po co Europejczycy wyruszali na poszukiwania nowych lądów?
W szkole mówiono nam, że to była era „wielkich odkrywców”.
Ale oni nawet nie wysunęliby czubka buta za próg swojego domu, gdyby nie chodziło o pieniądze.
Wcale nie wyruszali w podróż ze szlachetnych pobudek poznawania świata, odkrywania, chęci przeżycia ciekawych przygód ani zebrania nowych doświadczeń.
Płynęli po to, żeby nakraść. I nikt tego nie ukrywał.
Wyprawy organizowano tylko do takich miejsc, gdzie na pewno widziano tubylców ze złotem, szlachetnymi kamieniami albo innymi równie kosztownymi rzeczami – takimi jak choćby przyprawy, które były wtedy bardzo drogie. Niezwykle poszukiwanym celem wypraw były Drzewa Cynamonowe, ale nie dlatego, że są wyjątkowo piękne i ktoś chciałby je choćby raz w życiu zobaczyć. Chodziło o to, żeby zrabować cynamon i sprzedać go za wielkie pieniądze w Europie.
Epoka „wielkich odkryć geograficznych” była w gruncie rzeczy wielkim światowym kryminałem. Europejczycy wsiadali na statki sponsorowane przez władców, a w zamian mieli im przywieźć złoto, bogactwa, przyprawy oraz nowe ziemie, które były na siłę przyłączane do europejskich państw.
Przy okazji szukano nowych dróg i rysowano mapy, żeby łatwiej było wrócić po następne zrabowane kosztowności.
Nic nie było ważne oprócz pieniędzy.
Jeśli tubylcy usiłowali bronić swojej ziemi, byli zabijani tysiącami.
Czy wiesz, że Europejczycy zabili mniej więcej 80% ludzi, których napadli na różnych kontynentach?
W Ameryce Północnej mieszkało kiedyś 60 milionów Indian. Niektórzy na Wielkich Preriach, inni w górach albo na wybrzeżu. Mieli swoje obyczaje, plemiona, religie, mieli swoją ziemię i wydawało się, że mają przyszłość.
Europejczycy zabili albo doprowadzili do śmierci 55 milionów Indian. Wyobrażasz sobie?
Strzelali do nich, więzili, zmuszali do niewolniczej pracy, celowo zarażali chorobami.
Tak samo było w Ameryce Południowej.
Tak samo było w Australii.
Tak samo było w Afryce.
Europejczycy mieli zbroje, strzelby, statki i armaty. Mieli narzędzia do zabijania.
Czy myślisz, że fakt posiadania narzędzi do zabijania daje im prawo do narzucania innym ludziom swojej woli? Do zabierania im ziemi, zmuszania do zmiany religii, rabowania kosztownych przedmiotów?
To jest tak samo, jakby teraz na polskim polu wylądował statek kosmiczny, z którego wysiadają Marsjanie – przepraszam Marsjan za to porównanie, ale używam tego słowa tylko symbolicznie na określenie kosmity – wyjmują najnowsze, nieznane jeszcze na ziemi laserowe colty i mówią:
– Polacy! Przybyliśmy tu, żeby was ocalić. Wasze dotychczasowe życie było złe i nie prowadziło do niczego dobrego. Poddajcie się nam. Przyjmijcie naszą kosmiczną wiarę. Oddajcie nam waszego premiera. Wyrzeknijcie się prezydenta. Od dzisiaj my będziemy tu rządzić.
Czy znasz choćby jedną osobę, która chciałaby się na to zgodzić?
Ja nie znam.
A ponieważ nie chcielibyśmy wyrazić zgody dobrowolnie, kosmici wyjęliby swoje maksymalistyczne colty i zabiliby 80% Polaków.
A potem twoje dzieci poszłyby do szkoły i uczyłyby się na lekcjach historii o „epoce wielkich odkryć kosmicznych”, podczas której dzielni Marsjanie znaleźli drogę do planety Ziemia, wylądowali na polskim polu i nawiązali kontakt z prymitywnymi tubylcami, którzy nigdy wcześniej nie widzieli latającego spodka ani laserowych rewolwerów. Na skutek epoki wielkich odkryć kosmicznych Polska została kosmiwangelizowana, co przyczyniło się do jej szybkiego rozwoju.
