Agata Przybyłek

Recepta na szczęście


Скачать книгу

gdy próbował znaleźć właściwy klucz do zamka. – Nie chcę cię straszyć, ale jeżeli za chwilę nie położę się na kanapie, będziemy tu mieli powtórkę z rozrywki. Wolałabym tego nie robić sąsiadom – oznajmiła słabym głosem.

      Maks wyobraził sobie, jak pucuje na kolanach klatkę schodową, i czym prędzej wrócił do szukania właściwego klucza w sporym pęku.

      – Byłoby łatwiej, gdybyś nie nosiła ze sobą kluczy do wszystkich mieszkań na okolicznych osiedlach – mruknął pod nosem.

      – Tak? A według mnie byłoby łatwiej, gdybyś mnie nie wkurzał. To przez ciebie uderzyłam w ten słup – odcięła się mimo złego samopoczucia i marnego humoru.

      Maks nie chciał się z nią znowu kłócić, poza tym znalazł w końcu właściwy klucz i otworzył drzwi.

      – Wreszcie – szepnęła Julia z ulgą.

      Poirytowany jej przytykami stanął obok drzwi i wykonał niski ukłon, jakby witał jakąś szlachciankę.

      – Zapraszam szanowną księżniczkę do jej osobistego zamczyska.

      – Kretyn. – Julia wyminęła go w progu i weszła do środka. Zamiast jednak zdjąć buty czy kurtkę, ruszyła prosto do salonu, żeby położyć się na kanapie.

      Maks wszedł do mieszkania i zamknął drzwi. W przeciwieństwie do niej zdjął buty, a po chwili także kurtkę i szalik. Nadal męczył go katar, więc najchętniej położyłby się do łóżka, ale przecież nie mógł zostawić dziewczyny samej w tym stanie. Dziwne, ale czuł się za nią odpowiedzialny.

      Odwiesił ubrania na wieszaku na ścianie i powiódł wzrokiem po mieszkaniu Julii. Pod ścianą stała szafka na buty, a przy drzwiach do łazienki wisiało duże lustro. Od razu spostrzegł, że drzwi do łazienki nie do końca się zamykały. Brakowało w tym mieszkaniu męskiej ręki. Szkoda, że nie miał szansy, żeby się w tym względzie wykazać. Ogólnie było jednak w dobrym stanie i dość nowoczesne. Zanim Julia zaczęła je wynajmować, przeszło gruntowny remont. Panował porządek – według Maksa charakterystyczny znak Julii. Bywał u wielu dziewczyn, ale nigdy nie widział tak zadbanego mieszkania. Nie mówiąc już o pięknych dodatkach, którymi Julia upiększyła wnętrze. W biało-beżowym salonie z aneksem kuchennym na stole stały tulipany, a na kanapie leżały ozdobne poduszki.

      To właśnie na tej ostatniej zobaczył Julię Maks, gdy wszedł do pokoju. Dziewczyna padła na kanapę w kurtce i w butach i leżała na plecach, zakrywając oczy ręką.

      – Może jednak powinniśmy pojechać na pogotowie? – zmartwił się Maks.

      Julia odsłoniła oczy i popatrzyła na niego złowrogo.

      – Jak masz prawić takie farmazony, to lepiej od razu jedź do domu.

      – Mówię poważnie, Julia. Nudności mogą być objawem poważnych urazów głowy. A ty naprawdę mocno uderzyłaś w ten słup.

      – A ty co? Skończyłeś szkołę medyczną, że tak się wymądrzasz?

      – Nie, ale dopiszę do twojej listy objawów także wzmożoną złośliwość.

      Julia odetchnęła głęboko i znowu nakryła oczy ręką.

      – Lepiej przydaj się do czegoś i przynieś mi wodę. Mdli mnie.

      – Ja rekomendowałbym raczej…

      – Wiem, wiem, wyjazd do szpitala. – Nie dała mu skończyć. – Tylko tak się składa, że dzisiaj już tam byłam. I straciłam tyle nerwów, że wystarczy mi na bardzo długi czas. Na pewno nie zawitam tam szybciej niż po pięćdziesiątce.

      – Dlaczego akurat wtedy?

