że zanim zaprosisz do domu nowego kolegę, najpierw powinieneś mi go przedstawić. Gdzie on jest? – spytała Elizabeth, otwierając szerzej drzwi i wchodząc do bawialni. Miała nadzieję, że najnowszy przyjaciel Luke’a okaże się lepszy niż łobuz, który namalował flamastrami na ścianie portret swojej szczęśliwej rodziny. Oczywiście Elizabeth natychmiast zamalowała to dzieło.
– Tam siedzi. – Luke skinął głową w kierunku okna, nadal z wzrokiem przykutym do telewizora.
Elizabeth podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Skrzyżowała ramiona.
– Czy on się przede mną schował? – spytała.
Luke włączył pauzę w grze i oderwał wzrok od dwóch walczących na ekranie wojowników. Skrzywił się z niezrozumieniem.
– Przecież jest tutaj! – Wskazał na wielką poduchę u stóp Elizabeth.
Oczy kobiety rozszerzyły się, gdy spojrzała na wypełnione grochem siedzisko.
– Gdzie?
– No tam – powtórzył mały.
Elizabeth zamrugała i rozłożyła pytająco ręce.
– Za tobą, na pufie.
Zdenerwowany Luke zaczął mówić coraz głośniej. Wpatrzył się w okrytą żółtym sztruksem poduchę, jakby próbował zmaterializować tam tajemniczego Ivana. Elizabeth podążyła za jego wzrokiem.
– Nie widzisz go? – Luke rzucił na ziemię klawiaturę i wstał.
Nastąpiła pełna napięcia cisza. Elizabeth czuła emanującą z małego nienawiść. Domyślała się, co chłopiec sobie myśli: Dlaczego ciotka nie widzi jego przyjaciela? Dlaczego nie może chociaż raz zrobić tego dla mnie i trochę poudawać? Przełknęła gulę, która uformowała się w jej gardle i rozejrzała się po pokoju, jakby rzeczywiście gdzieś tu mógł się ukryć tajemniczy przyjaciel Luke’a. Nic.
Przykucnęła, żeby spojrzeć chłopcu prosto w oczy.
– Nie ma tu nikogo poza mną i tobą – wyszeptała łagodnie. W jakiś sposób wydawało się to milsze, łatwiejsze dla niej lub dla Luke’a. Nie wiedziała, dla którego z nich.
Chłopiec poczerwieniał na twarzy i zaczął oddychać gwałtowniej. Stał na środku pokoju, z opuszczonymi rękami. Wyglądał bezradnie. Serce waliło w piersi Elizabeth, gdy bezgłośnie błagała: Proszę, nie bądź jak twoja matka, proszę, nie bądź jak twoja matka. Wiedziała nader dobrze, z jaką łatwością świat fantazji potrafi odbierać ludzi ich rodzinie.
Wreszcie Luke nie wytrzymał.
– Ivan, powiedz coś! – zażądał, wpatrując się w pustą przestrzeń.
Zapadła cisza. Chłopiec wpatrzył się przed siebie, a potem nagle zachichotał. Spojrzał na Elizabeth i jego uśmiech szybko znikł, kiedy na twarzy ciotki nie dostrzegł nawet cienia akceptacji.
– Nie widzisz go? – zapiszczał nerwowo. – Dlaczego go nie widzisz? – spytał już bardziej gniewnie.
– W porządku, okay!
Elizabeth usiłowała zachować spokój. Wyprostowała się, znów górując nad Lukiem. W ten sposób mogła odzyskać kontrolę nad sytuacją. Nie widziała przyjaciela Luke’a i jej umysł buntował się przeciwko udawaniu. Chciała się jak najszybciej wydostać z tego pokoju. Uniosła nogę, żeby przestąpić nad sztruksową poduchą, zawahała się i ostatecznie zdecydowała się obejść siedzisko dookoła. Już w drzwiach obejrzała się po raz ostatni. Ani śladu tajemniczego Ivana.
Luke wzruszył ramionami, usiadł na podłodze i włączył grę.
