Max Czornyj

Zjawa


Скачать книгу

formalne były jednak jasne. Dlatego tytaniczna pracowitość i życzliwość Gawińskiego dla współpracownicy komisarza Deryły miały pierwszoplanowe znaczenie.

      Tej nocy doktor też zjawił się w pracy tuż przed północą. Pośpiesznie przejrzał raporty, a kiedy trafił na adnotację Haler, cicho westchnął. Przejrzał postanowienie o przeprowadzeniu autopsji, protokół oględzin zwłok na miejscu ich znalezienia oraz protokół oględzin tego miejsca.

      Niemowlę…

      Takie sekcje stanowiły zmorę nawet tych lekarzy, którzy zdawali się całkowicie pozbawieni emocji. Poronione, wykształcone płody, noworodki, kilkutygodniowe czy kilkumiesięczne dzieci… Ten obraz zawsze wbijał się w umysł. Wywoływał bunt przeciwko losowi, który najpierw tchnął w te ciała życie, by zaraz je go pozbawić.

      Gawiński przeszedł do chłodni, po czym przetransportował zawinięte w worek zwłoki do sali sekcyjnej. Przynajmniej w tym przypadku nie miał problemu z ich przeniesieniem na stół.

      Gdy zobaczył drobne zmasakrowane ciało, przebiegł go nieprzyjemny dreszcz. Pokręcił głową i bezgłośnie zaklął.

      – Co się dzieje z tym cholernym światem…

      Ze względu na porę Gawiński rzadko kiedy korzystał z pomocy asystentów. Włączył dyktafon, upewnił się, że wszystkie narzędzia są w zasięgu jego wzroku, po czym przystąpił do sekcji.

      W pierwszej kolejności należało dokonać oględzin zewnętrznych. Po kilku minutach doktor sięgnął po metalowy wąż i odkręcił wodę. Starannie obmył zwłoki dziecka z krwi oraz resztek tkanki. Dzięki temu zyskał pewność, że znajduje się przed nim około dziewięciotygodniowy chłopczyk.

      Przez kolejny kwadrans szczegółowo opisywał kolejne zmiany urazowe. Złamanie kości ciemieniowej lewej, złamanie grzbietowej części panewki prawego stawu skroniowo-żuchwowego, złamanie kości skroniowej prawej…

      Rozerwanie opony twardej mózgu w rzucie sklepistości lewej półkuli…

      Rozerwanie opon miękkich i powierzchni mózgu zlokalizowanych na podstawie lewej półkuli mózgu, oderwania konarów mózgu od mostu, rozerwania błony szczytowo-potylicznej w jej części tylnej…

      Na chwilę przerwał. Głęboko zaczerpnął powietrza i zerknął na zawieszony na ścianie elektroniczny zegar. Zielone cyfry wskazywały czterdzieści trzy minuty po północy.

      Lekarz odgiął do tyłu ramiona, napinając mięśnie karku. Przez chwilę pozostawał w tej pozycji, wreszcie rozluźnił się i z powrotem nachylił nad stołem.

      Przystąpił do oględzin wewnętrznych. Otworzył czaszkę, wyjął resztki mózgowia i, swoim zwyczajem, pozostawił je do dalszej sekcji. Niektórzy lekarze wykonywali ją natychmiast, lecz on od lat działał zgodnie z opracowanym przez siebie rytmem. Odpreparował powłoki szyjne i klatki piersiowej, szczegółowo opisując kolejne obrażenia.

      Następnie skupił się na rozerwanych powłokach skórnych podbrzusza. Wyglądały, jakby zabójca, wieńcząc makabryczne dzieło, rozorał je płaskim ostrym narzędziem. Cięcie nie było głębokie, ale wystarczyło, aby naruszyć otrzewną. Poza tym…

      Podczas sekcji poprzez nacięcie właśnie w tym momencie dostawało się do miednicy oraz przeprowadzało badanie narządów rodnych. Dosłownie wywracało się mosznę na lewą stronę. Jednak tym razem coś przykuło uwagę Gawińskiego wcześniej.

      Krawędzie rany były nienaturalnie rozwarte…

      Mrużąc oczy, otworzył jamę brzuszną chłopca. To, co zobaczył w środku, sprawiło, że znów bezgłośnie przeklął.

