było spore i niewiele przypominało te, do których Everett zdążył się już przyzwyczaić na zwykłych krążownikach Kontroli. Wydawało się przede wszystkim wyjątkowo sterylne. Prawie puste, nie licząc dużego stołu, drzwiczek do – zapewne niewielkiej – sypialni, ukrytej gdzieś ciśnieniówki, kapitańskiego małego kambuza ze stojącym obok nieco wystraszonym stewardem oraz neoszyby ze wsparciem komputerowym. Tę ostatnią pokrywały teraz linie i wyliczenia z Serca. Wyglądało na to, że kapitan rzadko tu bywała; większość czasu musiała przesiadywać w stazo-nawigacji lub krążyć po całym okręcie.
Można z tym było poczekać, pomyślał Stone. Jakkolwiek by na to patrzeć, wciąż brakowało wśród nich przedstawicielstwa Państwa i Ligi – i zebranie numer dwa, to po powitalnym, wydawało się nie do końca na miejscu. Nawet jeśli wziąć pod uwagę „obecność” wyświetlonych w tle przez holoemiter widm kapitana Bata Toccaty i zasępionego dzieciaka w mundurze, który musiał być nikim innym, jak słynnym Pieckym Tipem – dowódcą krążownika „Grzmot”. Dowódcy fregaty „Terra” nie było. Czyżby wyżsi stopniem kapitanowie mieli jej później zreferować spotkanie?
Wbrew przypuszczeniom Stone’a kapitan Locartus nie kazała na siebie długo czekać. Do swojej kajuty weszła szybkim, żołnierskim krokiem. Everett zauważył, że spod kapitańskiej czapki widać krótką, nieco niesforną czarną grzywkę. Tu jednak figlarny wygląd się kończył. Kapitan Anabelle była może przystojna, ale właśnie określenie przystojności, nie urody, pasowało do niej najbardziej, a jej czujne, niebieskie oczy zdawały się chłodno oceniać zebranych.
– Panie i panowie – zaczęła, stając za holostołem i natychmiast wprowadzając dane z wyjętej z kieszeni munduru Kontroli płytki personala – to będzie długi lot. Zmierzamy w kierunku NGC 6644, mgławicy planetarnej w gwiazdozbiorze Strzelca. Niestety, od Terzana 10 dzieli ją około dwóch tysięcy lat świetlnych, co oznacza, że całą flotę, nawet zsynchronizowaną z „Horyzontem”, czekają sto trzydzieści trzy skoki. – Holostół wyświetlił fragment Galaktyki z zaznaczeniem aktualnego miejsca pobytu Floty K i pierwszego punktu docelowego. – Jak z pewnością państwo zauważą, mgławica leży niejako w tle Wypalonej Galaktyki, a w zasadzie, patrząc z tej perspektywy, nieco pod nią. Ma także dość skomplikowaną strukturę. To mgławica wielobiegunowa, charakteryzująca się kilkoma symetrycznymi płatami. Biorąc pod uwagę wydajność rdzeni poszczególnych jednostek naszej floty, zakładam, że w drodze będziemy musieli zatrzymać się trzy razy w celu naładowania. Poszczególne stacje łącznikowe wraz z bojami lokacyjnymi znajdują się w następujących punktach przelotowych. – Usłużny stół wyświetlił odpowiednie oznaczenia, które zostały zaraz wygaszone, a ujęcie wróciło w głąb Galaktyki. – Znalezienie się w odległej NGC 6644 jest konieczne, ponieważ znajduje się tu nieskatalogowana iskra głębinowa, prowadząca za 2Mass-GC01, gromadę kulistą w konstelacji Strzelca. Iskra obejmuje ponad tysiąc sto lat świetlnych, czyli wychodzi około dwustu w głąb samej gromady.
– Kolejna nieskatalogowana iskra? – zaciekawił się Yrt Sode, ale na tyle cicho, by kapitan nie usłyszała jego niezadowolonego mruknięcia. – Mówiono nam o trzech, nie o czterech iskrach... i dziurach głębinowych.
– Na pytania będzie czas później – ucięła dowódca ku wyraźnemu zaskoczeniu sekretarza Klanu Naukowego. – Teraz mogę powiedzieć tylko tyle, że owa iskra nie znajduje się w danych z uwagi na swoją wysoką niestabilność. Informacji na jej temat udzieliła nam Przedstawicielka Zbioru. Wraz z „Horyzontem” i przy współpracy Prognostyków uda się nam w nią wejść w odpowiednim, gwarantującym sukces momencie.
– Nie lepiej od razu lecieć do tej gromady kulistej? – wtrącił Hacks. Anabelle Locartus spojrzała na niego zimnym wzrokiem.
