Remigiusz Mróz

Głosy z zaświatów


Скачать книгу

pan zacznie, moja podkomendna ma dla pana kilka informacji.

      Korolew spojrzał na Burzę bez cienia niechęci, mimo że po ich ostatnim spotkaniu zasadniczo mogło być różnie. Nie znajdował się w gronie śledczych, którzy wiedzieli o przekręcie z lekami i zastawili sidła na Zaorskiego – i to nie on wystosował propozycję, która sprawiła, że Seweryn ostatecznie uniknął konsekwencji.

      Kaja podsumowała wszystko to, co wcześniej przedstawiła szefowi, a prokurator zdawał się odnotowywać każde jej słowo w głowie. Nie sprawiał wrażenia uprzedzonego wobec Zaorskiego, choć z pewnością przyjechał tutaj gotów stawiać mu zarzuty.

      – Porozmawia z nim pani? – spytał.

      – Ja? Mam go przesłuchać?

      – W żadnym wypadku. Chodzi mi tylko o to, by zgodził się na rozmowę z nami. Dobrowolnie.

      Oczywiście. Woleli być ostrożni i tym razem formalnie nie uznawać go za podejrzanego. Kaja przypuszczała, że to dobry ruch, bo ostatecznie w ten sposób łatwiej będzie przekonać Zaorskiego do współpracy.

      Wymagało to nieco wysiłku z jej strony, ale w końcu przystał na propozycję. Jedynym warunkiem, jaki postawił, była obecność Burzy.

      Chwilę później razem z prokuratorem zajęli miejsce w ponurym pomieszczeniu bez okien, które kojarzyło się z peerelowskim aresztem wydobywczym. Mimo to Seweryn wyglądał, jakby miał zamiar dobrowolnie współdziałać z organami ścigania.

      – Ile razy będziemy się tak jeszcze spotykać, zanim w końcu mnie zamkniecie? – odezwał się.

      Nie, jednak nie powinna była się spodziewać, że po dobroci wejdzie w kooperację.

      – To jest tortura – dodał. – Wiedzieć, że ktoś jest w takim błędzie, ale nie móc wytłumaczyć mu dlaczego.

      – Panie doktorze… – zaczął Korolew.

      – Macie tu o mnie niepochlebną opinię, rozumiem. I pewnie przez ostatnie pół godziny nadawaliście na mój temat jak najęci.

      – Zapewniam, że…

      – Wie pan, co radzi moja młodsza córka, kiedy ktoś obgaduje cię za plecami?

      – Nie.

      – Pierdnąć – odparł Seweryn i wzruszył ramionami. – Pan wybaczy bezpośredniość, ale jej mądrości należy cytować wiernie. Zresztą ma sporo racji, nie uważa pan?

      Anton spojrzał na Burzyńską, która wciąż nie zajęła miejsca przy stole. Nie chciała siadać obok prokuratora, wychodząc z założenia, że byłby to prztyczek wymierzony Zaorskiemu.

      – To jak, mam zabierać się do dzieła? – spytał Seweryn. – Czy powie mi pan, dlaczego padł na mnie cień podejrzeń?

      – Chcemy po prostu zadać panu kilka pytań.

      – My? – odparował Zaorski i spojrzał na Kaję. – Wygląda mi na to, że starsza aspirant nie chce.

      Cierpliwość oskarżyciela się kończyła, a Seweryn zdawał się w końcu to odnotować.

      – W porządku – rzucił. – Niech pan wali. W końcu ten, kto pyta, jest idiotą tylko przez kilka minut. A ten, kto nie pyta, przez cały żywot.

      Korolew przygładził wąs.

      – A na to nie chcielibyśmy pana przecież skazywać.

      Prokurator zignorował uwagę, a Burza musiała mu oddać sprawiedliwość – pod względem powściągania emocji był wyjątkowo dobrze przygotowany do tej rozmowy. Pod innym kątem być może również. Znajdował się z pewnością na lepszej pozycji, bo wiedział o wszystkim, co ustaliła dziś rano policja. Zaorski nie miał o tym pojęcia.