Co byś sobie pomyślał?
Marsjanie będą przysięgać, że kosmiwangelizacja Polski jest konieczna i że to jest jedyny sposób, żeby uratować nasz kraj przed upadkiem, rozwiązłością i szatanem.
Widzisz to co ja?
Nigdy nie pokazano nam drugiej strony.
Wszyscy zawsze się upierają, że dwa plus dwa równa się cztery, a wielka epoka odkryć geograficznych przyczyniła się do rozwoju handlu i wiedzy o świecie.
Nikt nam nigdy nie powiedział, że powinniśmy właściwie przeprosić za zło, jakie wyrządziliśmy innym narodom, i że powinniśmy szukać innej, bardziej szlachetnej, etycznej drogi do szczęścia.
Bo tylko ten, kto kieruje się dobrą, uczciwą, szczerą intencją, ma szansę dotrzeć do celu.
Wszyscy inni będą wiecznie błądzić.
Rozdział 5
Pamiętam pierwszy raz kiedy leciałam samolotem. Miałam chyba siedem lat. Mój tata zabrał mnie na wycieczkę do zoo. Polecieliśmy z Koszalina do Poznania samolotem.
Siedziałam przy okrągłym oknie i patrzyłam w dół. Ale tam nic nie było. Tylko chmury jak biały ocean. Patrzyłam więc na ściany, na fotele, dziwiłam się, że w tym samolocie jest tak głośno, a potem znów wróciłam do okna.
– Tatusiu, patrz! – zawołałam. – Tam są takie dwie małe kałuże!
– To nie są kałuże! – roześmiał się mój tata. – To są dwa duże jeziora.
Zmarszczyłam brwi.
Ale zaraz.
Jak mała kałuża może być dużym jeziorem?
To chyba niemożliwe, prawda?
Tak samo jak wielki mróz nie może być wielkim upałem. Albo szary rekin nie może być różowym delfinem. Ani mama nie może być tatą. Tak samo jak tata nie może być mamą, bo oni są dwiema różnymi osobami i nie mogą zamienić się skórami.
No to jak mała kałuża może być dużym jeziorem?
Siedziałam i głowiłam się nad tym. I musiałam w końcu zaakceptować pewien zdumiewający fakt.
Jeśli mała kałuża może być jednocześnie dużym jeziorem, to znaczy, że właściwie nie istnieje możliwość stwierdzenia na pewno czym jest w rzeczywistości to, co mi się czymś wydaje.
I wiesz dlaczego to piszę?
Bo to jest jedna z najbardziej charakterystycznych cech naszej współczesnej, zachodniej cywilizacji.
Nie wiadomo co jest czym.
Nie ma jasnego oznakowania prawdy i fałszu, bo wszyscy już dawno stracili nad tym kontrolę. To właśnie stąd bierze się poczucie chaosu i stres, który na co dzień towarzyszy ludziom w naszej części świata, mieszając im w myślach i odbierając resztki wrażenia, że życie ma jakiś sens.
Nie masz gwarancji, że banknot, jaki bierzesz do ręki, jest prawdziwy.
Nie wiesz czy bank, gdzie złożyłeś oszczędności życia, będzie istniał za tydzień.
Nie wiesz czy minister mówi prawdę kiedy zapewnia, że używa służbowego samochodu tylko do celów służbowych.
Nie wiesz czy ksiądz, któremu się spowiadasz, nie ogląda wieczorami filmów z dziecięcą pornografią.
Nie wiesz czy umowa w kasie pożyczkowej, którą dostajesz do podpisania jest uczciwa, i czy przypadkiem nie zmusi cię do spłacenia długu z 1000% odsetkami.
Nie wiesz czy szynka, którą kupujesz w sklepie jest zrobiona z prawdziwego mięsa, czy z wodnego roztworu różowej,