      – Nie wiem. Po prostu taki wyznaczam sobie okres karencji. Chociaż gdy przypominam sobie tę pielęgniarkę, która na mnie napadła, to nie wiem, czy go nie wydłużyć.

      – Wiesz co? Gadasz jak potłuczona – stwierdził Maks.

      – To chyba nie dziwne, skoro przed chwilą uderzyłam się w słup, prawda?

      – Dopiszę w takim razie do listy twoich objawów jeszcze słowotok – powiedział, za co oberwał poduszką.

      – Skończ już. Nie bawi mnie to.

      – Dobrze, już dobrze – odparł pokojowo. – Podam ci lepiej tę wodę. A imbir masz?

      – Imbir?

      – Moja mama zawsze mówiła, że wywar z imbiru czy chociaż ssanie świeżych plasterków pomaga zwalczyć nudności.

      – Ciekawe. Nie słyszałam o tym sposobie.

      – Przetestowałem go kilka razy i jest skuteczny. To co? Masz ten imbir?

      – Powinnam mieć. Zobacz w koszyku z owocami.

      Maks pokiwał głową i odwrócił się w stronę aneksu kuchennego. Szybko zlokalizował dzbanek do filtrowania wody i podał Julii szklankę. Gdy piła, włączył czajnik, bo postanowił przygotować dla niej napar z imbiru, tak jak w dzieciństwie robiła mama. Julia chyba naprawdę źle się czuła, bo darowała sobie jakikolwiek komentarz i po prostu leżała na kanapie, nadal w butach i kurtce. Zanim jednak skończył, gwałtownie zerwała się z kanapy i pobiegła do łazienki. Po chwili do Maksa dobiegł odgłos torsji.

      – No pięknie… – mruknął pod nosem, a głośniej zawołał w stronę łazienki: – Wszystko w porządku?

      Julia nie odpowiedziała, więc ruszył do niej. Był na siebie zły, że uległ jej namowom i od razu nie zawiózł jej na pogotowie. Wiedział, jakie konsekwencje mogą nieść za sobą poważne urazy głowy. Już chciał uraczyć Julię wykładem, ale gdy zajrzał do łazienki, widok tak go zaskoczył, że darował sobie protesty.

      Julia stała przed lustrem i wyglądała… Cóż, nawet on, jej wielki wielbiciel, musiał przyznać, że wyglądała doprawdy żałośnie. Ubrana w grubą kurtkę i w jednym bucie (drugi zgubiła po drodze), stała zapłakana nad umywalką, a jej posklejane włosy opadały smętnie na twarz i ramiona. Zapuchnięte oko było bardzo czerwone, a z drugiego płynęły łzy.

      – Ty płaczesz? – Maks stanął jak wryty.

      Julia odwróciła się do niego i załkała.

      – A dziwisz mi się? Spójrz tylko, jak ja wyglądam.

      – Julia… – Nagle żal ścisnął mu serce. – Ale to przecież tylko przejściowe. Jesteś chora.

      – Żałosna jestem, nie chora. – Znów spojrzała do lustra i rozpłakała się głośniej. – Nic dziwnego, że nikt mnie nie chce, skoro tak wyglądam. Powinnam kupić sobie jakąś maskę na twarz, żeby nie straszyć ludzi na ulicach.

      – Julia…

      – No co, nie mam racji? Jestem żałosną starą panną, jak sam określiłeś mnie w samochodzie, bez perspektyw na szczęście. Na dobrą sprawę mogę od razu pożegnać się z marzeniem o dziecku i szczęśliwej rodzinie, bo z takim wyglądem daleko nie zajdę.

      – Nie gadaj bzdur. Niby od kiedy wygląd jest najważniejszy?

      Chociaż chciał ją pocieszyć, słysząc te słowa, tylko bardziej się rozszlochała.

      – Po prostu wspaniale. Nawet ty uważasz mnie za nieatrakcyjną – wydusiła przez zaciśnięte gardło.

      – Ale ja wcale tego nie powiedziałem…

      – Powiedziałeś – załkała. – Gdybym wydawała ci choć trochę ładna, nie użyłbyś takich słów. Jeszcze ta przeklęta zmniejszona płodność… Naprawdę cudownie.

      Maks przeklął w duchu kobiecą logikę i zamiast dyskutować, podszedł do Julii, żeby ją