Alicja Sinicka

Oczy wilka


Скачать книгу

nie zawiodła. Czasami miałam wrażenie, że jest moją opiekunką. Muszę przyznać, że często mi matkowała, co ani trochę nie przeszkadzało w naszej przyjaźni. Wręcz przeciwnie, potrzebowałam tego.

      – Lenka, dziś jest imprezka w Carlosie. Idziemy? – zapytała nagle.

      – A co to takiego Carlos? – Spojrzałam na nią podejrzliwie.

      – Nasz głębski klub, bardzo fajny – odpowiedziała.

      Oczyma wyobraźni ujrzałam ciemny, zadymiony lokal i pijanych mężczyzn, błąkających się po parkiecie z kuflami piwa w rękach.

      – Jola, ja odpadam – rzuciłam pewnym siebie tonem. – Wiesz, że nie bawię się dobrze w takich miejscach.

      Nie lubiłam dyskotek. W Katowicach dałam się parę razy wyciągnąć do klubu, ale zawsze po przyjęciu dużej dawki alkoholu, kiedy moja decyzyjność była mocno uzależniona od woli tłumu.

      – Chodź, będzie fajnie. Wczoraj rozmawiałam z Krzyśkiem i też jest chętny. Zabawa ma być w stylu lat sześćdziesiątych. Przebierzemy się. – Puściła do mnie oko.

      Nie dość, że ciągnęła mnie na dyskotekę, to jeszcze miałam bawić się w maskaradę. Chociaż jeśli spojrzeć na moją garderobę w większości wyposażoną w ciuchy i dodatki z Lejdi, to chyba nie byłoby z tym większego problemu. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że ja chyba chodziłam na co dzień przebrana. Jednak wizja mnie w nocnym klubie tuż po przyjeździe do obcego miasta nie wyglądała zachęcająco.

      – Czy to nie za szybko? – zapytałam. – Jola, pozwól mi jeszcze trochę oswoić się z Głębią.

      Przyjaciółka spojrzała na mnie tak, jakby dopiero teraz naprawdę dotarło do niej, że jestem tu zaledwie kilka dni. Dla niej na dobrą sprawę od zeszłej soboty zbyt wiele się nie zmieniło, dla mnie – praktycznie wszystko.

      – Nie pomyślałam, Lenka, sorry – odparła z przepraszającą miną.

      W jej tonie wyczułam jednak odrobinę zawodu.

      – Czemu tak ci zależy na tej imprezie? – zapytałam.

      – Nie zależy mi, już dobrze, nie pójdziemy – odparła, dłubiąc widelcem w talerzu.

      – Jola, o co chodzi? – ponagliłam.

      Przyjaciółka podniosła wzrok.

      – Nie patrz tak, Lenka. – Skrzywiła się. – Po prostu ostatnio rzadko wychodzimy z Krzyśkiem.

      – Czemu? – zapytałam. – W Katowicach przecież często chodziliście na imprezy.

      – Tak – kiwnęła głową – tylko że to było w Katowicach. Odkąd wróciliśmy tutaj, wszystko się pozmieniało… Wiesz, on cały czas siedzi w pracy albo śpi. Jak mu wczoraj powiedziałam o tej imprezce i możliwe – popatrzyła na mnie znacząco – że uda mi się ciebie wyciągnąć, to stwierdził, że może być ciekawie. Naprawdę pierwszy raz od dłuższego czasu był chętny.

      – Kurczę, Jola, sama nie wiem – zawahałam się.

      Trochę ich obserwowałam w tym tygodniu i faktycznie widziałam, że nie wszystko jest w porządku. Wątpiłam, żeby to jedno wyjście miało cokolwiek zmienić, jednak przyjaciółka wyglądała tak, jakby naprawdę jej na tym zależało.

      – Spoko, nie musimy – odparła cicho i wstała, żeby posprzątać ze stołu.

      – W porządku, pójdę – powiedziałam, zamykając oczy.

      – Tak? – ożywiła się. – Ale na pewno? Bo wiesz, jak nie chcesz, to naprawdę możemy zostać w domu.

      – Tak, tak, jasne – odparłam z ironią w głosie.

