siedzi na zapleczu, w razie gdybym potrzebowała pomocy. Duszę się w tym miejscu, ale trzeba jakoś płacić czynsz, toteż muszę to przetrwać. Nie jestem jedną z tych szczęściar, które mogą liczyć na wsparcie rodziców. Nie, ja należę do innego rodzaju dziewczyn. Takich, które wiecznie pakują się w kłopoty. Takich, na które ludzie patrzą i nie mogą uwierzyć, że zaszły tak daleko. Ale ja upajam się ich zdumieniem. To ono mnie napędza, stanowi dla mnie bodziec, by radzić sobie w życiu jeszcze lepiej. Nie skończę tak jak ona.
Jestem tak pogrążona w myślach, że nie zauważam kobiety w średnim wieku, która podeszła do lady i teraz gapi się na mnie z dłońmi wspartymi na biodrach i grymasem zniecierpliwienia na twarzy. Nosi designerską torebkę w zgięciu łokcia i chwieje się na szpilkach, które są dla niej za wysokie. Potrząsa głową, naburmuszona.
Pieprzyć ją, jestem tylko człowiekiem. Gdyby mnie znała, zrozumiałaby, dlaczego czasami mam problemy z koncentracją.
– Cappuccino z odtłuszczonym mlekiem – mówi bez powitania czy uśmiechu. Może jej cienkie, zaciśnięte wargi nie są zdolne do uśmiechania się. Może uśmiech sprawiłby, że twarz by jej pękła. Kobieta wyciąga z torebki równie designerską portmonetkę i przygląda mi się, mrużąc oczy. – Wolno ci to nosić, gdy obsługujesz klientów?
Mówi o małym diamentowym kolczyku w moim nosie. Ale przywykłam do tego. Przywykłam do ludzi, którzy myślą – a czasem nie tylko myślą – „Byłaby ładna, gdyby pozbyła się tego obrzydlistwa”.
Chociaż mam ochotę wrzasnąć, żeby poszła w cholerę, kupiła tę pieprzoną kawę gdzie indziej i zabrała ze sobą swoje poglądy, przywołuję na twarz mój najsłodszy uśmiech i odpowiadam przesadnie wytwornym tonem:
– Naturalnie. Czy mogę pani podać coś jeszcze? – Sztuczny grymas boleśnie napina mi mięśnie twarzy.
– Nie, to wszystko.
Kobieta odsuwa rękaw płaszcza – na jej grubym nadgarstku widnieje lśniący złoty zegarek, który prawdopodobnie kosztował więcej niż mój samochód – i potrząsa głową, gdy zauważa, która godzina. Robi to wszystko na pokaz, by zmusić mnie, żebym się pospieszyła, i właśnie z tego powodu udaję, że mam problem z ekspresem do kawy. Patrzę na nią i przepraszająco wzruszam ramionami, ale w myślach uśmiecham się z wyższością.
Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko zamożnym ludziom. Ale nie potrafię znieść tych, którzy patrzą na innych z góry.
Gdy kobieta w końcu wychodzi, po cichu modlę się, żeby już nigdy nie chciała tu wrócić, niezależnie od tego, jak rozpaczliwie będzie potrzebowała kofeiny, a potem znowu czyszczę ekspres, tylko po to by zająć czymś ręce. Tę zmianę uważam za najgorszą; jest późno, ludzie wracają z pracy do domów i prawdopodobnie nie spodziewają się nawet, że będziemy mieć otwarte. A jednak Pierre nalega, by kawiarnia była czynna do ósmej. Musi wiedzieć, że te ostatnie dwie godziny to martwy okres, ale to go nie zniechęca. Może dorabia na boku, zajmując się czymś innym. Nie zdziwiłoby mnie to. Wiecznie odbiera tajemnicze telefony i pilnuje, by nikt nie usłyszał, o czym rozmawia. Odrobinę podejrzane, moim zdaniem. A możecie mi wierzyć, już ja potrafię wyczuć szemraną sytuację.
Muszę tu spędzić jeszcze dwie nieznośne godziny, a w domu czeka na mnie praca pisemna, którą prawdopodobnie sknocę. Mam wrażenie, że każda upływająca minuta trwa rok, ale gdy się odwracam, uśmiecha się do mnie znajoma twarz.
Zach Hamilton, jeden z moich wykładowców.
