Marcin Podlewski

Głębia. Powrót. tom 2


Скачать книгу

Jesteś tu?

      – Idę stąd – wychrypiał Stone. – Żałosne, tanie sztuczki!

      – Nie mogę go znaleźć – doleciało z głośnika, tym razem głosem kapitan Anabelle Locartus. – Nie mogę. Proszę – dodał głos wpadający w ton Hacksa. – Chłód. Chwalmy...

      – Niech pani to wyłączy!

      Przedstawicielka Zbioru dotknęła panelu i wszystko ucichło. Everett wciąż jednak słyszał zamrożone lodem szepty. Ich echo opadło na niego niczym zimna mgła. Wciąż chciał wyjść, ale jego nogi drżały lekko i bał się, że odmówią mu posłuszeństwa.

      – Teraz już pan wie – powiedziała Przedstawicielka. – Niech więc pan ją zatrzyma. Proszę to zrobić, póki nie jest za późno.

      – Co mam zatrzymać? – wymamrotał.

      – Flotę.

      Absurdalność jej żądania sprawiła, że Stone otrząsnął się z niejasnego lęku. Spojrzał na kobietę.

      – Nie wiem, co to za sztuczki i co chcecie dzięki temu osiągnąć, ale to, czego pani żąda, jest nierealne – oznajmił. – Chwileczkę... chyba zaczynam rozumieć. Chodzi... chodzi o sektę Stripsów, czy tak?

      Widząc, że Przedstawicielka milczy, kontynuował:

      – Nie zależy wam na Elohim. Są na to zbyt obcy i stosunkowo nieliczni. Aby się do nich dostać, trzeba tego naprawdę chcieć. Przejść kilka etapów inicjacji, poddać się genotransformacji. Elohim nie stanowią dla was zagrożenia. Głosicie przecież, że jesteście sektą nastawioną na transgresję duchowości i umysłu człowieka. Według waszej definicji Elohim nie są już nawet ludźmi. Za bardzo się odsunęli. Co innego Stripsowie.

      – Myli się pan.

      – Co osiągnęlibyście, gdyby udało się wam zdobyć Maszynę czwartego stopnia? Niewiele. Nie zależy wam na niej, jak sami powiedzieliście. Jest ona przecież całkowitym zaprzeczeniem waszych przekonań, tak jak Elohim. Ale jeśli dostanie się ona w ręce Stripsów bądź Stripsowie dzięki swojemu wkładowi w tę akcję zyskają jej dokumentację techniczną, sprawa będzie wyglądać inaczej. Symulacyjna Technika Rozwoju Intelektu Postludzkiego może znacząco urosnąć w siłę i dokonać transgresji umysłowej, choć nie w tym kierunku, który was interesuje. Podejrzewacie, że powstanie jakaś nowa, maszynowa Jedność.

      – Sam pan w to nie wierzy.

      – To raczej pani zdaje się być przekonana, że uwierzę w jakieś bajędy. I to pewna swego na tyle, by zrealizować to całe... przedstawienie. Skąd mieliście dane na temat mojej żony? Informacje dotyczące prywatnego życia członków Rady Błękitu i ich bliskich współpracowników są zastrzeżone! Zbiór posunął się za daleko! – huknął, bezwiednie zaciskając pięści. Gniew sprawił, że poczuł się znacznie lepiej. – Możecie być pewni, że wyciągnę konsekwencję z...

      – „Divina” zostanie zniszczona – powiedziała Przedstawicielka spokojnie i może to właśnie ten spokój sprawił, że Everett zamilkł.

      Kobieta patrzyła wprost na niego.

      – Wszyscy zginiemy – dodała jeszcze, ale Stone miał już dość.

      Bez słowa odwrócił się i wyszedł z kajuty, zostawiając za sobą otwarte drzwi.

      Kontrola nie jest średniowieczną policją. Jesteśmy kimś znacznie więcej. Jesteśmy każdym z elementów sprawiedliwości – jesteśmy łowcą i sędzią, obrońcą i katem. Jesteśmy tarczą Wypalonej Galaktyki. Taka odpowiedzialność niesie ze sobą brzemię, którego ciężar kładzie się cieniem na całym naszym życiu. Ale nie to brzemię jest naszą największą bolączką, lecz fakt, że walcząc o bezpieczeństwo ludzkości, nie możemy niestety być wszędzie.

