Lucinda Riley

Dom orchidei


Скачать книгу

nie będę musiał używać głównego wejścia. Mój nowy dom to nędzna chata z wilgocią i bez centralnego ogrzewania. – Uśmiechnął się. – Ale to lepsze niż nic i zamierzam ją wyremontować. Myślę, że kiedy skończę, będzie tam całkiem przytulnie.

      – To właśnie tam mieszkali moi dziadkowie i tam przyszła na świat moja mama – rzuciła Julia. – Nigdy nie czułam tam wilgoci. Nie uważałam też, że to jest nędzna chata, ale pewnie tak było.

      – No jasne! – Kit oblał się rumieńcem. – Chryste, to nie było taktowne z mojej strony. Wybacz mi. Prawdę mówiąc, zależało mi na tym, by zachować te czworaki, ponieważ uważam, że to wyjątkowo piękne miejsce. Naprawdę – podkreślił. – Nie mogę się doczekać, kiedy tam zamieszkam. Mam nadzieję, że gdy odremontuję resztę stodół i pomieszczeń, będę mógł je wynająć i jeszcze na tym zarobię.

      – Nie masz innego mieszkania?

      – Podobnie jak ty długo przebywałem za granicą. Jakoś nigdy nie miałem czasu pomyśleć o prawdziwym domu… – Przerwał i spojrzał przez okno. – Zresztą wspomnienia związane z tym miejscem nie należą do najprzyjemniejszych. W dzieciństwie spędzałem tu dość kiepskie wakacje.

      – Ja kochałam Wharton Park.

      – Cóż, to piękna stara posiadłość w niezwykłej okolicy – przyznał powściągliwie Kit.

      Julia przyjrzała mu się uważnie. Mimo mocnej opalenizny wydawał się wymizerowany i zmęczony. Nie wiedząc, co powiedzieć, odparła:

      – W takim razie mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy w swoim nowym domu. Lepiej już pójdę.

      – Ja chyba też powinienem iść i zaczaić się na tyłach sali aukcyjnej.

      Szli obok siebie, mijając kolejne zaciemnione pokoje i kierując się w stronę holu.

      – A zatem – zaczął przyjacielsko Kit – gdzie teraz mieszkasz? Założę się, że w jakimś ogromnym apartamencie z widokiem na Central Park.

      – Wręcz przeciwnie. Mieszkam w Blakeney, w małej wilgotnej chacie, którą kupiłam przed laty, kiedy wszyscy powtarzali, że powinnam zainwestować w nieruchomości. Przez ostatnie osiem lat wynajmowałam ją letnikom.

      – Na pewno masz jeszcze inny dom. – Mówiąc to, zmarszczył czoło. – Sławy takie jak ty nie pojawiają się na stronach ilustrowanych magazynów, siedząc w wilgotnych chatach w północnym Norfolku.

      – Ja nie pojawiam się w ilustrowanych magazynach – odcięła się Julia – i to… długa historia – dodała, widząc, że zbliżają się do głównego holu. Nagle poczuła, że musi zadać Kitowi jeszcze jedno pytanie. – Czy nadal są tu szklarnie?

      – Nie wiem – odparł, wzruszając ramionami. – Prawdę mówiąc, nie byłem jeszcze w ogrodzie. Ostatnio miałem tu sporo roboty.

      Kiedy weszli do holu, Julia dostrzegła zniecierpliwioną Alicię, która trzymając donicę, czekała przy wejściu.

      – Tu jesteś, Kit! – zagadnęła potężna kobieta z kasztanowymi włosami i ciemnobrązowymi oczami. – Gdzieś ty się podziewał? Licytator chce pilnie porozmawiać z tobą na temat wazonu. Jego zdaniem może pochodzić z okresu panowania dynastii Ming czy coś w tym rodzaju. Uważa, że powinieneś wycofać go z aukcji i oddać do Sotheby’s na wycenę.

      Julia dostrzegła rozdrażnienie malujące się na twarzy Kita.

      – Julio, poznaj Bellę Harper, moją siostrę.

      Bella zmierzyła Julię od stóp do głów bez większego zainteresowania.

