Remigiusz Mróz

Głosy z zaświatów


Скачать книгу

i skrzyżował ręce na piersi. Wyraźnie nie był w nastroju do dalszej rozmowy.

      – Puszczacie mnie? – spytał. – Czy stawiacie mi zarzuty?

      – Na razie chcielibyśmy…

      – Na razie pytam grzecznie – uciął Seweryn. – Za moment po prostu dam panu w pysk, a potem napiszę do Rzecznika Praw Obywatelskich i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, że zrobiłem to tylko ze względu na to, że byłem tu przetrzymywany nielegalnie.

      Nikt się nie odzywał, a Zaorski podciągnął rękaw kurtki i sprawdził godzinę.

      – Moja młodsza córka czeka na mnie w świetlicy – oznajmił. – Starsza dwadzieścia minut temu skończyła nauki przedkomunijne, a ja nie mogę nawet skorzystać z telefonu. Jeśli ma pan dzieci, to doskonale pan wie, że nic mnie tu, kurwa, nie zatrzyma.

      Anton zasunął krzesło, sugerując, że rozmowa niebawem dobiegnie końca.

      – Mam tylko dwa pytania – powiedział. – Potem jest pan wolny.

      Burzyńska odetchnęła. Przy braku solidnych dowodów był to dobry ruch, szczególnie że Korolew musiał zająć się teraz innymi rzeczami.

      – W porządku?

      – Mhm.

      – Po pierwsze interesuje mnie pańskie źródło zarobków.

      Seweryn zmrużył oczy.

      – Z czego utrzymuje pan siebie i rodzinę? – dodał prokurator. – Nie pracuje pan w szpitalu i nie ma pan już… cóż, dochodów z innych źródeł. Skąd w takim razie pieniądze?

      – Z pięćset plus.

      – Pytam poważnie.

      – A ja tak samo odpowiadam – bąknął Zaorski. – Poza tym mam jakieś oszczędności. Wie pan, pracowałem trochę w Krakowie, dostaje się za to pensję. Oprócz tego znów nawiązałem współpracę z Instytutem Ekspertyz Sądowych Sehna.

      – Doprawdy?

      – Niech pan to sobie sprawdzi.

      Seweryn popatrzył znacząco na drzwi, a Korolew pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć, że już za moment w końcu go stąd wypuści.

      – Sprawdzę – zapewnił. – A pana proszę o odpowiedź na jeszcze jedno pytanie.

      – Może pan prosić do woli.

      Anton się skrzywił.

      – Dlaczego odwiedzał pan ojca starszej aspirant Burzyńskiej w więzieniu?

      Zaorski mimowolnie zerknął na Kaję, po czym szybko się zmitygował i wbił wzrok w prokuratora.

      – Że co? – wypalił.

      W jego głosie zabrakło realnego zdziwienia. Jeśli pojawiła się choćby jego nuta, to tylko dlatego, że Seweryn nie rozumiał, jak Korolew dotarł do tej informacji. Kaja zaś poczuła się, jakby otrzymała kolejny cios.

      Przez moment wszyscy milczeli.

      – Wedle mojej wiedzy był pan dwukrotnie na widzeniach w zamojskim zakładzie karnym – dodał beznamiętnym głosem prokurator. – I za każdym razem spotykał się pan tam z byłym komendantem Burzyńskim.

      – Ale…

      – Skąd wiem? Cóż, to niewielkie miasto.

      Seweryn przełknął ślinę z pewnym trudem, co nie uszło uwagi oskarżyciela.

      Burza starała się pozbierać, ale wrażeń miała stanowczo za dużo. W dodatku Zaorski znów przywodził na myśl człowieka, który został przyłapany na gorącym uczynku. Ewidentnie nie wiedział, jak się z tego wytłumaczyć – mimo to próbował.

      Kaja słuchała go uważnie, kiedy opowiadał swoją wersję zdarzeń. Według niego w wizytach nie było niczego podejrzanego. Chciał ustalić kilka spraw związanych z przeszłymi wydarzeniami, zamknąć pewien etap, może w jakiś sposób pomóc.

