w średnim wieku, skryta za okularami w rogowych okularach, zwróciły się na niego.
– Dzień dobry. Można by panu nauczycielowi w służbowej kwestii zadać zapytanie niecierpiące zwłoki? – spytał niezwykle uprzejmym głosem, świadom, że słuchają go dzieci, które powinny wiedzieć, że policjant na służbie jest zawsze bardzo grzeczny.
– Tak jest! – odpowiedział nauczyciel tonem ostrym i władczym. – Dzieci, siedzieć cicho i nie gadać. Za chwilkę będzie się kontynuować.
Podszedł do drzwi i za policjantem podążył na korytarz. Tam dostrzegł Pawlaka z czapką w dłoni, ale obrzucił go tylko przelotnym spojrzeniem, takim, jakim się spogląda na siedzącą na płocie kurę.
– Mogę w czymś dopomóc? Majewski jestem.
– Bielawski, starszy posterunkowy z Wysokiej. – Podali sobie dłonie. Mocny uścisk, sprężyste ruchy, nic więcej nie trzeba było tłumaczyć. Weterani potrafili wyczuwać się nawzajem na odległość.
– To jest coś, co znaleziono na miejscu przestępstwa, znaczy się kradzieży rabunkowej świni. – Policjant wyciągnął z kieszeni czerwoną chusteczkę. – I pomyślałem, że jeśli kto może wiedzieć, do kogo ta chusteczka należy, to już na pewno dzieciaki, bo one wszystko widzą.
Nauczyciel wziął do ręki chustkę, przyjrzał się jej dokładnie, a potem powąchał.
– Czuć tytoń, znaczy męska – stwierdził z miną znawcy. – Ma pan całkowitą rację. Jeśli ktoś wie, to na pewno dzieci. One są niesłychanie spostrzegawcze. Jak się pan chce czegoś dowiedzieć, to wystarczy je zapytać. Powiedzą wszystko. Za mną! – Odwrócił się i poszedł do klasy. Zatrzymał się przy biurku, a policjant obok niego.
– To jest właśnie pan starszy posterunkowy z Wysokiej. Co robi policja?
– Policja pilnuje porządku i dba o bezpieczeństwo – odpowiedziała zgodnym chórem i bez zastanowienia cała klasa.
– Bardzo dobrze. A to jest chustka, którą ktoś zgubił, i pan policjant chce ją oddać właścicielowi. Kto z was wie, czy kto ma taką chustkę i teraz jej szuka?
Dwie ręce szybko podniosły się ku górze. Nauczyciel wskazał dziewczynkę z warkoczykami. Ta wstała zadowolona, że może pochwalić się swoją wiedzą.
– Kleszczyński ma taką chusteczkę, bo widziałam.
– Każdy widział – nie wytrzymał chłopak, którego nauczyciel nie wybrał.
– Skurwysyn pierdolony! – zawołał od drzwi okradziony Pawlak.
15 kwietnia
Godzina 8.20 rano
– To co, zeznanie podpiszecie? – zapytał starszy posterunkowy Bielawski zatrzymanego wczoraj mężczyznę.
– Mogę podpisać. – Aresztant skinął usłużnie głową i pociągnął nosem. Najwyraźniej miał katar.
Policjant podkręcił lekko wąsa. Był bardziej niż zadowolony. W ciągu kilku godzin udało mu się rozwiązać zagadkę tajemniczej kradzieży świni i do tego ująć przestępcę, a wszystko to dzięki własnej przenikliwości.
– To siadajcie se. – Wskazał na stojące przed biurkiem krzesło.
– Ja, za przeproszeniem, bym nie chciał. – Zatrzymany zrobił minę człowieka cierpiącego, więc policjant wzruszył tylko ramionami. Rozumiał, że na obitej dupie ciężko się siedzi. No ale ten tu obwieś, który dzisiejszą noc spędził zamknięty w piwnicy komisariatu, sam był sobie winien. Gdyby był bardziej pomocny, to nic by go nie bolało i dziś nie musiałby narzekać na obolały tyłek.
Bielawski otworzył swój brudnopis, w którym trzymał przygotowaną kartkę z przepisanym na czysto przyznaniem się do winy. Rozłożył pismo na biurku i już chciał zamknąć brulion, gdy jego spojrzenie padło na pięknie wykaligrafowaną notatkę dotyczącą zaleceń przeprowadzania rewizji.