      Eklem Stoten Gibartus, Główny Kontroler i Pan Nadzorców, fragment przemówienia do kandydatów na stanowisko periodycznych Kontrolerów Zjednoczenia

      

      Erin Hakl rozpoczęła manewr podejścia do „Karmazyna”, kiedy ich jednostka zbliżyła się do niego na odległość około tysiąca metrów. Z niezadowoleniem stwierdziła, że fregata kapitan Anny nie do końca daje się zeskanować: szum energetyczny był na tyle rozproszony, że nie mogła ocenić, ile i jaką broń zainstalowano na nadlatującej jednostce. Energetyczne plamki, widoczne na skanie, wyglądały częściowo na sygnatury dział turbinowych i – być może – lancę plazmową popularną w Lidze, ale na tym domysły się kończyły. Dodatkowe plamki roiły się na burtach i dziobie fregaty – być może były to działka, wyrzutnie rakiet lub zmodyfikowane kule antygrawitonów. Z tego, co Erin wiedziała, równie dobrze mogły to być i naprężenia pola magnetycznego: jeśli kapitan okrętu miał środki na kamuflaż, zwykły skan zawodził na całej linii.

      Mogli oczywiście wykonać skan twardy – bombardując fregatę nie tylko dopplerem, ale i skanem cząsteczkowym – ale raz, że można było go przyblokować wzmocnieniem pola magnetycznego, a dwa – jego zastosowanie nie przypominało już kulturalnego „obwąchiwania się” w kosmosie, a raczej zdarcie odzieży wierzchniej świeżo spotkanej damie, by dobrze przyjrzeć się jej bieliźnie.

      – Hub – szepnęła do interkomu – jakieś pomysły?

      – Nie da rady, królowo – usłyszała z Serca. – Mogę potwierdzić jedynie kolor jednostki. To barwa DC143C w ujęciu szesnastkowym.

      – A możesz po ludzku?

      – Głęboka czerwień z domieszką błękitu. Inaczej rzecz biorąc, karmazyn.

      – Jared? – Hakl ponownie nacisnęła przycisk. – Chcę cię w zbrojeniówce.

      – Jestem już na miejscu.

      – Świetnie. Ustaw wszystko na rozruchu, ale z lekkim poborem energetycznym. Nie chcemy, żeby nasi... dobrodzieje myśleli, że zaraz zaczniemy strzelać.

      – Tak jest.

      – Wise. – Erin puściła guzik interkomu i odwróciła się do siedzącej obok w SN Pinsleep. – Możesz wychwycić dane tej ich boi lokacyjnej?

      – Tylko położenie. Jest zabezpieczona przed odczytem i nie figuruje w Krysztale Galaktycznym – poinformowała Pin. – Mało zresztą widać. Strumień jest tu lekki i częściowo zaszyfrowany.

      – Tansky – pierwsza pilot ponownie zwróciła się do Serca – słyszałeś to? Spróbuj odbezpieczyć tę boję.

      – Niczego nie obiecuję. Ta boja nic nie emituje. Pewnie ma tylko odbiornik połączony z przekaźnikiem, który zrzuca dane dopiero po podaniu hasła.

      – Mimo wszystko próbuj. Monsieur?

      – Tak? – spytał kręcący się po stazo-nawigacji mechanik.

      – Dlaczego nie ma cię na dolnym?

      – Ponieważ nic tam już nie zrobię – usłyszała. – Resztę polaryzacji i naprawę korony napędu musimy i tak zrobić na zewnątrz. Jeśli tamci mają skróty, zrobimy to raz-dwa. Jeśli nie mają, trzeba się będzie napocić.

      – Jakie znowu „skróty”?

      – Łącza obwodowe. Żargonik – wyjaśnił mechanik. – Jeśli przepaliło część korony napędu, zamiast naprawiać, można zrobić obejście łączem.

      – To dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś?

      – Nie mamy już łączy.

      – Jak to: nie mamy?

      – Mówiłem na samym