po chwili została sama w recepcji. Zdjęła płaszcz, przypięła sobie plakietkę na wysokości kieszeni i zaparzywszy kawę, sięgnęła po zielony zeszyt leżący na biurku. Od pewnego czasu zapisywały w nim sobie z dziewczynami najważniejsze informacje ze zmiany i zabawne bądź straszne wydarzenia z hotelu. To było bardzo pomocne, poza tym Julia uwielbiała czytać zapiski koleżanek. Niestety, dzisiaj za dużo się nie naczytała. Wyglądało na to, że noc przebiegła w hotelu spokojnie i Sylwia nie zostawiła żadnych zabawnych notatek, które mogłyby trochę poprawić jej humor.
Wzięła się do pracy. Przejrzała dokumentację, udzieliła kilkorgu gościom informacji o śniadaniu, trochę posprzątała, a potem wystawiła faktury osobom, które chciały się wymeldować. Zadzwoniła też do szefowej, żeby poprosić o możliwość wcześniejszego wyjścia z pracy.
– Oczywiście, Juleczko, nie ma najmniejszego problemu. – Usłyszała, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu. – Zaraz podzwonię po dziewczynach, żeby zorganizować zastępstwo.
– Nie wiem, jak mam pani dziękować.
– Nie dziękuj, tylko zajmij się swoim zdrowiem. I ewentualnym zwolnieniem lekarskim też się nie przejmuj. Poradzimy tu siebie bez ciebie, chociaż niezmiennie uważam cię za jedną z lepszych pracownic.
– Jest pani po prostu nieoceniona.
– Nie przesadzaj, kochana, nie przesadzaj – zaśmiała się kierowniczka. – Daj mi tylko znać po wizycie w szpitalu i przekaż, co powiedział ci lekarz. Będę czekała na twój telefon.
– Oczywiście – zapewniła ją Julia, dziękując w duchu za taką szefową. Jej koleżanki ze studiów narzekały zwykle na swoich zwierzchników, ale ona naprawdę nie miała ku temu powodów. No, może tylko bawiły ją czasami umizgi pani Beaty do dużo młodszego Daniela, szefa kuchni. Ci dwoje tworzyli wybuchową mieszankę i Julia nie raz była świadkiem ich głośnych kłótni, a potem czułych pojednań. Szefowa i Daniel bez przerwy się rozstawali i wracali do siebie, co – niestety – wpływało na ich pracę. W chwilach wzburzenia Beata zawsze kazała recepcjonistkom przygotowywać dokumenty potrzebne do zwolnienia chłopaka, a potem darła je, gdy się pogodzili, albo – gdy ich dłuższy konflikt wreszcie się kończył – zatrudniała go z powrotem. Julia czasami sama nie wiedziała, czy Daniel jeszcze pracuje w hotelu, czy nie, i niejednokrotnie dzwoniła do koleżanek, żeby uzyskać tę informację. Bywało, że gdy wychodziła z pracy, słyszała z ust przełożonej, żeby pod żadnym pozorem nie wpuszczać Daniela do hotelu, a gdy przychodziła na drugą zmianę, ci ćwierkali do siebie jak gdyby nigdy nic – i to na oczach gości. W tym wszystkim naprawdę można się było pogubić…
Zamiast jednak rozmyślać o burzliwym życiu kierowniczki, porozmawiała z nią jeszcze chwilę o bieżących sprawach hotelu i wróciła do swoich obowiązków. Gdy po trzynastej przyszła zmienniczka, Julia szybko się zebrała i wyszła na autobus. Oko nadal bolało ją niemiłosiernie, zresztą podczas pracy kilkakrotnie stało się obiektem komentarzy zmartwionych gości.
– To nic takiego – odpowiadała, chociaż momentami omal nie płakała z bólu.
Oby okulista mi pomógł, modliła się w duchu, idąc na przystanek. Miała wrażenie, że guzek pod powieką urósł od rana i drapał jej rogówkę coraz bardziej, a do tego naprawdę kiepsko widziała bez soczewek czy okularów. Gdy przeglądała dokumenty albo patrzyła w pracy w ekran komputera, nie było jeszcze tak źle, z bliska widziała lepiej niż z daleka, ale na ulicy miała poważny problem. Majaczące w oddali samochody albo przechodnie stanowili tylko rozmyte plamy.
Na szczęście po kilkunastu minutach była na miejscu. Piękne słońce zaczęło chować się za chmurami, kiedy opatulona szalikiem szła w kierunku szpitala.
