Joe Abercrombie

Czerwona kraina


Скачать книгу

w dal, kręcąc głową. – Wtedy zastanawiam się, gdzie ja i twoja matka popełniliśmy błąd.

      – Może to dlatego, że ona umarła, a ty do niczego się nie nadajesz? – Podniosła ostatni worek i upuściła mu go na ramię z jak największej wysokości.

      Owca tylko się uśmiechnął, nakrywając worek dłonią.

      – Może tak.

      Gdy się obracał, prawie wpadł na innego Północnego, który był równie potężny i znacznie groźniej wyglądał. Mężczyzna zaczął wywarkiwać jakieś przekleństwo, ale zamilkł w połowie. Owca oddalił się z opuszczoną głową, jak zawsze czynił w obliczu nawet najmniejszych kłopotów. Północny popatrzył ze zmarszczonym czołem na Płoszkę.

      – Co? – spytała, odwzajemniając spojrzenie.

      Zerknął w ślad za Owcą, po czym odszedł, drapiąc się po brodzie.

      Cienie się wydłużyły, a chmury na zachodzie poróżowiały, gdy Płoszka zrzuciła ostatni worek, a uśmiechnięty Clay podał jej pieniądze schowane w skórzanym woreczku dyndającym na jego grubym palcu wskazującym. Rozprostowała plecy, otarła czoło rękawicą, po czym rozsznurowała woreczek i zajrzała do środka.

      – Wszystko się zgadza?

      – Nie zamierzam cię okraść.

      – Jasne, że nie. – Zabrała się za liczenie. „Łatwo poznać złodzieja po tym, z jaką troską obchodzi się z własnymi pieniędzmi”, mawiała jej matka.

      – Może powinienem zajrzeć do wszystkich worków, żeby się upewnić, że w środku jest ziarno, a nie gówno?

      Parsknęła.

      – Czy gdyby tam było gówno, nie próbowałbyś go sprzedać?

      Kupiec westchnął.

      – Niech będzie jak chcesz.

      – Oczywiście.

      – Tak się zazwyczaj dzieje – dodał Owca.

      Zapadła cisza, którą zakłócał tylko brzęk monet i liczby przeskakujące w głowie Płoszki.

      – Słyszałem, że Glama Złoty wygrał kolejny pojedynek niedaleko Greyer – rzekł Clay. – Mówią, że to najtwardszy drań w całej Bliskiej Krainie, a tam nie brakuje twardzieli. Tylko głupiec stawiałby teraz przeciwko niemu. Tylko głupiec chciałby z nim walczyć.

      – Niewątpliwie – mruknął Owca, który zawsze się peszył, kiedy poruszano temat przemocy.

      – Słyszałem od człowieka, który to widział, że Glama tak mocno pobił starego Stocklinga Niedźwiedzia, że wyleciały mu z dupy flaki.

      – To ma być rozrywka? – spytała Płoszka.

      – Lepsze to niż zesrać się własnymi flakami.

      – Kiepska rekomendacja.

      Clay wzruszył ramionami.

      – Są gorsze rzeczy. Słyszeliście o bitwie pod Rostod?

      – Coś mi się obiło o uszy – odburknęła, próbując nie pomylić się w rachunkach.

      – Podobno buntownicy znów dostali lanie, tym razem poważne. Wszyscy są w odwrocie. Nie licząc tych, których dopadła Inkwizycja.

      – Biedacy – rzekł Owca.

      Płoszka na chwilę przerwała liczenie, po czym znów do niego wróciła. Na świecie jest wielu biedaków, ale ona nie może się nimi przejmować. Ma wystarczająco dużo zmartwień ze swoimi bratem i siostrą, Owcą, Gullym oraz gospodarstwem. Nie ma czasu płakać nad pechowym losem, który inni sami na siebie sprowadzili.