      – Pomóc? – odezwała się w końcu Burza. – Niby jak?

      – To twój ojciec…

      – I?

      – Chciałem po prostu…

      – Co? – wpadła mu w słowo, ignorując uspokajające spojrzenie Korolewa. – Chciałeś odegrać rolę mediatora? Pomóc mi w poukładaniu relacji z człowiekiem, który przez dwadzieścia lat udawał, że nie istnieje? Słyszysz, co ty w ogóle pierdolisz?

      – Pani aspirant…

      Burzyńska uniosła rękę, dając do zrozumienia, że już skończyła. Wyszła, zanim Zaorski zdążył udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi. Nie było sensu czekać. I tak nie uwierzyłaby w żadne jego tłumaczenie.

      7

      Nauki przedkomunijne szły Adzie całkiem nieźle, chociaż części niektórych modlitw niespecjalnie rozumiała. Pytała księdza, dlaczego został „ukrzyżowan” i „pogrzebion”, o co chodzi z owocem żywota i co to jest cudzołożenie, ale nie chciał mówić.

      Tata też ją zbywał, a w ogóle to nudził się strasznie na pierwszym spotkaniu, na którym musieli być rodzice. Mówił potem, że ksiądz gada inwantylnie nie tylko do dzieci, ale też do dorosłych. Ada nie bardzo wiedziała, co to znaczy, ale jak tylko go zapytała, tata powiedział, żeby lepiej skupiła się na szukaniu belriso.

      Co którąś niedzielę musiał przychodzić na mszę o czternastej i zawsze narzekał. Adzie wydawało się, że lubi być w kościele, ale nie lubi ludzi, którzy dziwnie na niego patrzą. Obracali się, gadali, a czasem nawet pokazywali go palcem. Tylko ksiądz Wiesiek się do niego uśmiechał.

      Ada lubiła księdza Wieśka. Miała z nim katechezy w szkole, a potem przygotowania do komunii w małej salce niedaleko szkoły. Nie chciało jej się uczyć na pamięć Składu Apostolskiego i Wyznania Wiary, no i często jej się wszystko myliło, ale na spotkaniach było miło i czasem nawet śmiesznie.

      Ksiądz Wiesiek dużo mówił o tym, jak dobrze jest przyjmować pierwszą komunię, i Ada nie mogła się już tego doczekać. Zaplanowała sobie, że potem zostanie ministrantką. Wydawało się to dorosłe, a ona była już przecież duża.

      Kiedy powiedziała o tym księdzu, ucieszył się. Był dumny i powiedział, że należy jej się jakaś nagroda. Nie powiedział jaka, ale Ada czuła, że to będzie coś dużego. Inaczej na pewno tak wesoło by nie zareagował.

      Dzisiaj po naukach tata miał po nią przyjechać. Lidka czekała w szkolnej świetlicy, pewnie grała w coś na komórce, ale ona wyszła z salki i nie miała co robić. Wypatrywała taty, ale nie przyjeżdżał. Zadzwoniła parę razy, ale nie odbierał.

      Zaczęła trochę się denerwować, bo była już głodna. Miała lekcje od ósmej i nie zjadła dzisiaj za dużo. Poza tym chciała już po prostu być w domu i pooglądać bajki na Netfliksie.

      – Taty jeszcze nie ma? – rozległ się głos zza jej pleców.

      Ada obróciła się w kierunku księdza Wieśka, kiedy ten powoli do niej podchodził. Stanął obok, włożył ręce do kieszeni i tak jak ona zaczął się rozglądać.

      – No nie ma – odparła.

      – Dziwne. Zawsze jest po ciebie jako pierwszy z rodziców.

      Dziewczynka skinęła głową i się uśmiechnęła. Co miała powiedzieć? Nie chciała cały czas przytakiwać.

      – Może coś go zatrzymało w pracy? – spytał ksiądz Wiesiek.

      – No nie wiem…

      – Dawał znać?

      – Nie.

      – Próbowałaś