Alicja Sinicka

Oczy wilka


Скачать книгу

Wolałbym porozmawiać o tobie. Zdaje się, że od poniedziałku będziesz dla mnie pracować – powiedział tonem biznesmena.

      Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.

      – Widzę, że jesteś dobrze poinformowany – odrzekłam, ledwie wyrzucając z siebie słowa.

      – Wyłącznie w kwestiach, które są dla mnie ważne.

      Uśmiechnął się znacząco, a mnie zaschło w gardle.

      – Jakie typy opakowań tam produkujecie? – zapytałam, żeby uciec od krępującej ciszy.

      – Szczerze mówiąc, jeszcze się do końca nie wdrożyłem. To świeże przejęcie.

      – Kupiłeś kota w worku?

      – Mieliśmy porozmawiać o tobie – odpowiedział zdecydowanie.

      Znowu usłyszałam dźwięk mojego telefonu.

      Jolka.

      Odebrałam.

      – Daj mi jeszcze pięć minut – rzekłam, nie pozwalając jej dojść do głosu.

      – Ale, Lenka, co ty wyprawiasz?

      W tle słyszałam Krzyśka nakłaniającego ją do tańca. Czułam, że jest już nieźle wstawiona.

      Nagle zobaczyłam nad sobą Artura. Wykonał dłonią gest nakazujący mi podanie mu telefonu. Przez chwilę nie wiedziałam, co zrobić. Spojrzałam na niego, a on zamknął oczy, jakby mówiąc „zaufaj mi”. Przekazałam mu niepewnie słuchawkę.

      – Cześć, tu Artur Mangano. Nie martw się o Lenę. Osobiście odwiozę ją do domu. W porządku? To udanej zabawy.

      – Rozładowała ci się bateria – powiedział, oddając mi telefon. – Szkoda, że dopiero teraz.

      – Dlaczego? – zapytałam.

      – Bo nie chciałem, żeby ktokolwiek nam przeszkadzał – odparł rzeczowo. – W sumie przynajmniej dowiedziałem się, że dałaś mi jeszcze całe pięć minut. – Pokiwał z niezadowoleniem głową. – Chciałbym z tobą spędzić trochę więcej czasu… jeśli pozwolisz.

      – Sama nie wiem – odparłam, bawiąc się moją plastikową bransoletką.

      – Jesteś bardzo niezdecydowana.

      – Tak już mam. – Wzruszyłam ramionami.

      Nie mogłam się skoncentrować, gdy był blisko. Po chwili usiadł na drugim fotelu stojącym tuż obok mojego. Dzielił nas tylko niewielki okrągły stolik.

      Nie wiedziałam, czego on tak naprawdę chce, i zaczynało mnie to denerwować. Możliwe, że byłam na siebie zła za to, że tak łatwo poddawałam się jego słowom. Nagle bransoletka, którą trzymałam w dłoni, upadła na dywan i wleciała za fotel, na którym siedziałam. Schyliłam się, żeby ją podnieść.

      – Pomóc ci?

      – Nie – wykrztusiłam i momentalnie zamarłam.

      Na ziemi tuż obok plastikowego kółka fotelu znajdowała się duża fotografia przedstawiająca leżącego w zaroślach mężczyznę. Zdaje się, że był martwy. Miał szeroko otwarte usta i zamknięte oczy. Na bladej, zastygłej twarzy malowało się przerażenie. Padał na niego potężny cień osoby robiącej mu zdjęcie. Przełknęłam ślinę i biorąc do ręki bransoletkę, wróciłam na miejsce.

      – Leno, spójrz na mnie – poprosił, a raczej delikatnie nakazał.

      Chcąc nie chcąc, zerknęłam w jego kierunku i otworzyłam szerzej oczy, bo zauważyłam, że pod ciemną skórzaną kurtką na cienkich szelkach lśnił duży przedmiot. Przyjrzałam mu się dokładniej. Tak, to był pistolet. Serce podeszło mi do gardła i poczułam lekkie zawroty głowy.

      – Wszystko w porządku? – zapytał, mierząc mnie przeszywającym duszę spojrzeniem.