      – Gdzie pan był, kiedy doszło do zabójstwa dziewczynki?

      – Heidi.

      – Co proszę?

      – Stosujemy to określenie zamiast NN – szybko włączyła się Kaja.

      Oskarżyciel nie odpowiedział, nadal poprawiając zarost, jakby coś innego absorbowało jego myśli.

      – I nie wiem, gdzie byłem – oświadczył Seweryn.

      – Nie pamięta pan?

      – Przypuszczam, że pamiętam. Rzecz w tym, że nie wiem, kiedy Heidi zginęła.

      – Od czterech do sześciu godzin przed tym, jak odnaleziono ciało.

      – Skąd wiecie?

      Z pewnością zdawał sobie sprawę, że nie usłyszy odpowiedzi na to pytanie. Przypatrując mu się, Burza odniosła jednak wrażenie, że sam do tego dojdzie. Widział ciało i był świadomy, że żadne oznaki zewnętrzne nie pozwalały zawęzić ewentualnego czasu zgonu. Musiał założyć, że zrobiono to po otwarciu zwłok.

      – Odpowie pan na pytanie? – rzucił Korolew.

      Zaorski przez moment się namyślał.

      – Byłem w domu. Korzystałem, że nie ma diablic.

      – Kogo?

      – Moich cudownych bombelków.

      Prokurator znów skierował wzrok na Kaję, ale tym razem w jego oczach dostrzegła wyraźne błaganie.

      – Musi pan zrozumieć, że młodsza mówi do mnie „tateł”, a starsza to podłapała. W ramach rewanżu mówię na nie „bombelki”. Strasznie je to wnerwia, a mnie przynosi wiele satysfakcji.

      – Rozumiem – odparł pod nosem Anton. – A zatem był pan w domu sam?

      – Tak. Był to jeden z tych wieczorów, kiedy najgorszym miejscem, w którym można być, jest własna głowa.

      Korolew ani przez moment nie sprawiał wrażenia, jakby zamierzał wnikać, co konkretnie Seweryn miał na myśli. Kaja też raczej nie chciała wiedzieć.

      – Ktoś może to potwierdzić?

      – Poza gronem moich wyimaginowanych przyjaciół, nikt.

      – I nie wychodził pan?

      – Nie.

      Anton świdrował go wzrokiem, jakby czekał, aż Zaorski ucieknie spojrzeniem w bok. Jego oczy jednak nie drgnęły. Siedział w niemal całkowitym bezruchu, jakby przychodziło mu to z łatwością.

      Cisza przeciągała się tak długo, że Burza miała ochotę ją przerwać.

      – Wydaje mi się, że pan kłamie – odezwał się w końcu prokurator.

      – Dobrze się panu wydaje.

      – Słucham?

      – Dość często to robię – przyznał Zaorski. – Ale to zawsze usprawiedliwione okolicznościami. Kiedy Lidka, ta młodsza, była mała, wmówiłem jej, że za każdym razem, kiedy skłamie, jej uszy zrobią się czerwone. Do dzisiaj czasem je zasłania, jak mi coś opowiada, i wtedy wiem, że mała jędza przynajmniej konfabuluje.

      Uśmiechnął się triumfalnie i rozsiadł na zupełnie niewygodnym krześle.

      – Czasem mówię im też, że tata idzie spać, a jak tylko się obudzi, to będziemy wszyscy sprzątać – ciągnął. – Potem zamykam się w pokoju i czytam. Mam błogi, absolutny spokój.

      Burzyńska zastanawiała się, ile trzeba, by Korolew zaczął w końcu tracić cierpliwość. Na razie wyglądało na to, że zachowuje równie zimną krew jak Seweryn. W istocie jednak musiało się w nim gotować.

      – Dobra taktyka – odezwała się Kaja.

      – Dzięki. Bywa też tak, że