Alicja Sinicka

Oczy wilka


Скачать книгу

Tak jest.

      Rozdział IV

      W myślach skarciłam się za podjętą decyzję. Gdy wchodziłam po schodach, po mojej głowie krążyło pytanie: Co ty wyprawiasz? Nie umiałam na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Znowu przekroczyłam próg sali dla VIP-ów, tym razem w towarzystwie Artura. Na jego widok wszyscy przerwali rozmowy. Uśmiechali się i kiwali głowami, witając się z nim serdecznie. Ten wskazał mi sofę, którą niedawno opuściłam, i powiedział:

      – Zapraszam.

      – Ale tam nie ma miejsca – odparłam zmieszana.

      Artur zignorował moje spostrzeżenie. Podeszliśmy bliżej. Dwaj rośli mężczyźni siedzący na środku natychmiast wstali i zrobili nam miejsce. Usiedliśmy. Był bardzo blisko mnie, a jego perfumy subtelnie drażniły moje nozdrza.

      – Ładnie pachniesz – wyszeptał mi nagle do ucha, po czym popatrzył na moją szyję i chyba przełknął ślinę, bo dolna część jego idealnie zarysowanego policzka delikatnie się poruszyła.

      – Dziękuję – odparłam, w myślach dodając: „ty też”.

      Cały czas czułam na sobie jego wzrok.

      – Czego się napijesz? – zapytał, ręką przywołując do siebie Leona.

      Spojrzałam na moje niedopite martini. Naprzeciwko niego siedziała Nadia i z pochmurną miną sączyła swojego drinka. Nagle popatrzyła na mnie, jakby wyczuwając mój wzrok, i ostentacyjnie przewróciła oczami.

      – Lena, zadałem ci pytanie – usłyszałam subtelne ponaglenie.

      – A tak, poproszę sok pomarańczowy.

      Nie chciałam już sięgać po niedopitą resztkę. Kto wie, czy ta „sympatyczna” blondynka nie dodała mi tam trochę swojego jadu.

      Wtem podszedł do nas wysoki, muskularny mężczyzna. Na jego czarnej koszulce wisiał złoty łańcuch. Miał śmieszną, trójkątną brodę, która przysłaniała mu praktycznie całą szyję.

      – Świetna impreza, Artur, zresztą jak zawsze – stwierdził, podając dłoń na powitanie.

      – To twoja nowa pani? – zapytał, robiąc delikatny ukłon w moim kierunku.

      Poczułam się niezręcznie. Arturowi chyba też się to nie spodobało, gdyż nic nie odpowiedział, przeszywając go mroźnym spojrzeniem.

      – Wybacz, nie chciałem… – zaczął się tłumaczyć, lecz nie dokończył, bo mój towarzysz podniósł prawą dłoń, po czym zapytał:

      – Czy dopilnowałeś wszystkiego?

      – Tak, będziesz zadowolony – odpowiedział, kiwając potakująco głową. – Tym razem zrobiłem zdjęcia. Już pokazywałem Leonowi w twoim gabinecie. Jeżeli masz chwilę, możemy tam pójść i porozmawiać. Wszystko ci opowiem… – Mówiąc ostatnie słowo, delikatnie uniósł lewą rękę. Zauważyłam, że trzymał w niej ciemną teczkę.

      – W porządku, nie teraz – zarządził Artur. – Spotkamy się jutro.

      – Oczywiście, wobec tego zadzwonię rano – odparł, po czym pożegnał się z nami i odszedł w kierunku szwedzkiego stołu.

      Byłam ciekawa, czego miał dopilnować ten podejrzany mężczyzna, jednak nie czułam się na tyle pewnie, żeby zapytać o to Artura. Miałam zresztą wrażenie, że i tak by mi nie powiedział. Uznałam za dziwne, że mój nowy znajomy ma tu swój gabinet. To chyba nie było tajemnicą.

      – Co to za gabinet?

      Widziałam, że tym pytaniem wyrwałam go z chwili zadumy. Jego błękitne oczy wciąż patrzyły na odchodzącego mężczyznę.