      – Możliwe, że stawią opór w Mulkovej, ale długo się nie utrzymają. – Ogrodzenie zaskrzypiało, gdy Clay oparł się o nie swoim miękkim ciałem, krzyżując ręce na piersi i chowając dłonie pod pachy, tak że sterczały spod nich tylko kciuki. – Wojna już prawie się skończyła, jeśli można to nazwać wojną, i wielu ludzi wypędzono z ich ziem, okradziono albo spalono im cały dobytek. Otwarto kanały żeglowne, przybywają okręty. Nagle mnóstwo osób dostrzegło swoją fortunę na zachodzie. – Wskazał głową chaotyczny tłum wzbijający obłoki pyłu na ulicy, kłębiący się pomimo nadchodzącego zmierzchu. – To tylko pierwsza strużka. Nadchodzi prawdziwa powódź.

      Owca pociągnął nosem.

      – Zapewne wkrótce przekonają się, że góry nie są zbudowane ze złota, i zaczną ciągnąć w przeciwnym kierunku.

      – Niektórzy tak. Inni zapuszczą korzenie. Po nich nadejdzie Unia. Nieważne, jak wiele ziemi zdobywają Unioniści, wciąż jest im mało, a odkrycie na zachodzie sprawi, że poczują zapach pieniędzy. Ten stary wredny drań Sarmis siedzi na granicy i wymachuje mieczem w imieniu Imperium, ale to akurat nic nowego. Myślę, że nie powstrzyma tej powodzi. – Clay zbliżył się o krok do Płoszki i odezwał cichym głosem, jakby dzielił się tajemnicą: – Słyszałem, że w Hormringu już pojawili się agenci Unii i rozważają dokonanie aneksji.

      – Wykupują ludzi?

      – Owszem, w jednej dłoni będą mieli monetę, ale w drugiej ostrze. Tak jak zawsze. Powinniśmy się zastanowić, jak to rozegramy, kiedy przybędą do Uczciwości. Powinniśmy stanąć ramię w ramię, skoro jesteśmy związani z tym miejscem.

      – Nie interesuje mnie polityka. – Płoszki nie interesowało nic, z czym mogły się wiązać kłopoty.

      – Jak większości z nas – odrzekł Clay. – Ale czasami polityka może się zainteresować nami. Unioniści tutaj przyjdą i przyniosą swoje prawo.

      – Nie wydaje mi się, żeby prawo było czymś złym – skłamała Płoszka.

      – Może i nie. Ale w ślad za prawem podążają podatki, jak wóz za osłem.

      – Za podatkami rzeczywiście nie przepadam.

      – To tylko bardziej elegancka forma kradzieży, czyż nie? Wolałbym, żeby uczciwie mnie obrabował zamaskowany bandyta ze sztyletem, a nie jakiś blady drań z piórem i papierami.

      – No nie wiem – odparła Płoszka. Żadna z osób, które obrabowała, nie wydawała się zachwycona tym doświadczeniem, a niektórym wyjątkowo nie przypadło to do gustu. Wsypała monety z powrotem do woreczka i mocno zaciągnęła sznurki.

      – Rachunek się zgadza? – spytał Clay. – Czy czegoś brakuje?

      – Tym razem nie. Ale i tak będę cię miała na oku.

      Kupiec się wyszczerzył.

      – Niczego innego się nie spodziewam.

      Wybrała kilka rzeczy, których potrzebowali – sól, ocet, trochę cukru, który pojawiał się w sklepie tylko od czasu do czasu, kawałek suszonej wołowiny, pół worka gwoździ, co sprowokowało Claya do przewidywalnego żartu, że Płoszka pewnie żywi się gwoździami, skoro jest taka ostra, co sprowokowało Płoszkę do przewidywalnego żartu, że przybije mu tymi gwoździami jaja do nogi, co z kolei sprowokowało Owcę do przewidywalnego żartu, że jaja Claya są zbyt małe, żeby je przygwoździć. Wszyscy zaśmiali się ze swojego ciętego dowcipu.

      Rozentuzjazmowana Płoszka omal nie kupiła nowej koszuli dla Pestki – na co nie było ich stać, pomimo niskiej ceny – ale Owca w porę poklepał ją po ramieniu dłonią w rękawiczce i zamiast tego kupiła igły i nitkę, dzięki którym mogła sama uszyć chłopakowi koszulę ze starego ubrania Owcy. Pestka był tak chudy, że materiału zapewne wystarczyłoby na pięć koszul. Clay powiedział, że ma igły nowego typu, wytwarzane w Adui za pomocą specjalnej prasy, która jednorazowo