hamiltona. Kilka minut później zrywam się i siadam przy biurku. Zanim włączę laptopa, piszę do Vanessy, żeby dać jej znać, że dzisiaj zostaję w domu.

      Muszę się pouczyć.

       3

      Mia

      Nie byłoby przesadą stwierdzenie, że ściany zamykają się wokół, wysysając ze mnie oddech. Gapię się na młodą kobietę siedzącą naprzeciwko i w mgnieniu oka jej wyzywające spojrzenie zamienia się w pełne lęku, jakby ktoś użył przełącznika.

      – Co? Co takiego powiedziałaś? – pytam.

      Marszczy brwi.

      – Co masz na myśli? Właśnie mówiłam ci, że muszę wydobyć od partnera klucz, żeby się uwolnić. Mówiłyśmy o tym, że jestem więźniem we własnym życiu. – Pochyla się do przodu. – Dobrze się czujesz, Mio?

      Ogarnia mnie panika. Może tracę zmysły? Może to zespół stresu pourazowego czy coś podobnego? Nie byłoby to zaskoczeniem po tym, co się wydarzyło. To cud, że wytrwałam tak długo. Ale przecież ją słyszałam. To niemożliwe, żebym to sobie wyobraziła.

      – Właśnie wspomniałaś o moim mężu, Alison.

      Znowu marszczy brwi i potrząsa głową.

      – Nieprawda. Mówiłam o moim partnerze. Nie znam twojego męża.

      Dalej się na nią gapię, a szok odbiera mi mowę. Wiem, co słyszałam.

      – Jak nazywa się twój partner?

      – Aaron. Już mówiłam. Nie zapisałaś tego?

      Nie sporządzam notatek w trakcie sesji, żeby nie onieśmielać pacjentów. Notuję wszystkie ważne szczegóły później, gdy jestem już sama.

      – Nie, nie zapisałam. Ale powiedziałaś, że nazywa się Dominic. Takiego imienia się nie zapomina.

      Znowu kręci głową i obejmuje się ramionami.

      – Nie powiedziałam niczego takiego. Przerażasz mnie. Co z ciebie za terapeutka? Nie słuchałaś, a teraz zmyślasz.

      Zastanawiam się, jak ją przekonać, ale zanim zdołam coś wymyślić, zrywa się z fotela i wypada z gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi. Zostaje po niej tylko woń kwiatowych perfum.

      Przez okno widzę, jak przekracza jezdnię i rusza wzdłuż parku, jej ciemna postać kontrastuje z zielenią skąpaną w oślepiającym blasku słońca. Kusi mnie, żeby za nią pobiec, ale co miałabym jej powiedzieć? Co, jeśli to ona ma rację i wcale nie usłyszałam tego, co mi się wydaje? Ale jak to możliwe? Od śmierci Zacha minęło pięć lat. Dlaczego mój umysł miałby zacząć przeżywać to tak intensywnie właśnie teraz?

      Mój oddech staje się płytki i czuję, że zaraz się uduszę. Siadam w fotelu, ale nie mogę zapanować nad drżeniem całego ciała.

      Zerkam na zegar wiszący na ścianie i widzę, że jest zaledwie czternasta dwadzieścia, co oznacza, że Alison spędziła tu niecały kwadrans. Otwieram szufladę biurka, wyjmuję teczkę z danymi pacjentki i przeglądam formularz kontaktowy. Zawsze proszę o podanie numeru telefonu i adresu, ale już gdy wybieram cyfry, wiem, że nie usłyszę sygnału.

      Mam rację, więc się rozłączam, zdezorientowana jeszcze bardziej niż wcześniej.

      Rozpaczliwie potrzebuję świeżego powietrza. Biegnę do ogrodu na tyłach domu i mdleję na tarasie.

      ***

      – Mamusiu? Mamusiu? Nic ci nie jest? – Mała rączka Frei potrząsa mną i powoli unoszę powieki.

      Córka patrzy na mnie dużymi brązowymi oczami, a obok niej klęka Will i pomaga mi się podnieść.

      – Co się stało? Wszystko w porządku? – pyta spokojnym głosem.

      Nie traci zimnej krwi, mimo że musiał przeżyć szok, gdy wrócił i znalazł mnie nieprzytomną.

      – Ja… chyba tak. Musiałam zemdleć. Nie pamiętam.

      Ale pamiętam doskonale. Pamiętam wszystko. Alison Cummings. Pamiętam, jak powiedziała, że Zach nie popełnił samobójstwa, a potem, dwie sekundy później, się tego wyparła. Kręci mi się w głowie i czuję mdłości.

      – Czy możesz przynieść mamusi trochę wody? – proszę córkę.

      Will pomaga mi usiąść na jednym z krzeseł ogrodowych, a ja opadam na poduszkę.

      – Która godzina? – pytam, obmacując kieszenie w poszukiwaniu komórki.

      Ale nie wyczuwam tam nic poza chusteczkami. Musiałam zostawić ją w gabinecie.

      – Prawie czwarta. Ostatecznie nie poszliśmy do kina. Freya zmieniła zdanie, więc wybraliśmy się do Creams. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Wiem, że starasz się ograniczać jej słodycze.

      Kiwam