Gdy znalazła się wewnątrz, poczuła ten charakterystyczny zapach środków dezynfekujących i innych chemikaliów. Julia szła ku dużym przezroczystym drzwiom, a odgłos jej kroków odbijał się od ścian. Tuż przy białych drzwiach zwolniła, niepewna, czy może tak po prostu wejść na ten oddział, ale po chwili wahania uznała, że skoro rejestratorka w przychodni ją tu pokierowała, to chyba wiedziała, co robi. Gdy ktoś zapyta, zawsze mogła przecież skłamać, mówiąc, że przyszła kogoś odwiedzić. Przekonując samą siebie w myślach, nacisnęła klamkę i już po chwili znalazła się na oddziale. Rozejrzała się za dyżurką, ale ponieważ nie mogła jej znaleźć, zaczepiła idącą z naprzeciwka pielęgniarkę.
– Przepraszam… – Podeszła do niej niepewnie.
– Tak? – Kobieta przystanęła i uważnie się jej przyjrzała.
– Jestem umówiona z doktorem Wojciechowskim. Nie wie pani, gdzie dokładnie mam go szukać?
– Och, pani jest pewnie tą osobą, o której informowała nas Kaśka z przychodni?
– Tak, to o mnie chodziło.
– Przykro mi, że panią rozczaruję, ale doktor Wojtek zadzwonił dzisiaj rano, że niestety nie przyjdzie do pracy.
Julia pobladła.
– Naprawdę?
– Niestety. Jego dziecko zachorowało i nie mogli z żoną zorganizować opieki.
– To fatalnie… – wyszeptała załamana wiadomością dziewczyna.
– Pani w jakiejś pilnej sprawie, tak? – Pielęgniarka popatrzyła na jej oko, które nie dość, że bez przerwy łzawiło, to od rana jeszcze bardziej napuchło.
Julia skinęła głową, próbując się nie rozpłakać.
– Nie mam pojęcia, co począć z tym okiem. Z każdą godziną jest coraz gorzej.
– Prawdę mówiąc, to nie wygląda najlepiej – zmartwiła się kobieta, a Julia pomyślała, że komu jak komu, ale jej nie musi tego mówić. – Boli panią?
– Coraz mocniej.
– W takim razie ktoś naprawdę powinien to obejrzeć – stwierdziła pielęgniarka i zastanowiła się, jak jej pomóc. – Chyba mam pomysł – oznajmiła po kilku minutach.
– Tak? – W sercu Julii zatliła się nadzieja, chociaż w myślach wyobrażała już sobie, jak guzek pod jej powieką rośnie jeszcze bardziej, aż w końcu traci wzrok i kończy z czarną przepaską na twarzy niczym niegdysiejsi piraci.
Pielęgniarka tymczasem pokiwała głową, więc otarła wilgotne policzki.
– Na oddziale dziecięcym powinien być dzisiaj inny okulista. Co prawda, jeśli pamięć mnie nie myli, zaczynał konsultacje już rano, ale może jeszcze uda się go pani złapać.
– Tak pani myśli?
– Głowy sobie za to uciąć nie dam, ale skoro to pilna sprawa, to chyba warto spróbować. W drodze wyjątku mogę tam zaraz zadzwonić i czegoś się dowiedzieć.
– Wie pani co? Lepiej sama od razu tam pójdę. Skoro ten lekarz pracuje od rana, to pewnie każda minuta jest cenna.
– No cóż… Jak pani uważa.
– Chyba tak zrobię. Proszę mi tylko powiedzieć, którędy na ten oddział.
– Dwa piętra wyżej, na lewo od windy – wyjaśniła pielęgniarka. – Doktor nazywa się Filip Leśniewski. Mam nadzieję, że jeszcze go pani złapie, no i że pomoże pani z tym okiem.
– Ja też mam taką nadzieję. – Julia się uśmiechnęła, chociaż z tym zapuchniętym okiem i śladami po łzach na policzkach musiała wyglądać jak siedem nieszczęść. Pożegnała się z pielęgniarką i podziękowawszy jej za pomoc, od razu ruszyła do windy. Miała nadzieję, że los chociaż minimalnie zacznie jej dzisiaj sprzyjać i spotka tego całego doktora Filipa. W końcu ile nieszczęść mogło spaść na człowieka w jeden dzień? Każda pula musiała się kiedyś wyczerpać.