      Przytaknęłam, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Burzliwe myśli piętrzyły mi się w głowie. Tylko spokojnie, Lenka – powtarzałam w duchu. Przecież na pewno nie chce zrobić ci krzywdy. A co, jeżeli faktycznie w tym celu mnie tutaj zaciągnął? Przecież ja go tak naprawdę nie znam… W tym samym momencie przypomniałam sobie rozmowę z dziwnym typkiem, który mówił, że zrobił zdjęcia i pokazywał je Leonowi w gabinecie.

      Nagle zapragnęłam stamtąd uciec. Wiedziałam, że muszę to odpowiednio rozegrać, tak żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Już nie chciałam, żeby mnie odwoził. Mogłam nawet wrócić sama pieszo przez park. Później w domowym zaciszu chciałam to wszystko jakoś sobie poukładać. Powoli odwróciłam głowę w kierunku drzwi, a raczej śluzy. Sama ich na pewno nie otworzę. W gabinecie było też okno. Wyglądało bardzo solidnie.

      – Coś się stało? – dopytywał. – Jesteś niespokojna.

      – Dlaczego? Nie, nie – odpowiedziałam, wiercąc się w fotelu. – Czy to okno się otwiera?

      – Czemu pytasz?

      – Bo zrobiło mi się duszno.

      – Dziwne. – Popatrzył na mnie z ukosa. – Klimatyzacja jest sprawna.

      Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami.

      – Rzadko je otwieram, ale… – tu zrobił chwilę przerwy – dla ciebie mogę zrobić wyjątek.

      Podszedł wolnym krokiem do biurka i zdaje się, że coś przycisnął. Żeby tylko nie zobaczył tej fotografii – pomyślałam. Po chwili okno samo otworzyło się na oścież.

      – Dziękuję – wykrztusiłam, czując, jak wilgotny chłód jesiennej nocy wpada do pomieszczenia.

      – Też jest pancerne?

      – Tak – odpowiedział, wracając na swoje miejsce.

      Wzdrygnęłam się, po czym powoli wstałam i na drżących nogach podeszłam do okna. Artur natychmiast podążył za mną i oparł się o parapet, taksując mnie wzrokiem. Idiotka – pomyślałam. Nie miałam szans na ucieczkę tą drogą. Co prawda budynek nie był zbyt wysoki, jednak Artur znajdował się bardzo blisko. Na pewno zdołałby mnie powstrzymać.

      – Okej, już się przewietrzyło – stwierdził, obejmując moje ramię i delikatnie odsuwając mnie od jedynej drogi ucieczki, po czym ją zamknął.

      Zrezygnowana wróciłam na miejsce. On usiadł z powrotem w fotelu obok.

      Zamknęłam oczy, żeby opanować nerwy, po czym wyrzuciłam z siebie:

      – Artur.

      – Tak? – odparł natychmiast.

      – Mam ochotę potańczyć, chyba pójdę na dół.

      Wiedziałam, że robię z siebie kretynkę, jednak nie miałam wyboru, musiałam stamtąd uciec.

      Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, jednak z wilczych oczu biła podejrzliwość. W końcu odwrócił ode mnie wzrok i odparł:

      – W porządku, jeśli chcesz tańczyć, pójdziemy tańczyć.

      – Tak, chcę – odrzekłam, po czym wstałam.

      On jeszcze chwilę siedział i przyglądał mi się badawczo. Poczułam, jak lęk powoli ogarnia moje ciało, pulsując w kolanach i gardle. Spojrzał na fotel, w którym siedziałam, i znowu na mnie. Ewidentnie coś analizował. Mama Jolki mówiła, że jest bardzo inteligentny, zresztą czułam to od samego początku. Musiałam jakoś odwrócić jego uwagę. Zebrałam się w sobie i podałam mu rękę. Uśmiechnęłam się najszerzej, jak potrafiłam, trzepocząc przy tym rzęsami.

      – Nie daj się prosić – powiedziałam.

      Przemierzył wzrokiem moją twarz,