      – Cześć – rzuciła z roztargnieniem i ostentacyjnie wzięła Kita pod rękę. – Musisz natychmiast porozmawiać z licytatorem – powtórzyła stanowczo i pociągnęła go w głąb holu.

      Kit – wyraźnie zmieszany – odwrócił się na chwilę i posłał Julii przelotny uśmiech.

      – Miło było cię spotkać – zawołał i chwilę później zniknął za drzwiami.

      Julia przecięła hol i podeszła do Alicii, która spoglądała za odchodzącym rodzeństwem.

      – Skąd ją znasz? – spytała zaintrygowana.

      – Kogo? – rzuciła Julia, gdy niosąc donicę, zeszły ze schodów i ruszyły w stronę samochodu.

      – Upiorną Bellę Harper. Widziałam, jak chwilę temu z nią rozmawiałaś.

      – Nie znam jej. Znam jej brata Kita.

      Kiedy dotarły do samochodu, Alicia otworzyła bagażnik i schowała w nim urodzinowy prezent dla ojca.

      – Masz na myśli lorda Christophera Whartona, dziedzica tego wszystkiego?

      – Tak, chyba tak to właśnie wygląda – zgodziła się Julia. – Poznaliśmy się dawno temu w tym domu, a dziś wpadliśmy na siebie przypadkiem.

      – Jesteś niezwykle tajemnicza, Julio. Nigdy nie mówiłaś, że go poznałaś. – Alicia zmarszczyła brwi, otuliła donicę w stary płaszcz przeciwdeszczowy i położyła na boku. – Miejmy nadzieję, że dowieziemy ją do domu – rzuciła, zatrzaskując bagażnik. Chwilę później obie wsiadły do samochodu i Alicia włączyła silnik.

      – Może wpadniemy do pubu na kanapkę i czegoś się napijemy? – spytała. – Opowiesz mi, jak poznałaś uroczego lorda Kita. Mam nadzieję, że jest bardziej sympatyczny od swojej siostry. Spotkałam ją kilka razy na lokalnych przyjęciach i mam wrażenie, że wciąż traktuje mnie jak wnuczkę ogrodnika. Dzięki Bogu, że męski potomek dziedziczy tytuł. Gdyby Bella była mężczyzną, jeszcze bardziej zadzierałaby nosa!

      – Nie… chyba rzeczywiście nie są do siebie podobni – rzuciła w zamyśleniu Julia. Zaraz potem spojrzała na siostrę. – Dzięki za propozycję, ale jeśli nie masz nic przeciwko, wolałabym wrócić do domu.

      Alicia dostrzegła w jej oczach zmęczenie.

      – W porządku – odparła – ale w drodze powrotnej wpadniemy do sklepu. Muszę kupić ci coś do jedzenia.

      Julia nie protestowała; była zbyt słaba, by się kłócić.

      *

      Julia siedziała na sofie, podczas gdy Alicia rozpaliła w kominku i rozpakowała zakupy, które zrobiła w pobliskim sklepie. Choć raz Julia nie miała nic przeciwko temu, że ktoś się nią zajmuje. Wycieczka – pierwsza od wielu tygodni – zmęczyła ją. A przyjazd do Wharton Park i spotkanie z Kitem poruszyły ją i zaniepokoiły.

      Alicia wróciła z kuchni z tacą, którą postawiła przed siostrą.

      – Ugotowałam zupę. Zjedz trochę. – Chwilę później wzięła do rąk brązową kopertę, którą Julia zostawiła na stole.

      – Mogę? – spytała.

      – Jasne.

      Alicia wyciągnęła obrazki, rozłożyła je na stole i spojrzała na nie.

      – Są urocze – przyznała. – Idealny prezent dla taty. Oprawisz je?

      – Tak, jeśli zdążę.

      – Wpadniesz do nas w przyszłą niedzielę na urodzinowy lunch, prawda? – spytała Alicia.

      Julia niechętnie pokiwała głową i wzięła do ręki łyżkę.

      – Kochanie, rozumiem, że to niełatwe. Wiem, że duże rodzinne spotkania są ostatnią rzeczą, na jaką masz teraz ochotę, ale wszyscy chcą cię zobaczyć. Zresztą tata byłby niepocieszony, gdybyś się nie pojawiła.

      – Przyjadę. Oczywiście, że przyjadę.

      – To