Rozpoznaję go dopiero po chwili, bo nigdy bym się go tu nie spodziewała. Widuję go tylko na terenie kampusu.
– Cześć – mówi. – Josie, prawda?
Skąd on zna moje imię? Musi mieć z tysiąc studentów, a rok akademicki dopiero się zaczął.
– Tak, cześć. Hmm, co podać?
Zamawia espresso i wręcza mi nowiutki banknot pięciofuntowy. Gdy się odwracam, żeby przygotować napój, czuję na sobie jego wzrok.
– Właściwie to chciałem zamienić z tobą parę słów dziś po wykładzie, ale zniknęłaś, zanim zdążyłem cię złapać.
To nie brzmi dobrze. Zastanawiam się gorączkowo, co takiego przeskrobałam.
– Musiałam jeszcze wrócić do domu przed pracą. – Wręczam mu kawę. – O co chodzi?
Ale już wiem. Powie, że moja pierwsza praca pisemna była do niczego i nie mam szans na zaliczenie zajęć, więc równie dobrze mogę się od razu poddać.
– O nic złego. Może moglibyśmy pogadać teraz? Możesz sobie zrobić przerwę?
Tak naprawdę nie mam prawa do przerw o tej porze, ale wolno mi czasem wyjść na papierosa przed budynek. Na szczęście Pierre też pali, więc jest wobec mnie pobłażliwy. Mówię o tym Zachowi.
Odwraca się i wygląda przez okno.
– Okej, mogę wypić kawę na dworze. Jest zimno jak diabli, ale co mi tam.
Pierwsze, co robię, gdy wychodzę na zewnątrz, to zapalam papierosa, żeby ukoić nerwy. Tak wiele zależy od tego, czy ukończę studia.
– Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? – pytam, zaciągając się głęboko i siadając naprzeciwko. Nie chcę, żeby dym leciał na niego, ale tak się dzieje, a Zach próbuje go dyskretnie odpędzić. – Przepraszam, nie palisz, prawda?
– Nie, już nie, ale paliłem w młodości.
Śmieję się, bo musi mieć najwyżej trzydzieści kilka lat.
– No tak, w młodości… Właśnie widzę, że teraz blisko ci już do emerytury. – Gdy tylko kończę mówić, zastanawiam się, co ja najlepszego wyprawiam.
To mój wykładowca, a nie ktoś, z kim można się przyjacielsko przekomarzać, ale jest już za późno, by cofnąć te słowa.
Na szczęście on chichocze.
– Jeszcze trochę mi zostało. W każdym razie chciałbym porozmawiać o twoim opowiadaniu. Właśnie skończyłem oceniać prace i cóż, szczerze mówiąc, twoja zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Gapię się na niego i zastanawiam, czy się nie przesłyszałam. A może źle go zrozumiałam. Czy właśnie powiedział, że moja praca mu się podoba? To niemożliwe. Musiał mnie pomylić z inną studentką.
Gdy nie odpowiadam, on kontynuuje:
– Skąd ci się to wzięło? To znaczy, jesteś taka młoda, a masz tak wnikliwe spostrzeżenia. Nie chcę zabrzmieć protekcjonalnie, ale gdybym nie wiedział, kto to napisał, byłbym gotów przysiąc, że autor jest znacznie starszy.
A więc naprawdę mu się podobało. Czuję ogromną ulgę, ale wciąż jestem w szoku. Nikt nigdy nie pochwalił mnie za coś, co zrobiłam czy stworzyłam. Jedyne komplementy, jakie otrzymywałam, pochodziły od mężczyzn, którzy próbowali się ze mną przespać.
– Hmm, dziękuję. Ja… ja po prostu piszę z serca.
Nie ma pojęcia, jak bardzo jest to prawdziwe. Byłam w stanie tchnąć życie w swoje opowiadanie, bo częściowo traktuje o niej. Obnażyłam duszę, przelewając słowa na papier, ale chyba było warto.
– I jestem starsza, niż myślisz – dodaję. – Ukończenie szkoły średniej zajęło mi trochę czasu, więc mam już dwadzieścia jeden lat.
W takim wieku jest większość studentów trzeciego roku.
Zach się uśmiecha.
– Cóż, masz prawdziwy talent, Josie. Naprawdę czułem rozpacz tej postaci. Co zamierzasz robić po studiach? Wiem, że dopiero zaczęłaś, ale te lata szybko miną, wiesz? Powinnaś przemyśleć