przesłuchiwałem, stwierdził, że Flint City to tak naprawdę mała mieścina. Nie wiem, czy podpisałbym się pod tym, ale West Side to rzeczywiście dość zżyta społeczność, a pan Maitland jest powszechnie znany. Terry, kobieta, która widziała cię pod Gerald’s, jest twoją sąsiadką, a dziewczynka, która zobaczyła cię, kiedy wyszedłeś z zarośli w Figgis Park, doskonale cię zna nie tylko dlatego, że mieszka niedaleko ciebie, ale i z uwagi na to, że kiedyś przyprowadziłeś jej zaginionego psa.
– June Morris? – Terry patrzył na Ralpha ze szczerym niedowierzaniem. – Junie?
– Są jeszcze inni – powiedział Samuels. – Wielu.
– Willow? – Terry mówił zduszonym głosem, jakby dostał cios pięścią. – Ona też?
– Wielu – powtórzył Samuels.
– Każdy z nich cię rozpoznał, wskazał twoje zdjęcie w zestawie sześciu fotografii – powiedział Ralph. – Bez wahania.
– Czy fotografia mojego klienta przedstawiała go w bejsbolówce drużyny Golden Dragons i koszulce z wielkim C? – spytał Howie. – A może przypadkiem stukał w nią palec przesłuchującego?
– Wiesz, że nie robimy takich rzeczy – obruszył się Ralph. – Przynajmniej mam nadzieję, że wiesz.
– To jakiś koszmar – stwierdził Terry.
Samuels uśmiechnął się ze współczuciem.
– Rozumiem, co czujesz. Możemy go przerwać. Wystarczy, że powiesz nam, dlaczego to zrobiłeś.
Jakby na tym bożym świecie istniał jakikolwiek powód, który mógłby pojąć normalny człowiek, pomyślał Ralph.
– To mogłoby zmienić twoją sytuację. – Samuels już niemal kusił. – Radzę się zdecydować, zanim dostaniemy wyniki badań DNA. Próbek mamy sporo i kiedy okażą się zgodne z wymazami z twoich policzków… − Lekko rozłożył ręce.
– Powiedz nam – dodał Ralph. – Nie wiem, czy to była chwilowa niepoczytalność, działanie w stanie fugi dysocjacyjnej, popęd seksualny czy coś innego, po prostu nam powiedz i tyle. – Słyszał, jak jego głos się podnosi, i pomyślał, że może powinien trochę się pohamować, ale uznał, że do licha z tym. – Bądź mężczyzną i zacznij mówić!
– Nic nie rozumiem – mruknął Terry, bardziej do siebie niż do mężczyzn po drugiej stronie stołu. – We wtorek nawet nie było mnie w mieście.
– Gdzie więc byłeś? – spytał Samuels. – Wal śmiało. Uwielbiam dobre historie. W liceum przeczytałem prawie wszystko Agathy Christie.
Terry odwrócił się i podniósł wzrok na Golda, który skinął głową. Ralph miał jednak wrażenie, że Howie wygląda na zaniepokojonego. Informacje o grupie krwi i odciskach palców mocno nim wstrząsnęły, te o świadkach jeszcze mocniej. Jednak chyba najbardziej poruszyło go to, że wśród świadków była mała Junie Morris, której zaginionego psiaka przyprowadził stary dobry trener T.
– Byłem w Cap City. Wyjechałem we wtorek o dziesiątej rano, wróciłem w środę późno wieczorem. No, około wpół do dziesiątej, to późno jak na mnie.
– Domyślam się, że nikt ci nie towarzyszył – powiedział Samuels. – Wyjechałeś sam, żeby zebrać myśli, prawda? Przygotować się psychicznie na ważny mecz?
– Ja…
– Pojechałeś swoim samochodem czy białym vanem? Swoją drogą gdzie przechowywałeś tego vana? I jak to się stało, że w ogóle ukradłeś wóz z nowojorską rejestracją? Mam pewną teorię na ten temat, ale chciałbym, żebyś potwierdził albo zaprzeczył…
– Wysłucha mnie pan czy nie? – przerwał mu Terry. Nie do wiary, ale znów się uśmiechał. – Może boi się pan to usłyszeć. I chyba słusznie, bo siedzi pan po pas w gównie, panie Samuels, i zapada się coraz głębiej.
– Tak uważasz? To dlaczego z nas dwóch to ja po zakończeniu przesłuchania będę mógł stąd wyjść i wrócić do domu?
