Jeanne Siaud-Facchin

Zbyt inteligentni, żeby żyć szczęśliwie


Скачать книгу

to na tym sielankowym obrazie jest rysa: otóż wydaje się, że takie wzorowe dzieci w dorosłości zmagają się z wieloma lękami.

      Utalentowani pracusie różnią się od osób nadinteligentnych łatwością, z jaką korzystają z własnego potencjału, który występuje w przystosowawczych formach zgodnych z zasadami wyznawanymi przez nasze społeczeństwo. Inteligencja ludzi nadinteligentnych jest natomiast bardziej nieokiełznana, nieuporządkowana, chaotyczna, intensywna, burzliwa i trudniejsza do „sformatowania”. Taki człowiek prowadzi przede wszystkim walkę z samym sobą, usiłując oswoić i skanalizować własną myśl i porozgałęziane rozumienie świata w jeden skoncentrowany, linearny nurt. Jednocześnie usiłuje uciszyć najbardziej wrażliwe i bolesne aspekty własnej wrażliwości. Oto jego podstawowe wyzwanie. Dopiero później będzie mógł się zastanawiać, jak ma się ułożyć ze światem, jak ma odpowiedzieć na oczekiwania innych i jak może odnieść sukces.

      To pytanie powraca. Wszyscy niestrudzenie je zadają. Na kogo wyrastają nadinteligentne dzieci? Kim stają się w dorosłym wieku?

      Przede wszystkim chciałabym odpowiedzieć, że stają się tym, kim są. Tymi, którymi zawsze byli. Stają się dorosłymi stworzonymi na obraz własnej osobowości i historii swojego życia. Stają się różnymi ludźmi zależnie od tego, czy byli kochani, wspierani, przyjmowani lub wykluczani, odrzucani, dręczeni przez życie i innych; stają się tym, kim mogą… jak każdy z nas.

      Pragnę w tym miejscu zaznaczyć, że nie istnieje jedna wytyczona ścieżka, identyczna dla wszystkich. Że każdy z nas jest na swój sposób inny. Albo udało nam się pogodzić z własną odmiennością, albo z nią walczyliśmy, albo też naszą świadomość siebie wciąż spowija mgła, przez którą do tej pory kroczyliśmy po omacku, bez kierunku, celu i z utrzymującym się poczuciem niezadowolenia.

      Tak samo jest z osobami nadinteligentnymi, z tym że w ich przypadku zawsze BARDZIEJ. To bowiem, co dla kogoś innego będzie bolesne, ale do zniesienia, dla osoby nadinteligentnej stanie się bombą emocjonalną. Wszystko jest spotęgowane, nasilone i ekstremalne.

      Dorosły: dawne przedwcześnie dojrzałe dziecko?

      Śmieszy Was ten tytuł? Mam nadzieję! A jednak właśnie takie hasło zaproponowało mi pewne stowarzyszenie rodziców jako temat wykładu. Od razu rzuca się w oczy cały nonsens zawarty w tym sformułowaniu: to znaczy, że osiągając wiek dorosły, tracimy swoją „przedwczesną dojrzałość”, która stała się czymś „dawnym”, a zatem nie jest już aktualna. Przedziwne. Widać, że wciąż mocno się trzyma pogląd, jakoby diagnoza nadinteligencji pokrywała się z przedwczesnym rozwojem intelektualnym, a w konsekwencji dotyczyła wyłącznie dzieci.

      Podstawowe pytanie, jakie zadają sobie wszyscy rodzice

      Przytoczone wyżej jako anegdota przestarzałe sformułowanie, że „dorosły to dawne przedwcześnie dojrzałe dziecko”, świetnie ukazujące całą niejednoznaczność tego tematu, nie powinno odwracać naszej uwagi od tego, jak bardzo jest on istotny dla rodziców nadinteligentnego dziecka. Jako rodzice czujemy, że powierzono nam misję towarzyszenia naszym dzieciom, tak by stały się szczęśliwymi dorosłymi i wiodły szczęśliwe życie. Ta misja niesie z sobą ogromne wyzwanie.

      W przypadku dziecka nadinteligentnego, którego funkcjonowanie intelektualne i emocjonalne jest niezwykle wyraziste, niepokój rodziców się potęguje. W zestawieniu z innym dzieckiem, które, choć niezadowolone, przyjmuje ograniczenia i potrafi okazać posłuszeństwo bez niekończących się dyskusji, które smuci się, słysząc uwagi rodzica, ale pozostaje stabilne – dziecko nadinteligentne wybucha w obliczu najdrobniejszej frustracji, upiera się, aby dyskutować nad poleceniami, i zalewa się łzami z powodu najmniejszej negatywnej aluzji. Powiecie, że to tak jak wszystkie dzieci? Niezupełnie. U dzieci nadinteligentnych wszystko jest bardziej nasilone, totalne, wszechogarniające. Na każdym etapie rozwoju, a w szczególności w wieku szkolnym, takie dziecko przejawia specyficzne cechy, które sprawiają, że rodzicielskie wyzwania są bardziej złożone, a kompetencje – kwestionowane. Obawa przed niewłaściwym postępowaniem, przed tym, że nie będzie się wiedziało, co zrobić, albo co gorsza, że „wszystko się zmarnuje”, towarzyszy każdemu rodzicowi.