      – Chcesz zobaczyć? – odparł, powoli kierując wzrok na mnie.

      – Nie wiem, a warto? – zapytałam z przekąsem, odbierając od Leona szklankę z sokiem.

      Artur w odpowiedzi zmrużył delikatnie oczy i pokiwał potakująco głową, po czym powiedział, nie odrywając ode mnie wzroku:

      – Zaraz ci pokażę.

      Objął mnie, kładąc dłoń nieco powyżej biodra. Przysunął się bardzo blisko. Musiałam uspokoić oddech, gdyż moją szyję i klatkę piersiową zalała przygaszona fala podniecenia. Czułam, że gdyby chciał mnie pocałować, nawet przy tych wszystkich ludziach, pozwoliłabym mu na to. On tymczasem odgarnął włosy z mojego ramienia i delikatnie w nie dmuchnął, wywołując dreszcz ekscytacji, który sprawił, że mimowolnie zniżyłam się o kilka centymetrów, zachodząc w głowę, co on ze mną wyprawia.

      – Jesteś taka wrażliwa – wyszeptał.

      Uniosłam kąciki ust.

      Wstaliśmy niemal jednocześnie. Mieszanka alkoholu i emocji wirowała w moim umyśle, wpływając na koordynację ruchową. Silne ramię Artura prowadziło mnie jednak pewnie w kierunku dużych grafitowych drzwi w prawym skrzydle sali. Cieszyłam się, że będę miała szansę schować się z nim w bardziej ustronnym miejscu i porozmawiać, bez dodatkowych par uszu, sam na sam. Wyciągnął z kieszeni kartę i przyłożył do małego migającego prostokąta po lewej stronie wejścia do gabinetu. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, drzwi natychmiast się zamknęły. Towarzyszył temu dziwny odgłos zasysania. Odniosłam wrażenie, że są bardzo solidne.

      – Pancerne? – zażartowałam.

      – Tak – odparł, wzruszając ramionami.

      – Żartujesz sobie?

      Pokręcił przecząco głową, szarmancko się uśmiechając.

      – Po co ci takie drzwi?

      – Żeby czuć się bezpiecznie. – Puścił do mnie oko, opierając się o kant czarnego, błyszczącego biurka.

      Usiadłam w dużym, skórzanym fotelu naprzeciwko. Gabinet wyglądał skromnie. Ciemne ściany oświetlone były kilkoma LED-ami zamontowanymi po obu stronach sufitu. Za biurkiem wisiał obraz przedstawiający wilka. Zwierzę miało oczy o odmiennych kolorach: prawe było jasnobłękitne, przypominające kolorem tęczówkę Artura, a drugie – jasnobrązowe.

      – Ładny. – Wskazałam ręką na malowidło.

      Artur obrócił się, po czym wrócił do mnie wzrokiem.

      – Dobrze, że ci się podoba.

      – Ciekawe, wilk ze skazą – skwitowałam.

      – Ze skazą – powtórzył jakby do siebie. – Jak myślisz, Leno, które oko to skaza?

      – Brązowe – odpowiedziałam natychmiast.

      – Brązowe? – Zmarszczył brwi i ponownie odwrócił się do obrazu. – To jaśniejsza barwa. Rzadko spotyka się taki odcień tęczówki. Osobiście nazwałbym go karmelowym.

      – Racja – odpowiedziałam, zdając sobie sprawę, że jest to kolor oczu Melanii.

      Przez chwilę żadne z nas nic nie mówiło.

      – Masz udziały w Carlosie? – zapytałam retorycznie.

      Na jego prawym policzku pojawiło się wgłębienie.

      – Jakieś sto procent.

      Zdziwiło mnie to, że Jolka nie powiedziała mi wcześniej.

      – Chyba niewiele osób o tym wie – mówił dalej. – Oficjalnie klub należy do Nadii. Siedziała na sofie niedaleko nas. Nie wiem, czy miałaś już okazję ją poznać.

      – Tak, miałam – odrzekłam, w myślach dodając: „niestety”.

      – Nie przypadła ci do gustu? – zapytał, przyglądając