Beata Szady

Wieczny początek


Скачать книгу

Niemcami. Tylko mówili po polsku. Niektórzy nazywali ich dość osobliwie: niemieckie Poloki.

      Warmiacy

      Na Warmii było ciut lepiej. Miała swoje zrywy polskości. Pierwszy przypada na rok 1886, kiedy to powstaje „Gazeta Olsztyńska”. Ma ona rozbudzić w czytelnikach ducha polskiego patriotyzmu. Jej redaktorzy stają w obronie języka polskiego, który wówczas jest już w Prusach Wschodnich zakazany (łącznie z nauką w szkołach). Apelują do rodziców, aby uczyli dzieci pisać i czytać po polsku, gdyż język ten najlepiej utrzymuje się w mowie, bo godano nim w domach. Niektórzy uważają, że „Gazeta Olsztyńska” była jedyną wielką polską gazetą w tym regionie. Jednak w porównaniu z niemieckimi tubami propagandowymi, które w okręgu olsztyńskim ze stałą siecią abonentów osiągały liczbę stu tysięcy egzemplarzy tygodniowo, ze swoim pięciotysięcznym nakładem nie była dla nich żadnym zagrożeniem.

      Taka to była polskość na Warmii. Polskość ledwie pełzająca.

      Purda

      Niewielu było takich jak pradziadek profesora Huberta Orłowskiego, germanisty, literaturoznawcy, wykładowcy uniwersyteckiego. Nazywał się Michał Preyłowski i był „szanowanym w okolicy gospodarzem, o dużym autorytecie moralnym”, jak pisze jego prawnuk w książce Warmia z oddali. Odpominania. Podczas rozmowy Orłowski dodaje:

      – On odbierał sobie i dzieciom z ust, żeby móc abonować „Gazetę Olsztyńską”.

      Po latach solidnie oprawione roczniki tej gazety znajdzie młodziutki Hubert, buszując na strychu domu Preyłowskich.

      W 1892 roku Michał Preyłowski organizuje w Purdzie wraz z Sewerynem Pieniężnym, redaktorem naczelnym „Gazety Olsztyńskiej”, wiec propagujący nauczanie religii w języku polskim. Pisze też w tej sprawie osobiście do samego Królewca.

      – To był chłop uświadomiony – tłumaczy Hubert Orłowski. – I uważam, że jego zasługi są większe aniżeli profesora z Uniwersytetu Wileńskiego, który walczył o zachowanie kultury polskiej. Bo jeżeli robi to zwykły człowiek, który od rana do wieczora haruje, a dodatkowo jeszcze czyta i angażuje się w sprawy polskie, to jest to nie lada wyczyn. Wszak byli na Warmii wśród chłopstwa światli ludzie.

      W domu Michał Preyłowski uczy swoje wnuki pisania i czytania z polskich elementarzy. Kiedy jego wnuczka Monika, mama profesora Orłowskiego, idzie do szkoły, nie zna ani jednego słowa po niemiecku.

      – To był ewenement – potwierdza profesor. – Takich Polaków na Warmii było niewielu.

      Objawienie

      Warmia – w przeciwieństwie do Mazur – była katolicka i wielki wpływ na rozbudzenie polskości miały tutaj objawienia maryjne. W połowie 1877 roku, czyli ponad sto czterdzieści lat temu, rozeszły się wieści, że na klonie przy kościele w Gietrzwałdzie objawiła się dwóm kilkunastoletnim dziewczynkom Matka Boska i przemówiła do nich po polsku. „Po polsku? Jak to po polsku? Przecież polski jest zakazany!” – mówili między sobą mieszkańcy. Potraktowano więc to wydarzenie jako wolę Maryi, by ziemia warmińska pozostała przy Polsce, i wysuwano ten argument przed plebiscytem. Podobnego zdania była „Gazeta Olsztyńska”, w której pisano: „[…] jeżeli w niebie nie gardzą polskim językiem, czyż się może na to odważyć nędzny proch ziemski?”.

      Maryi – za pośrednictwem dziewczynek – lud zadawał różne pytania. Była ona terapeutką, pocieszycielką i polityczką w jednym. A sąsiad zostanie zbawiony? Dziewuszka się opamięta i zejdzie na dobrą drogę? Mąż pijak się wreszcie nawróci? Hubert Orłowski w książce Rzecz o dobrach symbolicznych. Gietrzwałd zwraca uwagę na pytania o nawrócenie pijaków i upadłych dziewcząt. „Alkoholizm musiał być naówczas niebagatelnym problemem społecznym i obyczajowym na Warmii, skoro właśnie ten wątek eksponują niemal wszyscy autorzy broszurek o Gietrzwałdzie” – pisze. Maryja zawsze miała tę samą odpowiedź – tak, jeżeli ludzie będą gorliwie odmawiać różaniec.