– Nie – odpowiedziała. – Dzięki ustalonemu torowi lotu oszczędzamy kilkaset lat świetlnych. Proszę mi więcej nie przerywać. – Po chwili podjęła: – Interesuje nas Messier 24 leżący w IC 4715. Do tej gromady w gwiazdozbiorze Strzelca dotrzemy po przebyciu dosłownie kilku skoków z 2Mass-GC01. Gromada ma szerokość sześciuset lat świetlnych i określa się ją też jako Chmurę bądź Chmurę Gwiazd Strzelca. Informuję o tym, ponieważ nastąpiła drobna zmiana planów. W Chmurze spotkamy się z siłami Państwa, o czym zostaliśmy już poinformowani sondą głębinową. Do Floty K dołączą wówczas krążownik „Awatar”, niszczyciel „Świt” i fregata „Liść”. To będzie także nasz kolejny dłuższy przystanek, konieczny do ponownej synchronizacji „Horyzontu”. Będzie to także nasze pierwsze ładowanie rdzeni nie na stacji łącznikowej, a na w pełni funkcjonalnej stacji orbitalnej o nazwie Madonna, znajdującej się nad Habitatem: planetą Federacji w systemie Brando. – Holostół przybliżył obraz leniwie obracającej się, brązowawożółtej planety i wiszącego nad nią czarnego punktu stacji. – Pytania?
– Jak długo będziemy się tam znajdować? Czy jest możliwość zejścia na powierzchnię? – zaciekawił się Stone.
– Wolałabym, aby zostali państwo na stacji – stwierdziła kapitan. – Habitat i tak nie zaoferuje wam odpowiednich rozrywek. To planeta pustynna o niskim zapleczu technicznym.
– Żartuje pani – prychnął Hacks. – Tak blisko Jądra? Z tego, co rozumiem, system Brando znajduje się w Ramieniu Centaura, gdzieś na galaktycznym wschodzie od leżącego wyżej, wypalonego sektora Terry w Ramieniu Oriona? Powinien czerpać z rozkoszy cywilizacji...
– Jest koniecznym stwierdzenie, że Habitat to planeta wojskowa Federacji – odezwał się znienacka zimnym głosem cyborg.
– Hę? – zaciekawił się Yrt Sode.
– Walter Dinge posiadał wiedzę na temat znaczenia poszczególnych planet z uwagi na swoją pracę związaną z ekstrapolacją skoków Widm maszynowych – kontynuował Strips. – Wiedza ta znana jest teraz Symulacyjnej Technice Rozwoju Intelektu Postludzkiego. Wiedza ta jest także znana Kontroli.
– Ta informacja – usłyszeli pełen niechęci, widmowy głos Piecky’ego Tipa – była zastrzeżona? Jeśli tak, to jej ujawnienie zaszkodziło nie tylko interesom Kontroli, ale i Zjednoczenia.
– Tajemnica – sapnął z niejaką satysfakcją Sode.
– Na pana miejscu tak bym się nie cieszył – wtrącił półgębkiem Hacks. – Ten cały Dinge był pracownikiem Kontroli, a Kontrola posiada wiedzę nie tylko o każdej z sił Triumwiratu, ale i o Klanie Naukowym, do którego pan należy. Myślę, że angaż pana Waltera wpłynie korzystnie na nasze przyszłe negocjacje – dodał z widoczną satysfakcją.
Obserwujący go z boku Stone zauważył, że sekretarz ledwo oparł się odruchowi zatarcia rąk.
Cóż, teraz moja kolej, pomyślał, unosząc dłoń. Kiedy kapitan Anabelle udzieliła mu głosu, Everett wstał i spojrzał na stojącego przy stole cyborga. Strips nie usiadł – jego prawie trzymetrowa postać nie mieściła się na krześle. Mógłby nas wszystkich wykończyć, zanim Locartus wezwałaby ochronę, zdał sobie sprawę Stone, ale takie myślenie do niczego nie prowadziło.
Chrząknął.
– Z tego miejsca pragnę uspokoić zebranych przedstawicieli sił Triumwiratu, sekt i klanów – zaczął. – Kontrola zawsze zdaje sobie sprawę z ryzyka, jakim jest przejęcie jednego z jej ważniejszych pracowników, i w przypadku śmierci, zaginięcia... bądź zbawienia technicznego dany człowiek jest drobiazgowo sprawdzany pod kątem posiadanych przez niego informacji. Kontroler Zjednoczenia Walter Dinge był przypadkiem szczególnym, ale jego wiedza miała raczej pobieżny, teoretyczny charakter, odnoszący się do danych historycznych. Nie zaprzeczam: Kontroler Dinge był jednym z zaufanych pracowników, ale nie na tyle, by przekazywano mu jakieś kluczowe informacje. – Chrząknął znów i powiódł wzrokiem po zebranych. – Jak zresztą państwo wiedzą, zbawienie przez jedną z sekt pracownika wyższego szczebla wywołałoby konflikt dyplomatyczny czy doprowadziło do innych, poważniejszych konsekwencji. Walter Dinge nie był nigdy pracownikiem