      Delikatnie obrócił reflektor lampy, tak by światło padało między jego głową i ramieniem. Sięgnął po specjalne klamry, którymi poszerzył nacięcie. Przez kilkanaście sekund wodził dłonią między organami wewnętrznymi chłopca. Powinien je teraz oddzielić i zbadać każdy z nich, lecz najpierw zrobił coś innego.

      Po chwili wyciągnął z trzewi niemowlaka niewielkie zawiniątko. Uniósł je delikatnie stalowymi szczypcami.

      – Ja pieprzę. – Tym razem zaklął na głos. – Ja pieprzę!

      12

      Brzeski również nie mógł spać. Mimo że nie wszedł do pomieszczenia, w którym odnaleziono zwłoki dziecka, popełnił błąd i wieczorem przejrzał wykonane na miejscu zdjęcia. Krwawe smugi na ścianach, tabliczki dowodowe ustawione przy kolejnych strzępach ciała, wreszcie fotografie zwłok – wszystko to wystarczająco pobudzało wyobraźnię.

      Jego żona Alicja przygotowała wyborną kolację. Krewetki w szałwii i sosie cytrynowym wyglądały naprawdę apetycznie. Mimo to Brzeski z trudem zmusił się do przełknięcia raptem kilku sztuk. Zdawało mu się, że mają krwisty posmak. Nie mogło temu zaradzić nawet wino z ich ulubionej mierzęcińskiej winnicy…

      – Przepraszam, żołądek mi dzisiaj szwankuje – wytłumaczył się i posprzątał naczynia.

      – Zły dzień? – Alicja dołączyła do niego w kuchni. Przytuliła się do niego i oparła głowę na jego ramieniu.

      – Najgorszy, jaki mógł być.

      – To ta sprawa dziecka? Zajmujesz się właśnie nią?

      Aspirant włożył talerz do zmywarki i uważnie spojrzał na żonę.

      – Dziecka? Pismaki już zwietrzyły krew?

      – Podobno policja odmawia komentarzy, ale…

      – Nie rozmawiajmy o tym. Po prostu o tym nie rozmawiajmy. Okej?

      Alicja pogładziła go po policzku. Brzeski wreszcie zrozumiał, skąd pochodził tajemniczy błysk w jej oczach, który dostrzegł po powrocie do domu. Mimo że z zasady nie rozmawiali o jego służbie, skąpe relacje mediów rozbudziły ciekawość Alicji.

      – Nieoficjalnie podano, że matka udusiła noworodka…

      Brzeski dosłownie nie mógł uwierzyć w przesadne zainteresowanie żony tą sprawą. Wściekała go również żądna sensacji ciekawość dziennikarzy.

      – Udusiła? – parsknął zirytowany. – Matka? Ktoś wie więcej niż my. – Ostrzegawczo uniósł palec. – Nie waż się dopytywać. Błagam, Alu, nie mówmy już o tym. Naprawdę mam dość.

      – To musiał być straszny widok… – Alicja nagle urwała. Pokręciła głową i przymknęła oczy. – Przepraszam. Nie powinnam…

      Brzeski machnął ręką. Skierował się do łazienki.

      – Nieważne.

      – Ważne. Naprawdę, nie chciałam.

      Tego wieczora, gdy zgasili światło, Alicja kilka razy powtórzyła, że bardzo go kocha. Pocałowała go na dobranoc, lecz również nie mogła zasnąć. Wierciła się przez ponad godzinę, aż wreszcie Brzeski poczuł, że znieruchomiała, a jej oddech się uspokoił.

      Sam zapadł w krótką, płytką drzemkę dopiero nad ranem. Obudził się jeszcze przed piątą i natychmiast wstał z łóżka. Zaparzył kawę i przygotował śniadanie. Organizm domagał się kalorii bez względu na podsuwane przez wyobraźnię obrazy.

      Pochłonął kilka tostów i przygotował się do wyjścia. Alicja wciąż spała snem sprawiedliwego. Jedną nogę wystawiła spod kołdry, a dłoń podłożyła pod głowę. Zadarta koszula nocna odsłoniła jej brzuch.

      Marzyli o dziecku. Brzeski czuł, że to najlepszy moment, aby został ojcem.

      Jednak wydarzenia takie jak te z poprzedniego dnia wzbudzały jego wątpliwości. Przez nie traciło się wiarę w ludzkość i w jej przyszłość. Napawały przeświadczeniem,