      Okoliczność sprzyjająca: diagnoza postawiona w dzieciństwie

      Przyszłość nadinteligentnego dziecka może być bardzo różna w zależności od tego, czy zostało ono zdiagnozowane, czy nie, i zależnie od wieku, w jakim postawiono diagnozę.

      Możemy wyróżnić kilka dużych grup:

      1 Dorośli, którzy zostali zdiagnozowani w dzieciństwie, a wybitną inteligencję i wysoką wrażliwość zawsze uznawano za ważny element ich osobowości.

      2 Dorośli, którzy zostali zdiagnozowani w dzieciństwie, ale ich wyjątkowości nie brano pod uwagę. Albo, co gorsza, w związku z diagnozą oczekiwano od nich wybitnych sukcesów.

      3 Osoby zdiagnozowane w wieku dorosłym – najczęściej przez przypadek, w wyniku utożsamienia się z własnym dzieckiem.

      4 I wreszcie ci, którzy nie zostali zdiagnozowani i prawdopodobnie nigdy nie będą poddani badaniu. Pozostają oni poza naszą perspektywą i z tego powodu rozumienie osób nadinteligentnych z pewnością jest niepełne. Kim są? Jak im się wiedzie? Jak wygląda ich życie?

      W tej ostatniej grupie są tacy, którzy z powodzeniem pokonali wszystkie przeszkody i którym się udało, przynajmniej w odniesieniu do tradycyjnych kryteriów. Co jednak czują w głębi duszy? Czy są zadowoleni z tego zewnętrznego sukcesu? Co zrobili, w jaki sposób poradzili sobie ze swoją wrażliwością, emocjonalnością, ze swoją niezgłębioną potrzebą miłości? Nie wiadomo. Przynajmniej nie zbadano tego naukowo ani klinicznie. Ale rozejrzyjcie się dookoła: życie, jakie wiedzie część z nich, być może wygląda na spełnienie marzeń, jednak za ich zadowolonymi uśmiechami często można dostrzec wahanie. Czasem dręczy mnie myśl o tym, jaki obraz samych siebie i swojego życia nawiedza ich tuż przed snem, w zaciszu sypialni, w ciemności, która zapada na zewnątrz i wewnątrz; jak oni się w rzeczywistości mają?

      Wśród dorosłych, których nigdy nie zdiagnozowano, jest też oczywiście wielu takich, którzy się pogubili. Są to ludzie, którym nigdy nie udało się zbudować życia zawodowego i społecznego na poziomie, który w naszym odczuciu odpowiadałby ich kompetencjom intelektualnym i ludzkim. Tacy, którzy „wszystko zawalili” bądź też żyją na marginesie i bez prawdziwego planu. Myślę, że odczuwają oni istnienie w głębi siebie jakiejś stłamszonej, nigdy nieuznanej części, niewyrażonego buntu, ukrytej mocy, o której nie mogą już nawet myśleć. Ich cierpienie jest milczące i niemożliwe do zwerbalizowania – jak bowiem nazwać coś, czego nie da się nazwać i o czym nic nie wiemy?

      Czy możemy się pokusić o prognozy?

      Nietrudno zrozumieć, że jeśli diagnozę postawiono wcześnie, a dziecko dorastało w życzliwym, opiekuńczym środowisku, ma ono większe szanse na pełen rozwój i zadowolenie z życia w wieku dorosłym. Takie warunki to najlepszy prognostyk! Inteligencja i wrażliwość dziecka zostały harmonijnie włączone w budowanie jego osobowości i tożsamości. Zrozumienie siebie umożliwiało mu na każdym etapie nadawanie sensu życiowym doświadczeniom. Jest i zawsze było „w pełnym posiadaniu” własnych zasobów. Jego „ja” jest solidne. Taki człowiek może ufnie kroczyć przez życie. Dobrze się czuje sam ze sobą.

      Diagnozę postawiono, ale jedyna informacja zwrotna, jaką otrzymało dziecko, brzmiała: „Masz wysokie IQ, czyli wszystko, czego potrzebujesz, żeby odnieść sukces!”. I oczywiście to dziwne, tajemnicze IQ o przypisywanych mu magicznych właściwościach pozostało czynnikiem zewnętrznym wobec rozwoju dziecka. Bo to tak, jakby mu