sama nie wiem, czy bardziej strachu, czy podniecenia. Zamknęłam oczy i ujrzałam twarz mężczyzny z fotografii. Mimowolnie odskoczyłam od Artura.
– Spokojnie – powiedział.
– Chodźmy już, dobrze?
– Dobrze – zgodził się niepewnie i znowu zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem.
Po raz kolejny zebrałam siły i uśmiechnęłam się. Artur, nie odrywając ode mnie oczu, przyłożył kartę do czytnika i opuściliśmy gabinet.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się wśród „normalnych” ludzi. Szłam niczym zahipnotyzowana do wyjścia.
– Poczekaj – usłyszałam.
Przystanął, mówiąc coś na ucho Leonowi. Ten kiwnął potakująco głową.
Nagle obok siebie ujrzałam muskularnego mężczyznę z trójkątną brodą. Zaczęłam nierówno oddychać. On tymczasem zwrócił się do Artura.
– Przepraszam, że znowu przeszkadzam.
Złapał się ręką za głowę.
– Co znowu? – zapytał mój towarzysz.
– Chyba wypadło mi jedno zdjęcie w gabinecie. – Był bardzo zdenerwowany. – Muszę koniecznie tam wrócić i sprawdzić. Nie wiem, czy z tobą, czy z Leonem?
Artur zrobił krok w kierunku mężczyzny i potrząsnął z niezadowoleniem głową.
– To zdjęcie? – zapytał ciszej.
Mężczyzna przytaknął.
Zamarłam. Zaczęłam coraz głośniej oddychać. Ręce mi drżały. Skrzyżowałam je na piersi.
Nie panowałam nad sobą. Oby tylko nie zauważył – powtarzałam w duchu. Spojrzałam na Artura. Niestety, penetrował wzrokiem moje ręce. Nie czaiła się już w nim podejrzliwość, ale pewność, że coś jest nie tak.
– Leon, idź z nim – nakazał, po czym zwrócił się do mnie: – My poczekamy.
Przełknęłam ślinę.
– Ale na co? – zapytałam w końcu drżącym głosem. – Po co tracić czas, chodźmy na dół – bełkotałam.
Zignorował moje słowa.
– Okej, jeżeli ty nie chcesz, to idę sama. – Wzruszyłam dygocącymi ramionami.
Pokręcił przecząco głową.
– Nigdzie nie idziesz. Pójdziemy razem.
Byłam pewna, że zaraz wszystko wyjdzie na jaw. Co prawda zawsze mogłam udawać, że nic nie widziałam. Tylko czy dałabym radę? Nie wyglądał na człowieka, którego da się łatwo oszukać. Żaden szczegół mojego zachowania nie uszedł do tej pory jego uwadze, a ja nie umiałam zbyt dobrze kłamać. Zdjęcie leżało pod fotelem. Moja bransoletka znajdowała się w odległości dwóch, może trzech centymetrów od niego. Artur widział, jak po nią sięgam. Gdy tylko wróciłam na miejsce, od razu zaczął coś podejrzewać, analizować. Nie miał pojęcia, o co chodzi, więc jego myśli zapewne tylko błądziły, nie mogąc trafić na właściwy tor.
Wyszli z gabinetu. Obaj mieli zadowolone miny, a podejrzany mężczyzna zamykał teczkę. To była ostatnia chwila, żeby coś wymyślić. Spojrzałam na Artura. Patrzył w ich kierunku. Z kieszeni marynarki wystawała mu karta chipowa. Istniała szansa, że otwierała również drzwi na dole. W mojej głowie pojawił się plan. Jeden szybki ruch po kartę – na pewno zdążę ją wyciągnąć – i ucieczka ile sił w nogach. Nie mogłam popełnić ani jednego błędu. Obejrzałam się za siebie. Zauważyłam, że pierwsze drzwi od sali VIP były uchylone. Zostawały tylko te na dole. Szybkim ruchem wyciągnęłam kartę z kieszeni Artura, o włos mijając się z jego dłonią, która próbowała mi przeszkodzić. Krzyknął tylko:
– Co ty wyprawiasz?!
