tonęła w przyćmionym świetle. Na małym podium młoda kobieta siedząca przy fortepianie nuciła eleganckie ballady zabarwione jazzem w stylu Diany Krall.
Juliette rzuciła okiem na kartę: najgłupsza rzecz kosztowała fortunę. Sam wybrał martini dry, a ona zdecydowała się na jakiś wymyślny koktajl na bazie wódki, soku żurawinowego i zielonej cytryny.
Atmosfera była spokojna, ale ona nie mogła się odprężyć, tak bardzo była spięta. Nagle wydało jej się, że cały budynek się rusza!
Sam zauważył jej zmieszanie.
– To bar się kręci – wyjaśnił ze śmiechem.
– Jak to?
– Bar umieszczony jest na platformie obracającej się wokół własnej osi.
– Niesamowite – odrzekła, odpowiadając uśmiechem na jego uśmiech.
Była dziewiętnasta trzy.
*
19.08
W świetle świecy zauważyła zmęczone rysy jego twarzy, niejednakowe oczy – jedno zielone, drugie niebieskie: według Kościoła znak diabła.
Mimo to był naprawdę w porządku. Gorgeous2, jak mówią Amerykanie.
Poza tym, a raczej przede wszystkim, ten jego głos, otulający i dający poczucie bezpieczeństwa.
Wzięła głęboki oddech, jej serce biło szybciej, niżby chciała.
19.11
Ona: Był pan we Francji?
On: Nie. Wie pani, jestem tylko zacofanym Amerykaninem, który nigdy nie wyjechał ze swojego kraju, nie licząc wakacji na Hawajach.
Ona: Czy pan wie, że mamy bieżącą wodę w prawie wszystkich domach mieszkalnych?
On: Niemożliwe! A co z prądem?
Ona: Wkrótce będzie także prąd.
19.12
Podobał mu się w niej brak sztuczności. Mimo ubrania w stylu working girl była naturalna. Mówiła doskonale po angielsku, z lekkim, miłym dla ucha akcentem, a kiedy się uśmiechała, jej twarz promieniała.
Patrząc na nią, czuł coś w rodzaju słabego wyładowania elektrycznego.
19.15
Ciekawe, czy zaprosiłby mnie na drinka, gdybym mu powiedziała, że jestem kelnerką?
19.20
Zauważył, że drży w swoim cienkim sweterku. Wstał więc i okrył jej ramiona marynarką.
– To niepotrzebne, zapewniam pana – powiedziała dla zasady.
Odniósł jednak wrażenie, że jej twarz mówi coś zupełnie innego.
– Odda mi pani za chwilę – podtrzymał spokojnie swoją propozycję.
A śliczna jesteś jak nie wiem co.
19.22
Dyskusja na temat mężczyzn i kobiet.
Ona: Ma pan rację, nietrudno jest podobać się mężczyznom. Wystarczy mieć długie nogi, jędrne pośladki, płaski brzuch, talię osy, seksowny uśmiech, sarnie oczy oraz jędrny i obfity biust…
On: (śmieje się).
19.25
Cisza.
Ona upija łyk koktajlu.
On obserwuje przez okno ruch uliczny i słucha pomrukiwania miasta rozciągającego się pięćdziesiąt pięter niżej. Tak dalekiego i tak bliskiego.
Kiedy przypadkiem zerknął na jej obgryzione paznokcie, natychmiast schowała je, zaciskając pięści. Rzucił jej rozbawione spojrzenie.
Nawet nie rozmawiając, prowadzili coś w rodzaju dialogu.
19.26
Powiedz mu.
Powiedz mu prawdę. Natychmiast.
Powiedz, że nie jesteś adwokatką.
19.34
Ona: Ulubiony film?
On: Ojciec chrzestny. A pani?
Ona: Kobieta z sąsiedztwa François Truffauta.
Spróbował powtórzyć nazwisko reżysera, co brzmiało mniej więcej: „Fłąsła Tłoufo” i co wywołało u niej wybuch śmiechu.
19.35
Ona: Ulubiony pisarz? Bo mój – Paul Auster.
On (niezbyt pewnie): Muszę się zastanowić…
19.40
On: Ulubiony obraz?
Ona: Sjesta van Gogha. A pański?
Zamiast odpowiedzieć, podał jej rysunek Angeli i wyjaśnił, że nigdy by się nie spotkali, gdyby nie ten mały kawałek papieru…
19.41
Dlaczego, stykając się z tysiącami osób, zakochujemy się tylko w jednej?
19.46
On: Znam pewną restaurację, która by się pani spodobała. Podają tam doskonałe hamburgery z foie gras.
Ona: Nabiera mnie pan?
On: Wcale nie, to spécialité de la maison: bułka z parmezanem, w środku kotlet pieczony na ruszcie z dodatkiem foie gras i czarnymi truflami, a do tego pani sławetne french fries.
Ona: Litości! Proszę nic więcej nie mówić! Mój żołądek ściska się z głodu.
On: Podam pani adres.
Zabiorę cię tam.
19.51
Być może jest to właściwa osoba, ale chwila nie jest właściwa.
19.52
On: Ulubione miejsce w Nowym Jorku?
Ona: Targ warzywny na Union Square jesienią, kiedy park pokryty jest różnokolorowymi liśćmi. A pańskie?
On: Dziś wieczorem tutaj z panią, w samym środku lasu drapaczy chmur błyszczących w nocy.
Ona (zachwycona, ale ostrożna): Bajeruje mnie pan…
19.55
Ona: Ostatni zapamiętany pacjent?
On: Kilka tygodni temu pewna stara Portugalka z zawałem serca. Właściwie nie była moją pacjentką. Ja tylko byłem przy jej przyjęciu do szpitala. Moi koledzy zrobili jej angioplastykę, żeby udrożnić zatkaną arterię, ale serce okazało się zbyt słabe…
Zrobił krótką pauzę, jakby na nowo przeżywał tę operację.
Ona: Udała się?
On: Nie, nie można jej było uratować. Mąż czuwał w szpitalu całymi godzinami. Był strasznie smutny. Kilka razy słyszałem, jak mruczał: Estou com saudades de tu.
Ona: To znaczy „brakuje mi ciebie”, prawda?
On: Coś w tym rodzaju. Kiedy próbowałem go pocieszyć, wyjaśnił mi, że w jego kraju używa się słowa saudade dla określenia żalu wywołanego nieobecnością kogoś, kto jest daleko lub kto odszedł. Trudno je przetłumaczyć na inne języki. To słowo wyraża niemożliwy do określenia stan duszy, jakiś ulotny, zaraźliwy smutek…
Ona: I co się z nim stało?
On: Umarł kilka dni później. Oczywiście był stary i schorowany, ale nikt nie potrafił określić jednoznacznie przyczyny jego zgonu. (Milczy przez parę