– Uspokój się – powiedział cicho Ralph.
Samuels odwrócił się do niego, kogut na jego głowie się zakołysał. Tym razem Ralph nie widział w tym nic komicznego.
– Proszę mi nie mówić, żebym się uspokoił, detektywie. Siedzimy tu z człowiekiem, który zgwałcił dziecko gałęzią, a potem rozszarpał mu gardło jak… jak pierdolony kanibal!
Gold spojrzał prosto w kamerę w kącie i przemówił takim tonem, jakby zwracał się do przyszłego sędziego i ławy przysięgłych:
– Proszę się nie zachowywać jak rozkapryszone dziecko, panie prokuratorze, bo zaraz zakończę to przesłuchanie.
– Nie byłem sam – odezwał się Terry. – I nie wiem nic o białym vanie. Pojechałem z Everettem Roundhillem, Billym Quade’em i Debbie Grant. Innymi słowy: z całą kadrą anglistów z liceum we Flint. Mój expedition był u mechanika, bo padła klimatyzacja, więc zabraliśmy się samochodem Eva. Jest szefem anglistów i ma bmw. Miejsca pod dostatkiem. Wyjechaliśmy spod szkoły o dziesiątej.
Samuels w pierwszej chwili wydawał się zbyt zbity z tropu, żeby zadać oczywiste pytanie, więc Ralph go wyręczył.
– Co takiego było w Cap City, że czworo anglistów postanowiło się tam wybrać w środku letnich wakacji?
– Harlan Coben – odparł Terry.
– Kto to jest Harlan Coben? – spytał Bill Samuels. Jego zainteresowanie kryminałami najwyraźniej zatrzymało się na Agacie Christie.
Ralph znał odpowiedź; nie był wielkim miłośnikiem literatury, ale jego żona owszem.
– Ten autor kryminałów?
– Ten autor kryminałów – przytaknął Terry. – Słuchajcie, jest taka grupa zapaleńców, którzy nazwali siebie Międzystanowym Kołem Nauczycieli Angielskiego i co roku latem organizują trzydniową konferencję. Tylko wtedy mogą się spotkać w pełnym gronie. Są seminaria, dyskusje panelowe i tak dalej. Konferencja co roku odbywa się w innym mieście. W tym roku przypadła kolej na Cap City. Tyle że nauczyciele angielskiego to też zwyczajni ludzie, nawet latem trudno wszystkich zebrać, bo mają na głowie wiele spraw: remonty, malowanie, wszystko, czego nie można było załatwić w trakcie roku szkolnego, wyjazdy rodzinne, różne letnie zajęcia. Mnie, na przykład, zaprzątają rozgrywki juniorskie i liga miejska. Dlatego żeby przyciągnąć jak najwięcej ludzi, Międzystanowe Koło Nauczycieli Angielskiego zawsze stara się zaprosić kogoś znanego, by wygłosił odczyt drugiego dnia konferencji. Wtedy zjeżdża się większość uczestników.
– A w tym przypadku to było w ostatni wtorek? – spytał Ralph.
– Otóż to. Tegoroczna konferencja trwała w Sheratonie od dziewiątego lipca, czyli poniedziałku, do jedenastego, czyli środy. Pięć lat nie byłem na żadnym z tych zlotów, ale kiedy Ev powiedział mi, że zaproszonym mówcą będzie Harlan Coben i że reszta anglistów jedzie, uzgodniłem z Gavinem Frickiem i tatą Baibira Patela, że poprowadzą treningi we wtorek i środę. Zrobiłem to z ciężkim sercem, bo zbliżał się półfinał, ale wiedziałem, że na treningi w czwartek i piątek wrócę, a nie chciałem przegapić spotkania z Cobenem. Przeczytałem wszystkie jego książki. Świetnie prowadzi fabułę i ma poczucie humoru. Poza tym tegoroczna konferencja poświęcona była nauczaniu literatury popularnej dla dorosłych w klasach od siódmej do dwunastej, a to od lat drażliwy temat, zwłaszcza w tej części kraju.
– Daruj sobie wstęp – rzucił Samuels. – Do rzeczy.
– Dobrze. Pojechaliśmy tam. Byliśmy na lunchu bankietowym, byliśmy na odczycie Cobena, byliśmy na dyskusji panelowej o ósmej wieczorem, zostaliśmy na noc. Ev i Debbie mieli pokoje jednoosobowe, ja wynająłem