Odwróciłam się błyskawicznie i zaczęłam biec, myśląc jedynie o tym, żeby karta pasowała do czytnika na dole. Po chwili przykładałam ją do niego, słysząc za sobą wzburzone głosy Waldiego i Artura. Na szczęście drzwi się otworzyły. Wpadłam do klubu i ruszyłam w stronę wyjścia. Wleciałam na ciemną salę z błyskającymi ekranami i zobaczyłam ochroniarza, który trzymał krótkofalówkę przy uchu, najwyraźniej odbierając jakąś informację. Gdy mnie zobaczył, zaczął krzyczeć do słuchawki:
– To chyba ona, mam ją!
Odwróciłam się na pięcie i wbiegłam z powrotem na główną salę. Wmieszałam się w tłum, myśląc, co jeszcze mogę zrobić. Zobaczyłam, jak Waldi, Artur i typ od zdjęcia wychodzą przez główne drzwi sali VIP. Rozejrzeli się po klubie, po czym ruszyli w kierunku wyjścia.
Nagle ujrzałam Kornela z dziwnym, świecącym kapeluszem na głowie. Był już nieźle wstawiony.
– Lenka, wow! Gdzie ty zniknęłaś?!
Złapał mnie pod ramię i pociągnął na parkiet. Nie byłam w stanie mu się wyrwać.
– Twoi koledzy chyba mnie nie zabiją, co? Jak myślisz? – bełkotał, chwiejąc się na nogach.
– Kornel, odejdź! – krzyknęłam.
Jego nakrycie głowy skutecznie przyciągało uwagę. Trzymał mnie mocno spoconymi dłońmi i tylko dzięki temu, że były mokre, zdołałam mu się po chwili wyślizgnąć. Nagle ujrzałam Waldiego. Był kilka metrów ode mnie i taksował wzrokiem parkiet. Ugięłam kolana, żeby mnie nie zauważył. Co teraz? – pomyślałam. Co, jeżeli tu jest tylko jedno wyjście? Okna na sali nie miały klamek. Zobaczyłam Jolkę i Krzyśka tańczących na środku parkietu i w tym samym momencie wpadłam na szatański plan. Podeszłam do nich skulona i pociągnęłam Jolkę za rękę.
– O, Lenka!
– Jola, chodź ze mną! – krzyknęłam jej do ucha.
– Ale dokąd?!
– Do łazienki, proszę, szybko.
Nie wiedziałam, ile mam czasu. Domyślałam się, że ścigający mnie mężczyźni mogą tam zaraz trafić. Jolka zaczęła się śmiać, ale poszła ze mną.
Wpadłam do jednej z kabin, wciągając za sobą przyjaciółkę.
– O, tak jak kiedyś, będziemy przy sobie siusiać! – bełkotała.
– Nie, Jolka, ściągaj kieckę – nakazałam.
– Lenka, co ty? – Patrzyła na mnie błędnym wzrokiem.
– Proszę, później ci wszystko wytłumaczę, teraz nie ma na to czasu.
– Okej, okej – odparła, po czym zaczęła podwijać sukienkę.
Ja w tym czasie zdjęłam moją i rzuciłam ją na Jolkę.
– Zamieniamy się? – zapytała.
– Tak.
– Okej, mogę być w tej – mamrotała. – W sumie nie chciałam nic mówić, ale od początku bardziej mi się podobała.
– To dobrze się składa – odparłam, wciągając na siebie fioletową bombkę.
Przyjaciółka w tym czasie włożyła moją sukienkę w groszki. Wyszłyśmy z kabiny.
W łazience pojawiło się tymczasem kilka dziewczyn.
– Jola, wracaj na salę – nakazałam.
– A ty? – zapytała.
– Ja zaraz przyjdę – odparłam, chcąc, żeby jak najszybciej zostawiła mnie samą. Nie miałam zamiaru w żaden sposób jej narażać.
– Dobrze, ale –