Rewizję domową przeprowadza policjant w zasadzie tylko na rozkaz władzy prokuratorskiej, sądowej lub uprawnionej do tego władzy administracyjno-politycznej. Jednak gdy zwłoka grozi niebezpieczeństwem zatarcia śladów, powinien policjant przeprowadzić rewizję na własną odpowiedzialność. Postępuje w myśl §§ 102 do 108 ust. o post. kar.
Po każdej rewizji policjant powinien spisać protokół i donieść przełożonej władzy, przedstawiając jednocześnie znalezione przedmioty.
Policjant przeprowadzający rewizję winien wezwać dwie osoby zaufane. Jeżeli policjant ma dane pomieszczenie zamknięte, wtedy w obecności gospodarza domowego, sąsiada, sołtysa lub inną osobę zaufaną każe przez ślusarza drzwi otworzyć.
Rewizję domową należy przeprowadzać bez przyczynienia się do jakiej przykrości danym osobom i troskliwie zwracać uwagę na przyzwoitość.
Zaledwie przed tygodniem starszy posterunkowy Bielawski przepisał do swojego kajetu zalecenia dotyczące rewizji domowej, a tu proszę, już wiedza z wytycznych przesłanych na posterunek przez komendę powiatową przydała się na służbie. Był więc z siebie bardzo zadowolony, bo prawie wszystko, co było zapisane w instrukcji w kwestii rewizji, wykonał bez zarzutu. Wezwał na świadka sołtysa Mościsk Jana Markowicza, na drugiego zaufanego świadka powołał pokrzywdzonego Pawlaka i w ten oto sposób mógł w majestacie prawa przystąpić do otwarcia pewnej piwnicy. Jedno tylko zalecenie się nie udało. Niezbyt troskliwie obszedł się z wówczas jeszcze podejrzanym, Marcinem Kleszczyńskim, bo ten zatwardziałym musiał być przestępcą, skoro pokrętnie tłumaczył, że właśnie zgubił klucz od kłódki i do sklepu wejść się za nic nie da. Nie wiedział, że ze starszym posterunkowym żartów nie ma, a policjant ma nosa i od razu widzi, jak jakiś łotr kręci. Bielawski kazał więc, żeby obaj świadkowie ściągnęli mu portki, chwycili mocno za ręce i kark, tak by tyłek był wypięty. On zaś wziął do ręki zgrabną, ale solidną witkę, którą wyciął swoim scyzorykiem z pęku wikliny rosnącej przy płocie, i dalej tą witką przemawiać do rozsądku chłopu.
Po dwóch minutach zagubiony klucz nagle się odnalazł. Gdy drzwi otwarto, policjant – jako najważniejszy w tym towarzystwie – pierwszy wszedł do piwniczki po kilku schodkach. W zasadzie to nawet nie musiał wchodzić. Zapach świeżo zaszlachtowanego wieprzka był tak charakterystyczny, że trudno go było pomylić z czymkolwiek innym. Świnia leżała w korycie, zabita zapewne pchnięciem bagnetu pod lewą przednią nogą, wprost w serce. Śladów krwi nie było, więc to oznaczało, że zabito ją w innym miejscu i tam krew upuszczono, by wykorzystać na kaszanki i salcesony. Ale kwestia krwi nie zaprzątała głowy policjantowi. To była sprawa całkowicie drugorzędna. Najważniejsze było, że udało mu się pochwycić sprawcę i odzyskać świnię niemal nienaruszoną.
– Moja świnia! – zawołał uradowany Pawlak, który wcisnął się do piwnicy zaraz za policjantem.
– Nie zdążył jej jeszcze przerobić na kiełbasy, pierdolony! – zauważył trzeźwo sołtys Markowicz, który trochę posmutniał na ten widok. Wieprzek nieprzerobiony oznaczał, że nie będzie z czego pobrać choć części wyrobów jako zadośćuczynienia za pomoc w przesłuchaniu złodzieja. A taką miał ochotę na świeżą białą kiełbasę.
Wysoka, dnia 15 kwietnia 1922 r.
Doprowadzony do biura Posterunku Pol. Państw. Wysoka w charakterze obwinionego oświadcza:
Do osoby:
Marcin Kleszczyński, robotnik zamieszkały w Mościskach powiat wyrzyski, urodzony dnia 22 maja 1888 r. w Wroniawach powiat szamotulski, syn rodziców Andrzeja i Anny z domu Słaboszewska, religii rzymskokatolickiej, żonaty, 5 dzieci, służył w wojsku, 46 pułk piechoty w Poznaniu od 1908 do 1910 r., rzekomo nie karany, żadnego majątku nie posiada.
Do