Max Czornyj

Zjawa


Скачать книгу

nie. Mam jednak wieści, że informatycy opracowali już twarz tej kobiety. Mają taki wizerunek, jaki mogłaby z powodzeniem wstawić do albumu rodzinnego. Albo na profilówkę na Facebooku.

      Haler z uznaniem skinęła głową. Powiodła wzrokiem po szeregu komputerów i sprzętów elektronicznych. W głębi pracowni kilku informatyków, nie odrywając wzroku od monitorów, wstukiwało kolejne komendy. Podkomisarz zaciągnęła się zapachem rozgrzanego plastiku i kurzu rozwiewanego przez wentylatory. Kątem oka spostrzegła, że Brzeski ze strapioną miną lustruje zdjęcie. Nie widział go wcześniej i coś wyraźnie przykuło jego uwagę.

      – Co to jest, do cholery? – zapytał, gdy poczuł na sobie spojrzenie Haler. – Nic mi nie mówiłaś o jakichś znaczkach…

      Tamara obróciła się i spojrzała mu przez ramię. Laborantka również się nachyliła, ciekawa, co dostrzegł aspirant.

      – A! Właśnie o tym mówiłam. – Jej twarz rozpromienił uśmiech satysfakcji. – Po tym, jak zdjęliśmy krwawe zabrudzenia, ukazało się coś takiego. Zostało narysowane cienkopisem, zleciłam badanie składu tuszu.

      Haler zmrużyła oczy. Na odwrocie zdjęcia, nieco ponad wydrukowaną datą, znajdował się niewielki napis bądź obrazek. Niecierpliwie wzięła zdjęcie od Brzeskiego i przyjrzała mu się z bliższej odległości.

      – Przypomina litery DIC – szepnęła.

      – Też tak pomyślałem – zgodził się aspirant. - Ale ten napis mi nic nie mówi.

      – Tyle że literę „I” zapisano w poziomie. Poza tym „C” jest zbyt mocno wygięte. A przecież sprawca nie musiał się śpieszyć ani być niedbałym przy pisaniu trzech liter. – Haler przygryzła wargę. – Chyba że wciąż niosła go furia. Nie potrafił opanować drżenia rąk.

      Laborantka uniosła dłonie w geście „nie wiem i nie chcę o tym wiedzieć”. Sięgnęła do biurka. Po chwili podsunęła Haler krótki, zwięzły protokół.

      – Mam potwierdzić odbiór odbitki fotografii wchodzącej w skład materiału dowodowego? – Podkomisarz łypnęła na kartkę i z niechęcią oddała zdjęcie Brzeskiemu. – Nie szkoda wam na to drzew?

      – Niestety, nie my wymyślamy procedury…

      – I tak dziękuję za zaangażowanie i pośpiech.

      Tamara podpisała się, po czym się pożegnała. Brzeski uśmiechnął się do laborantki na pożegnanie i przyjacielsko ucałował ją w policzek. Haler udała, że tego nie widzi. Na powrót zajęła się studiowaniem fotografii.

      – Jakieś nowe domysły? – zapytał, gdy wyszli z pracowni.

      Podkomisarz zadumała się. Pokręciła głową.

      – Mam tylko jeden paskudny wniosek.

      – To znaczy?

      – Taki, że jakiś drań chce wciągnąć nas w swoją chorą grę. A my nie możemy na to zbyt wiele poradzić…

      16

      – DIC to zapis chlorowodorku diizopropylo-2-chloroetyloaminy czy jakoś tak. Nienawidziłam chemii. Znajduje się w wykazie towarów o znaczeniu strategicznym jako substancja mogąca służyć do wyrobu materiałów wybuchowych. Tyle że nie mam pojęcia, czy to dobry trop. Po jaką cholerę ktoś miałby to zapisywać? Podpowiada nam, że chce dokonać jakiegoś zamachu? Zabójstwo dziecka nie miało podłoża terrorystycznego. Przynajmniej nic na to nie wskazuje. Terroryści zawsze działają tak, by o nich usłyszano. Tymczasem w tym wypadku mordercy zdaje się nie zależeć na rozgłosie. Nie opublikował żadnego manifestu, nie skontaktował się z prasą, a jedyną wiadomość zostawił schowaną w brzuchu chłopca. To jednak jest dla nas szczególnie istotne. No i to, że zwabił nas do kamienicy, puszczając na cały regulator tę cholerną płytę z nagranym płaczem…

      Haler oparła się łokciem o zagłówek łóżka, na którym leżał Deryło. Komisarz był gładko ogolony, a na jego twarzy zostały smugi kremu nawilżającego. Tamara chciała go wytrzeć, lecz coś ją powstrzymywało. Czuła się dziwnie niezręcznie.

