Alicja Sinicka

Oczy wilka


Скачать книгу

Zauważyłam, że Jola była do niego podobna zarówno z wyglądu, jak i w stylu bycia. Mama była postawną kobietą, wyższą od taty. Pracowała w ogólniaku jako nauczycielka matematyki.

      – Lenka, opowiadaj, jak pierwsze wrażenia – powiedziała, nalewając mi soku jabłkowego.

      – Ojejku – odparłam. – Sporo się działo.

      – Na przykład Lena zdążyła już rozwalić samochód Artura Mangano, i to w zeszłą sobotę, gdy tylko wjechała do miasta – wtrąciła Jola.

      Tato przyjaciółki z wrażenia aż upuścił widelec, a ja popatrzyłam na nią z wyrzutem.

      – Nic ci się nie stało, dziecko? – zapytał.

      – Nie – odparłam. – Wszystko dobrze się skończyło.

      Tata Leny w odpowiedzi pokręcił tylko głową.

      – To nieźle się zaprezentowałaś przed nowym pracodawcą – zażartowała mama Joli. – Obyś nie miała więcej takich wpadek. Packing Systems to dobra firma. Chociaż z tego, co mówiła Jola, nie było trudno się tam dostać.

      – W sumie nie – odrzekła przyjaciółka z zakłopotaniem.

      – Sami wysłali jej ofertę – dopowiedział tato.

      – To dziwne – powiedziałam. – Mówiłaś, że było ciężko to załatwić.

      – Bo było. – Podrapała się po brodzie. – W takim sensie, że wiesz, ciężko było, bo dopiero gdy już dostałam tam pracę, dowiedziałam się, że Packing Systems zostało wykupione przez rodzinę Mangano i w ogóle – zmieszała się. – Nie wiem, czy przystąpiłabym do rekrutacji, gdybym wiedziała o tym od początku. – Zamyśliła się.

      – Tak, tak, tajemnicza rodzina Mangano – rzekła mama Joli. – I ten Artur… Nigdy nie miałam równie inteligentnego ucznia.

      – Właśnie, Jola coś wspominała, że dobrze się uczył, chociaż moim zdaniem nie wygląda na prymusa – powiedziałam niby od niechcenia.

      – Nie powiem, rozrabiał co niemiara – stwierdziła mama Jolki. – Ale umysł miał sprawny jak mało kto. Zanim skończyłam pisać skomplikowane zadanie na tablicy, ten już podawał rozwiązanie, zawsze prawidłowe. – Pokręciła z niedowierzaniem głową, jakby do siebie. – Miał u mnie szóstkę. Zresztą nie tylko u mnie. Inni nauczyciele też byli nim zachwyceni.

      – Ciekawe… – zamyśliłam się.

      – A co ty jesteś taka ciekawa? – zapytała Jolka. – Po prostu jest bystry i tyle, ale z tego, co wiem, to nawet nie poszedł na studia.

      – To prawda – przytaknęła mama. – Ponoć od razu zaangażował się w sprawy firmy. Dziwne, że rodzice nie nalegali, aby wyjechał na jakąś uczelnię. Szkoda takiego talentu.

      – Dobra, dajmy już spokój, naprawdę, nie mamy o czym rozmawiać, tylko o rodzinie Mangano? – podsumowała Jolka.

      – Sama zaczęłaś – przypomniałam jej, po czym pokazałam dyskretnie język.

      – Ja tylko opowiedziałam o tym, jakim jesteś dobrym kierowcą. – Uśmiechnęła się szyderczo.

      – A ty jakim jesteś kierowcą, Jola? – zapytałam niewinnie, dokładając sobie pysznego purée ziemniaczanego.

      Jolka zmrużyła złowrogo oczy.

      – Dziewczyny – upomniał nas tato przyjaciółki.

      Jednocześnie wybuchnęłyśmy śmiechem, a po chwili rozmowa zeszła na temat pracy Krzyśka i tego, że nigdy go nie ma. Kiedy zbierałyśmy się do wyjścia, mama Jolki zapakowała nam jeszcze do plastikowych pudełek kotlety mielone i szarlotkę na wynos, a do słoika nalała pomidorowej. Tak wyposażone wróciłyśmy do domu.