– Wstawiam pizzę do piekarnika, Luke.
Milczenie. Co jeszcze miała powiedzieć? W takich właśnie chwilach przekonywała się, że wszelkie poradniki dla rodziców były bezużyteczne. Dobre rodzicielstwo pochodziło z głębi serca, było instynktem. Nie po raz pierwszy Elizabeth zmartwiła się, że sprawia małemu zawód.
– Będzie gotowa za dwadzieścia minut – dokończyła niepewnie.
– Co? – Luke znowu włączył pauzę i spojrzał w okno.
– Powiedziałam, że będzie gotowa za dwa…
– Nie do ciebie mówiłem – chłopiec powrócił do gry. – Ivan też jest głodny i chciałby dostać kawałek. Powiedział, że pizza to jego ulubione danie.
– Och – Elizabeth przełknęła ślinę.
– Z oliwkami – ciągnął Luke.
– Ależ Luke, ty przecież nie znosisz oliwek.
– No tak, ale Ivan je uwielbia.
– Aha…
– Dzięki – rzucił Luke do ciotki, spojrzał na poduchę, uniósł w górę kciuk, uśmiechnął się i przeniósł spojrzenie z powrotem na ekran.
Elizabeth powoli wycofała się z bawialni. Zdała sobie sprawę, że nadal trzyma telefon przytknięty do piersi.
– Marie, jesteś tam jeszcze? – Wpatrzyła się w zamknięte drzwi bawialni, obgryzając paznokcie i zastanawiając się, co robić.
– Myślałam, że ty też poleciałaś na księżyc. Właśnie chciałam wysłać patrol do twojego domu – zachichotała Marie. Potem wzięła milczenie Elizabeth za gniew i przeprosiła ją szybko. – W każdym razie miałaś rację. Saoirse rzeczywiście wybierała się na księżyc, ale zdecydowała, że powinna najpierw zatankować. Oczywiście nie mam na myśli samochodu. Znaleźliśmy go na środku głównej ulicy, z pracującym silnikiem i otwartym oknem od strony kierowcy. Masz szczęście, że Paddy dotarł na miejsce, zanim ktoś nie odjechał nim w siną dal.
– Niech zgadnę. Samochód był przed pubem.
– Tak jest. – Marie zamilkła na chwilę. – Chcesz wnieść oskarżenie?
Elizabeth westchnęła.
– Nie. Dzięki, Marie.
– Nie ma sprawy. Ktoś z naszych przyprowadzi wóz do twojego domu.
– Co z Saoirse? – Elizabeth zaczęła znowu przemierzać korytarz. – Gdzie ona jest?
– Zatrzymamy ją na jakiś czas.
– Przyjadę po nią – rzuciła szybko.
– Nie – odparła Marie zdecydowanym tonem. – Zadzwonię do ciebie w tej sprawie. Zanim cokolwiek zrobimy, Saoirse musi się uspokoić.
Za drzwiami bawialni Luke roześmiał się i zaczął z kimś rozmawiać.
– Wiesz, Marie, skoro już rozmawiamy, powiedz temu komuś, kto będzie odstawiał mój samochód, żeby przywiózł ze sobą psychiatrę – dodała Elizabeth z lekkim uśmiechem. – Wygląda na to, że Luke dorobił się zmyślonego przyjaciela…
W bawialni Ivan wywrócił oczami i umościł się wygodniej na siedzisku. Słyszał, co Elizabeth mówi przez telefon. Od kiedy zaczął swoją pracę, rodzice jego przyjaciół nazywali go w ten sposób i zaczynało go to już trochę denerwować. Nie było w nim nic zmyślonego.
Po prostu niektórzy go nie widzieli.
3
To bardzo miłe ze strony Luke’a, że zaprosił mnie tego dnia na lunch. Kiedy powiedziałem, że uwielbiam pizzę, nie zrobiłem tego z myślą, aby ktokolwiek zaproponował mi posiłek, ale jak można odmówić propozycji spożycia pizzy, na dodatek w piątek? To podwójne święto.
Mimo to, po scenie, która wydarzyła się