      Przeniosła wzrok na obraz, a następnie w stronę okna. Roletę opuszczono do wysokości trzech czwartych. Na dworze robiło się już ciemnawo, lecz nie zapalono jeszcze latarni.

      – Pierwotnie dopuszczałam możliwość, że to sprawka jakiegoś cholernego zwyrodniałego ojca. Faceta, któremu odwaliło i wściekł się na syna za to, że ten za głośno płakał lub którego pierwszym słowem było „mama”. Ale nie. Zdjęcie jednoznacznie wskazuje, że sprawca miał inną motywację i przygotował się do zabójstwa. Wziął ze sobą aparat i odtwarzacz. Obmyślił wiadomość do nas, a przede wszystkim – najprawdopodobniej włożył kombinezon, przez co nie zostawił praktycznie żadnych śladów.

      Tamara ponownie spojrzała na Deryłę. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Mimo to miała wrażenie, że komisarz zaczął szybciej oddychać. Zerknęła na ekran aparatury, do której był podłączony, i zauważyła lekki skok niektórych parametrów.

      – Słyszysz mnie? – Nachyliła się nad łóżkiem. Chciała złapać Deryłę za dłoń, lecz ta była schowana pod kołdrą. – Eryk?

      Nic.

      Pojedyncza fala wzrostowa znów opadła i zrównała się z dawnym wykresem.

      Haler westchnęła. Wyprostowała się i spuściła głowę. Lekarze utrzymywali, że istnieje możliwość, że w pewnych momentach Deryło słyszy, choć znacznie bardziej prawdopodobne było, że jedynie śni. Obecny stan rozwoju nauki nie pozwalał na pewność w tej kwestii. Jednak liczne badania wskazywały, że mówienie do osób pogrążonych w śpiączce może wpływać korzystnie na ich stan.

      Może.

      Nie musi.

      Z pewnością jednak nie szkodzi.

      Poza tym, mówiąc, Haler porządkowała swoje myśli. Jej umysł pracował jak komputer i jak komputer potrzebowała defragmentacji dysku.

      – DIC to również skrót od disseminated intravascular coagulation – wyrecytowała. – Po polsku to zespół rozsianego wykrzepiania wewnątrznaczyniowego, którego najczęstszą przyczyną są powikłania położnicze. To łączy nas z niemowlęciem, lecz też mnie nie przekonuje.

      Na monitorze nie pojawiły się żadne odchylenia.

      – Do tego ta cholerna litera „I”. Po co sprawca miałby pisać ją w poziomie? Pomyślałam, że być może obrócił zdjęcie, ale to naciągane… Jest zbyt zorganizowany. Zbyt dobrze opracował kolejne kroki, żeby zrobić coś przez przypadek.

      Na korytarzu rozległ się dźwięk kroków kilku osób. Po chwili za drzwiami sali, chichocząc, przeszły trzy pielęgniarki. Haler odwróciła się do Deryły.

      – Cholera, lekarze chyba nie pochwalaliby tego, o czym ci mówię. Powinnam ci opowiadać o czymś przyjemnym. Jak myślisz? Choć obawiam się, że czytając bajki, mogłabym cię tylko wnerwić. Może włączę ci telewizor? Zobaczmy, która godzina, czy zaraz będzie jakiś dziennik…

      Tamara sięgnęła do kieszeni i wyjęła telefon. Wchodząc na salę przed kwadransem, wyciszyła go. Na ekranie mrugały ikonki trzech nieodebranych połączeń oraz esemesa.

      – Cholera…

      Wiadomość wysłał Brzeski. Była wyjątkowo lakoniczna.

      „Chyba na coś wpadłem. Lepiej przyjedź”.

      17

      Brzeski wskazał na stojącą na biurku pękatą szklankę. Haler zmrużyła oczy i przeniosła wzrok na aspiranta. Przez moment coś świtało jej w głowie, lecz po chwili myśl umknęła.

      –