      Było i inne pytanie. Absolutnie polityczne.

      – Mieszkańcy za pośrednictwem dziewczynek zapytali Maryję, czy skończy się prześladowanie Kościoła na Warmii. Trzeba pamiętać, że były to czasy Kulturkampfu, który w moim mniemaniu nie był walką rządu pruskiego z Kościołem katolickim, a podporządkowaniem Kościoła swoim prawom. Według Niemców bowiem miał on być instytucją państwową, która będzie służyć produkowaniu tożsamości narodowej – tłumaczy Orłowski.

      Padło pytanie, czy skończy się prześladowanie Kościoła na Warmii. Maryja odpowiedziała: „Tak, jeśli ludzie gorliwie będą się modlić”.

      – Można uczynić jakiś zarzut Matce Boskiej? Okazała się dobrą dyplomatką. Przydałby się nam taki minister spraw zagranicznych – podsumowuje profesor.

      Gietrzwałd przez lata obrósł kultem. W 1977 roku, sto lat po widzeniach, władze kościelne zatwierdziły objawienia na Warmii. To jedyne w Polsce, i jedno z dwunastu na świecie, miejsce objawień maryjnych uznanych przez władzę kościelną. Jednak nawet dla Polaków Lourdes czy Fatima są bardziej oczywiste niż Gietrzwałd. Ba, wyprzedza go nawet Licheń, choć Kościół nie uznał tamtejszych wydarzeń. Wieś warmińska jest na szarym końcu. Może właśnie dlatego nadal jest uduchowiona i skromna. Inaczej niż Kościół.

      Strona niemiecka

      Jak pisze historyk Stanisław Achremczyk w Historii Warmii i Mazur, Niemcy nie czekali na postanowienia traktatu wersalskiego, tylko już od początku 1919 roku podjęli przedplebiscytową propagandę. Mimo przegranej wojny władze zdecydowały się zwiększyć pomoc finansową dla Prus Wschodnich, byleby tylko zatrzymać je przy sobie. Plebiscyt w Niemczech podniesiono do rangi sprawy ogólnonarodowej, jednoczącej wszystkich ponad politycznymi podziałami.

      Ogromny zastrzyk pieniędzy otrzymała perfekcyjnie działająca Wschodnioniemiecka Służba Ojczyźniana. Olbrzymia sieć jej członków objęła zasięgiem cały teren plebiscytowy. To oni będą organizować wiece proniemieckie i rozgramiać te polskie, używając również przemocy fizycznej. Dlatego też w Mazurach o propolskim nastawieniu – będących w mniejszości – zakiełkował strach. Jeden z bohaterów reportażu radiowego Interludium mazurskie powiedział: „W 1919 roku jeszcze można było liczyć na Mazurów [że zagłosują na Polskę – przyp. aut.], ale później, w miarę nasilania się terroru i zorganizowania na całych Mazurach niezwykle sprawnie działających bojówek, było ich coraz mniej”. Ktoś inny jeszcze dodał: „W roku 1918, tuż po zakończeniu działań wojennych, kiedy padłoby pytanie, kto decyduje się za Polską, a kto za Niemcami, to byłby chyba ułamek procenta tych, co za Niemcami”.

      Jeżeli tak, to propaganda niemiecka była wyjątkowo skuteczna. Tym bardziej że przekonywała też po ludzku – alkoholem. Pisze o tym Andreas Kossert w książce Powiat szczycieński. Przeszłość – współczesność. Chcąc wpłynąć na „odpowiednie nastawienie ludności”, dla obszaru plebiscytowego zakupiono dodatkowe dwadzieścia tysięcy litrów wysokoprocentowego alkoholu w celach propagandowych, „na rzecz niemczyzny”.

      Mała ojczyzna

      W reportażu Interludium mazurskie jeden z bohaterów zauważył:

      Początkowo […] w ogóle nie było mowy o Mazurach, tylko […] o Polakach. Henzel pisze, że w powiecie szczycieńskim było dziewięćdziesiąt procent Polaków. Kiedy Niemcy obawiali się, że to może być problemem, wtedy zmienili narodowość polską na mazurską i stworzyli nowy naród mazurski, jakiego nigdy nie było.

      To dlatego powstaje Związek Mazurów i Warmiaków, na którego czele staje mistrz ciętego języka i propagandy niemieckiej – Max