      Usiadłyśmy na cytrynowych fotelach w dużym pokoju, żeby chwilę odsapnąć. Czułam, że zaraz pęknę z przejedzenia. Ostatkiem sił odpisałam na śmieszną wiadomość, którą dostałam od Wojtka, i jedyne, o czym myślałam, to żeby przetransportować się jakimś cudem do mojej sypialni i położyć się na łóżku.

      – Lenka, a w co my się w ogóle ubierzemy na tę imprezę? Masz jakiś pomysł? – zapytała Jolka.

      – Wydaje mi się, że jak włożę to, w czym chodzę na co dzień, to będzie okej. – Uśmiechnęłam się. – Wiesz, że mam pełno ciuchów w klimacie lat sześćdziesiątych.

      – Wiem, dlatego liczę na to, że coś mi pożyczysz.

      Byłyśmy podobnego wzrostu i miałyśmy identyczne figury. No, może Jola była ciut szczuplejsza ode mnie, odrobinę bardziej chłopięca. Ja miałam większe wcięcie w talii i okrąglejsze biodra, ale rozmiar ten sam – małe S.

      – Chodźmy do mnie, zaraz znajdę coś dla ciebie – powiedziałam, wstając powoli z fotela i lekko się przeciągając.

      Wygrzebałam z szafy liliową sukienkę o kroju bombki, do kolan, z niewielkim dekoltem i koronkowymi rękawami. Przymierzyłam ją do przyjaciółki, po czym skwitowałam:

      – Idealnie.

      Jola spojrzała na nią z lekkim zdziwieniem w oczach, po czym stwierdziła:

      – Kurczę, Lenka, chyba za bardzo elegancka… Nie wiem, czy jest dobra na taką imprezę. – Skrzywiła się.

      – Coś ty! – odparłam podniesionym głosem. – Jest świetna, byłam w niej chociażby na urodzinach Wojtusia dwa tygodnie temu, a wiesz, że w Lejdi wszyscy chodzą w ciuchach nie z tej epoki. Przymierzaj – rozkazałam.

      Jola bez przekonania włożyła na siebie sukienkę. Wyglądała bardzo dobrze. Liliowy kolor idealnie podkreślał jej ciepłą urodę, a krótkie czarne włosy doskonale kontrastowały z jasną koronką.

      – No, w sumie nie jest zła… – stwierdziła, przyglądając się swemu odbiciu w lustrze. – A ty co wkładasz?

      Spojrzałam w głąb szafy, by po chwili wyciągnąć kremową sukienkę w różowe groszki. Miała bufiaste rękawy. Włożyłam ją. Była dość obcisła i dobrze podkreślała figurę.

      – Ale laska – skwitowała Jolka. – Wyglądasz kapitalnie.

      Popatrzyłam na siebie. Fakt, nie było źle.

      Reszta dnia zleciała nam na oglądaniu filmów i paplaniu o niczym. Wieczorem zrobiłyśmy sobie makijaż w stylu pin-up girl, z grubą czarną kreską na górnej powiece. Ten zabieg nadał nieco charakteru moim pozbawionym wyrazu, jasnozielonym oczom. Jolka wyciągnęła ze szkatułki czerwoną bandankę i przewiązała mi nią włosy. Chwilę po siódmej wrócił Krzysiek. Włożył brązową koszulę w kratkę, która pasowała do jego miedzianych włosów, a pod kołnierzykiem przyczepił czarną muchę. Nie byłam pewna, czy tak się chodziło w latach sześćdziesiątych, ale biorąc pod uwagę jego słabe poczucie humoru, można powiedzieć, że i tak zaszalał.

      W końcu stanęliśmy przed dużym lustrem wbudowanym w starą meblościankę w przedpokoju i patrząc na swoje kolorowe odbicia, stwierdziliśmy, że jesteśmy gotowi na imprezę.

      Rozdział III

      Gdy chwilę przed ósmą wyszliśmy z klatki, na parking przed blokiem podjechał wiekowy kabriolet z zaciągniętym dachem. Wysiadł z niego średniego wzrostu szatyn z krótkimi włosami zaczesanymi na bok i idealnie przystrzyżoną brodą. Gdy go zobaczyłam, kąciki ust od razu powędrowały mi do góry. Wyglądał przekomicznie. Miał na sobie zielony garnitur w białe paski i fioletową koszulę z efektowym żabotem. Całości dopełniały czerwone lakierki w szpic na lekkim obcasie.

      – Lena, jak mniemam. – Rozłożył ręce zupełnie tak, jakby chciał mnie