      – Ej! – krzyknęła, rzucając mi oburzone spojrzenie.

      – Gdzie jest w ogóle ten cały Carlos? – zapytałam. – Daleko?

      – Nie, to niedaleko, pójdziemy pieszo.

      – Wolę pojechać samochodem.

      – Daj spokój, Lenka, wyluzujesz się trochę – odrzekła zirytowana. – Dobrze, że ja nie mam prawka. Pewnie też byłabym taką niewolnicą czterech kółek.

      – Okej – odparłam dla świętego spokoju. – Niech będzie pieszo.

      Pomogłam Jolce posprzątać ze stołu, następnie poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i niespodziewanie poczułam ogarniającą mnie senność. Wyciszyłam telefon, zamknęłam oczy. Natychmiast zobaczyłam Artura. Co będzie, jeśli znowu go spotkam? Zagubiona w lazurowym labiryncie nie będę w stanie wykrztusić z siebie słowa. Musisz się wziąć w garść, Lena – nakazałam sobie w duchu. Odwróciłam się na bok i podparłam łokciem, spoglądając w kierunku półki z publikacjami Melanii. Od razu zatopiłam wzrok w jej pamiętniku, na którego okładce widniał napis Wspomnienia martwej duszy. Choć raz już go przeczytałam, wciąż czułam niedosyt. Zaczęłam zatem wertować kremowy brulion z pożółkłymi kartkami. Poświęciła mi tyle miejsca. Z charakterystyczną dla siebie delikatnością opisała więź, jaka narodziła się między nami. Dała mi matczyną i ojcowską miłość. Kochałam ją za to tak mocno, że nigdy nie odczuwałam braku rodziców. W dniu wypadku napisała: Odpłynęli w nieznane. Zostawili na lądzie skarb, który wzbogaci moje życie, a trzy lata później: Czuję się tak, jakbym to ja ją powiła, jakby wyszła ze mnie i ze mną trwała od zawsze i na zawsze, moja mała Lenka.

      Dłoń zaczęła mi drżeć. Zamknęłam pamiętnik. W tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że Jola prowadzi z kimś ożywioną rozmowę przez telefon.

      – Tak, tak, będziemy, jasne, Kornel, to do zobaczenia.

      Wyszłam z pokoju i przecierając powieki, zapytałam:

      – Kto dzwonił?

      – Kornel Dancewicz – odpowiedziała z dziwnym błyskiem w oczach.

      – A kto to?

      – Kolega z naszej nowej pracy. Znam go od dziecka. Zostawi tu auto i razem pójdziemy do Carlosa. Przyda ci się towarzystwo.

      Uśmiechnęła się dwuznacznie, a ja ostentacyjnie przewróciłam oczami.

      – Nie mam ochoty na randki – wyparowałam, dając upust złemu nastrojowi, jaki kłębił się w moim umyśle.

      – Daj mu szansę. On jest naprawdę w porządku – przekonywała.

      – Nie lubię takich sytuacji – stwierdziłam, krzyżując ręce na piersi.

      – Tak, wiem, ty lubisz Artura Mangano – odgryzła się.

      – Nieprawda, przecież ja go w ogóle nie znam.

      – Właśnie, Lenka – przytaknęła, patrząc mi prosto w oczy. – Daj szansę Kornelowi. Przecież to nie jest żadna randka. Po prostu wspólne wyjście na imprezkę, gdzie będziesz mogła trochę się wyluzować. Wiesz, od poniedziałku i tak będziesz go codziennie spotykać w firmie. Musisz się przyzwyczaić.

      Zdałam sobie sprawę, że chcąc nie chcąc, byłam na niego skazana. W końcu zrezygnowana odparłam:

      – Dobrze, ale – tu podniosłam palec wskazujący – jeżeli coś mi się dziś nie spodoba w klubie, to od razu wychodzimy.

      Kiwnęła potakująco głową, posyłając mi kolejny uśmiech.

      – Jola! – ponagliłam ją. – Rozumiesz, co do ciebie mówię?

      – Tak, rozumiem.

      – To dobrze – odpowiedziałam i poszłam do swojego pokoju.

      Po chwili zajrzała do niego Jolka.

      –